
pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Delaney Joseph Kroniki Wardstone 06 Starcie DemonĂłw
- Kroniki Drugiego Kregu 2 Piolun i Miod
- McMahon Barbara Kronika towarzyska
- 20 Jude Watson Uczeń Jedi 8 Dzień Rozpoznania
- Uczeń.Jedi.05.Jude.Watson Obrońcy.umarłych
- 16. Moody Raymond Odwiedziny z zaswiatow
- Kroniki brata Cadfaela 11 Doskonała tajemnica Peters Ellis
- Agatha Christie śÂšmierć‡ w chmurach
- Koontz_Dean_R._ _TIK TAK
- 104. Rolofson Kristine MiśÂ‚ośÂ›ć‡ jak z bajki... 10 Na pewno wrócć™
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lolanoir.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słońce stało nisko, ale jeszcze nie zapadło za pasmo krzaków, a skośne zachodnie światło
wydobywało każdy szczegół ze złocistą, lśniącą jasnością i wyszukiwało każdy punkt, od
którego mogło się odbić. Cadfael patrzył uważnie, bo z tego oddalonego miejsca mógł
widzieć rzeczy ukryte przed Hugonem, który stał blisko. nie podobał mu się sposób, i w jaki
Jevan ściskał ramię Fortunaty, przytrzymując ją przy swoim boku. Hugo z pewnością zwrócił
uwagę na ten uścisk, niezwyczajny u osoby tak chłodnej i zdystansowanej jak Jevan z
Lythwood. Czy jednak dostrzegł, tak jak Cadfael, na jedną chwilę i w jednym rubinowym
promieniu zachodzącego słońca błysk ostrza noża w rozcięciu prawego rękawa Jevana?
Nie było niczego dziwnego w wyglądzie dziewczyny, może poza niezwykłym
spokojem jej twarzy. Nie miała nic do powiedzenia, nie zdradzała strachu czy niedowierzania,
nie krępował jej ten uścisk, a jeśli krępował, nie okazywała tego. Wiedziała jednak prawie na
pewno, co Jevan ma w drugiej ręce.
- Więc tu odprawiasz swoje misteria - mówił Hugo, podchodząc z ciekawością do
warsztatu. - Często myślałem o twojej sztuce. Znam jakość tego, co wytwarzasz. Widziałem
arkusze w użyciu, ale nie mogę zrozumieć, jak dochodzą do takiej białości, widząc jakie
surowe są skóry, z których je wyprawiasz.
Chodził po izbie niczym ciekawski gość, zaglądając w kąty, ale unikając rzędu noży,
bo brak jednego był zbyt oczywisty, by go pominąć bez komentarza. Kusił Jevana, gdyby ten
ukrywał coś wewnątrz, do puszczenia dziewczyny i do wejścia, ale Jevan nie rozluzniał
chwytu. Przyciągnął tylko Fortunatę bliżej drzwi i nie posuwał się dalej. I teraz ten ich
spętany ruch zaczął wydawać się złowrogi, a ich rozłączenie zaczęło wyglądać na sprawę
życia i śmierci. Cadfael zbliżył się nieco, prowadząc konie.
Hugo wyłonił się znów z chaty, wciąż rozglądając się ciekawie. Minął złączoną parę i
poszedł ku brzegowi, gdzie tkwiły w rzece klatki z sieciami. Jevan poszedł za nim, ale wciąż
trzymając ramię dziewczyny przyciśnięte do swego boku. Kobieta chodzi po lewej, żeby
prawe ramię mężczyzny było wolne do jej obrony pięścią albo mieczem. Jevan trzymał
Fortunatę tak mocno po lewej, by mieć ją w zasięgu noża, gdyby sprawa skończyła się zle.
Czy może miał ten nóż dla siebie?
Elave przyszedł tak jak jezdzcy, przez miasto, wchodząc jednym mostem, wychodząc
drugim, biegnąc już nie szaleńczo jak na początku, ale krokiem i rytmem, który mógł
utrzymywać. Z dawnych lat znał najkrótszą ścieżkę z przedmieścia w górę rzeki do zakrętu,
gdzie nurt wyrzezbił swe łożysko głęboko i mocno. Kiedy wyszedł zza grzbietu i mógł
spojrzeć w dół na samotny warsztat na łące, cofnięty w górę stoku, by nie dosięgnęła go
powódz, zwlekał między drzewami, by zrozumieć scenę poniżej, i dech mu zaparło, gdy ją
zrozumiał.
