
pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Karen Kendall Krok po kroku
- Hawkins Karen _ wyznania Ĺotra
- Cartland_Barbara_ _Milosc_w_hotelu_Ritz
- Asaro, Catherine The Charmed Sphere
- HśÂasko Marek PićÂkni dwudziestoletni 50
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 4 Walkiria
- Jerome Bigge Warlady 4 2566 Ad
- Asimov, Isaac Magical Wishes
- Myers Helen R[1]. W blasku ksiÄÂâÂËćąćËyca
- Caillois Roger śąywiośÂ i śÂad
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odniesionej rany konsekwentnie go realizuje? Jess.
A mógł przecież pozwolić im zostać na skalnej ścianie, mógł pod osłoną nocy
wymknąć się wczoraj z pieczary, zostawiając je własnemu losowi. Nie mając ich
dwóch na karku, o wiele szybciej umknął by z tej koszmarnej okolicy, ale taka
myśl nawet nie postała mu w głowie. Co do tego Lynn nie miała nawet cienia
wątpliwości.
W głębi duszy była, bowiem całkowicie przekonana, że ten niepoprawny kowboj
uczyni wszystko, żeby wyciągnąć je obie z tarapatów.
No proszę, model z krainy Marlboro jako bohater. Mimo niechęci do uznania swej
pomyłki w ocenie młodszego Feldmana, Lynn nie mogła jednak nie zauważyć, że
zachowywał się wyjątkowo szlachetnie.
Zgodnie z tym, co powiedział Jess, tuż za wielkim omszałym głazem, wśród
strzegących tego miejsca majestatycznych sosen, rozciągał się gąszcz paproci.
Ich pierzaste liście spływały zieloną kaskadą aż do samej ziemi. Zabłąkany
promień słońca podświe tlał wirujące w powietrzu pyłki.
- Rory! - zawołała Lynn stłumionym głosem, nie mogąc się oprzeć niesamowitemu
wrażeniu, że drzewa mają uszy. - Już wróciliśmy! Musimy iść!
Dziewczynka nie odezwała się jednak. Może śpi? - zastana wiała się Lynn.
Podeszła bliżej i rozgarnęła kępy paproci.
Kryjówka była pusta.
Kiedy wpatrywała się tępym wzrokiem w gniazdko opuszczone z nieznanych powodów
przez córkę, nagle uzmysłowiła sobie przyczynę trawiącego ją podświadomie
niepokoju - w lesie wokół panowała nienaturalna cisza.
Oprócz własnego oddechu i cichego szeptu wiatru w gałęziach Lynn nie słyszała
nic: ani świergotu ptaków, ani brzęczenia owadów, ani żadnych innych odgłosów
zwierząt. Po prostu nic.
Nagle, instynktownie wyczuwając czyjąś obecność na lewo, szybko odwróciła się w
tamtą stronę, napotykając ni mniej, m więcej tylko przerazliwie błękitne
spojrzenie córki, oddalonej zaledwie o trzy kroki. Klęczała wśród sięgających
jej do ramion paproci, na wpół schowana za pniem grubej sosny. Z tyłu za Rory
klęczał krępy, czarnowłosy, łysiejący mężczyzna, który przygarniając ku sobie
ramieniem dziewczynkę, zasłaniał jej usta toporną łapą.
W drugiej dłoni ściskał pistolet, wycelowany prosto w Lynn.
26
Od dawna zadajecie się z Judaszem? - zapytał zbir.
Miał na sobie czarne spodnie i poplamioną krwią białą bluzę od dresu, rozpiętą
pod szyją. Przemawiał spokojnym, ściszonym głosem, z lekka zatrącając
południowym akcentem. Raczej ze zdziwieniem niż złością obejrzał dokładnie Lynn,
marszcząc przy tym brwi.
Nie całkiem rozumiejąc pytanie, na wszelki wypadek postanowiła się uśmiechnąć.
Zazwyczaj promienna uroda w jednej chwili zjednywała jej przychylność mężczyzn.
Ale nie dziś: okryta puchową kurtką sięgającą kolan, z umorusaną twarzą i
zlepionymi w strąki włosami zbyt odbiegała nr) ideału piękna, by wywrzeć na
kimkolwiek piorunujące wrażenie. Mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu.
- Nie należysz do klanu Michaela - stwierdził krótko. - Nie znam cię.
Wyglądał i mówił zaskakująco zwyczajnie. Handlarz używanymi samochodami jako
maniakalny morderca!
Ciarki przebiegły jej po krzyżu.
- Nie, nie należę - odrzekła, starając się opanować drżenie głosu.
Pojąwszy wreszcie całą grozę sytuacji, Lynn zaczęła się bać. Nogi miała jak z
waty, zaschło jej w gardle. Zerknęła na córkę: w rozszerzonych zrenicach Rory
także czaił się strach.
Nie miała wątpliwości, że stojący przed nią człowiek to jeden z bandy
ścigających ich morderców, bo ilu uzbrojonych szaleńców może biegać po
powierzchni kilku kilometrów kwadratowych lasu? Wpadły więc w końcu w ręce tych
samych zbirów, którzy w tak okrutny sposób pozbawili życia tamtą nieszczęsną
kobietę, chłopców, nagiego mężczyznę albo jeszcze kogoś! Ale ich może nie
zabiją, skoro żadna nie należała do klanu Michaela, cokolwiek to oznaczało.
Ponadto handlarz samochodami zapewne nie jest pewny, czy ma do czynienia z
tropionymi przez bandę uciekinierkami. Co więcej, nie wie również tego, że
widziały zmasakrowane zwłoki w osadzie górniczej. W tym tkwi ich jedyna szansa.
Lynn powinna przekonać tego zbira, że właśnie los zetknął go z dwiema
przypadkowymi turystkami, które niczego nie słyszały ani nie widziały. Oprócz
rewolweru zaciśniętego w ręce mężczyzny, który pochwycił i trzymał przed sobą
Rory. Zaiste zadanie godne diabła.
Zdawała sobie sprawę z nikłych szans powodzenia, musiała jednak spróbować, choć
dławiły ją ze strachu mdłości.
- Polował pan tu w okolicy? - zapytała z przyklejonym uśmiechem, godnym, w jej
przekonaniu przynajmniej, jowialnej Pat Greer. - Przeszkodziłyśmy? Najmocniej
przepraszamy! Jeżeli tylko puści pan moją córkę, to natychmiast stąd znikniemy i
będzie pan mógł w spokoju wrócić do swego zajęcia.
- Czy Theresa jest z wami? - zapytał, kompletnie ignorując jej paplaninę.
- Theresa? - powtórzyła wolno Lynn, gotowa albo przytaknąć, albo zaprzeczyć;
niestety, nie umiała odgadnąć, która z tych odpowiedzi przypadnie tamtemu do
gustu.
- Theresa, córka Michaela.
- Ach...- Kiedy w pośpiechu próbowała rozważyć korzyści z wyznania prawdy, obcy
potrząsnął głową, jakby odpowiedz na to pytanie ni stąd, ni zowąd przestała go
interesować.
- A gdzie mężczyzna? - zapytał dla odmiany, bacznie jej się przyglądając. Kątem
oka Lynn zauważyła, że Rory drży; dłonie dziewczynki dygotały konwulsyjnie.
- Mężczyzna? - Wzięła głęboki wdech, zastanawiając się, czy nie wrzasnąć, ile
tchu w piersi. Jej krzyk zapewne sprowadziłby tu w mig owego mężczyznę , ale
równie dobrze mógłby pchnąć handlarza samochodów do zamordowania jej i Rory. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]