Byli tam, tuż przed drzwiami warsztatu, które umieszczono w szczytowej ścianie
chaty z góry rzeki, dla wykorzystania wieczornego światła od zachodu, tak jak szeroki otwór
w południowej ścianie zapewniał je przez większą część dnia. Widział dwie osiatkowane
ramy w wodzie, nieco w dół nurtu, gdzie uniesiony brzeg pozwalał na pewne zakotwienie. Za
połączonymi postaciami Jevana i Fortunaty drzwi chaty stały otworem w oszukańczej sugestii
uczciwości, a złączone ramiona stryja i bratanicy przedstawiały parodię zaufania. Przez
wszystkie lata jej dzieciństwa Jevan nigdy nawet nie pogłaskał dziewczynki, jak Girard robił
to z natury. To był inny rodzaj człowieka, skryty, zdystansowany, nieskłonny dotykać ani być
dotykanym, niewylewny w swych uczuciach. Był dla niej dobrym stryjem na swój chłodny,
ironiczny sposób, z pewnością kochał ją, ale nie tak. To nie miłość teraz ich łączyła. Czy ona
była jego zakładniczką? Jego osłoną choć na krótką chwilę? Nie, gdyby nie miała niczego do
wyjawienia, a on był jej pewny, po co ten uścisk? Mogłaby stać osobno, co by mu nadawało
pozory normalności i oszukałoby szeryfa przynajmniej dziś. Trzymał ją mocno przy sobie, bo
nie był jej pewny. Musiał jej przypominać tym uściskiem, że jeśli powie coś nie tak, on może
się zemścić.
Elave zakradł się pod osłoną drzew schodzących długim, rzednącym łukiem w dół do
Sewemy i przyczaił się wśród krzaków jakieś pięćdziesiąt kroków od brzegu. Był teraz bliżej
i mógł słyszeć głosy, ale nie rozumiał, co mówiono. Miedzy nim a grupą przy drzwiach stał
brat Cadfael z końmi, powstrzymując się na razie od jakiegokolwiek ruchu. I wszystko to
było grą, Elave widział to teraz wyraznie, grą, by zachować pozory normalności miedzy nimi
wszystkimi. Nie wolno było tego naruszyć; zbyt otwarte słowo, jakiś grozny ruch mogły
przyśpieszyć katastrofę. Same głosy były obojętne, niewymuszone i płynne, niczym głosy
znajomych wymieniajÄ…cych ploteczki na ulicy.
Widział Hugona wchodzącego do warsztatu i widział, że Jevan nie zwolnił z uścisku
Fortunaty, żeby poszła za nim, ale stał nieporuszenie na zewnątrz. Widział jak szeryf ukazuje
się znowu, ożywiony i uśmiechnięty, mijając tych dwoje i kiwając na Je - vana, by poszedł z
nim ku rzece, ale kiedy tamci się ruszyli, poruszali się jak jedno ciało. Potem Cadfael
poruszył się nagle, następując na pięty Jevanowi, ale Jevan nie odwrócił głowy ani nie
zwolnił chwytu. A Fortunata przez cały czas szła tam, dokąd ją prowadzono, z twarzą czujną i
nieruchomÄ….
Tym czego potrzebowali, co starali się uzyskać, był jakiś bodziec, coś, co
rozłączyłoby tę złączoną parę i umożliwiłoby Hugonowi wyrwanie dziewczyny temu
człowiekowi. Pozbawionego jej Jevana można było łatwo spacyfikować. Ale ich było tylko
dwóch, a on miał ich na oku i mógł tak manewrować, by ich trzymać na długość ręki. Dopóki
trzymał pod ramię Fortunatę, on był bezpieczny, a ona w niebezpieczeństwie, i nikt nie mógł
sobie pozwolić na rozbicie tego udawania, że wszystko jest jak zawsze.
Ale on, Elave, mógł! Jevan nie wiedział o nim i jego się nie wystrzegał. I to musi być
coś, co wstrząśnie jego udawaniem, oderwie jego dłoń od tarczy i zostawi go bez osłony.
Dopiero wtedy będą mieli szansę.
Ostatni długi, czerwony promień zachodzącego słońca przed jego zniknięciem
przewiercił krzaki i przyćmił żółty blask lampy wewnątrz chaty, który Elave widział przez
cały ten czas, i rozbłysnął na chwilę na przegubie prawej dłoni Jevana. Elave rozpoznał od
razu ogień i stal i zrozumiał, czemu Hugo trzyma się cierpliwie z dala. Zrozumiał też, co ma
do zrobienia. Cała grupa wraz z prowadzonymi końmi kierowała się ku siatkowym klatkom,
gdzie skóry wiły się i wirowały w nurcie. Jeszcze kilka kroków, a chata znajdzie się między
nim a nimi.
Hugo Beringar prowadził rozmowę, udając zainteresowanie procesem wytwarzania
welinu i usiłując odwrócić uwagę Jevana do takiego stopnia, by osłabił swą czujność. Cadfael
szedł całkiem blisko z końmi, ale Jevan nawet na niego nie spojrzał. Z pewnością zostawił
zapaloną lampę i otwarte drzwi, by zmusić szeryfa do wycofania się w końcu, odjechania i
zostawienia cierpliwego rzemieślnika, by zakończył swoje sprawy przed nocą. Hugo był
również skłonny nadużywać tej niespokojnej cierpliwości. A gdy tak trwali w martwym
punkcie na brzegu rzeki, znalazł się ktoś, kto mógł działać - i tylko on.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]