pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Deveraux Jude Dama
- Alan Dean Foster Alien 02 Aliens
- Goldberg Lee Detektyw Monk jedzie na Hawaje
- Jerome Bigge Warlady 1 2565AD
- Jack L. Chalker Identity Matrix
- Foster, Alan Dean Aliens Vs Predator War
- Cabot Meg 05 Szukajć…c siebie
- James P. Hogan Craddle of Saturn
- Milan Ryzl Parapsychologia praktyczna
- Mossberg Muzzleloader
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzystać.
- Cette innocence! (Jakaż niewinność!) - zaśmiała się panna Lawinia.
- Cette simplicit~e! (Jakaż prostota!) - dodała księżna Idalia.
- No, no, w rodzinie możemy sobie na swobodę pozwolić. Jesteś przecie po oświadczynach i przyjęty!
- śmiał się wuj, klepiąc go poufale po ramieniu. - Nie masz się czego kryć. Partia pod każdym względem
koligacji tak świetna, że zakasujesz i zaćmisz nas wszystkich.
Uśmiech bratowej stał się triumfująco złośliwym. Poczuł Leon, że śliczne te rączki i główka namotały
coś bardzo misternie i mocno, by go pojmać.
Matka miała też uśmiech na twarzy, ale sztuczny i niejasny, jakby za nim kryła niepewność i trwogę.
Panna Lawinia, mocno zaciekawiona, przypatrywała się Leonowi.
Nie lubiła szwagierki, pięknej Idalii, a nade wszystko nie lubiła małżeństw bez miłości i skandalu.
Drżała z chęci, aby Leo odmówił, dla dogodzenia jej gustom awanturniczym.
Leon przez pół już zrozumiał. Rozporządzono się nim bez wiedzy i woli, a teraz matka zawiadomiła o
tym rodzinę i sprawę tę wytaczano publicznie, ufając, że on właśnie dla uniknięcia sskandalu podda się i
ulegnie. Ale on w tej chwili poczuł, że godzina jego odwetu przyszła i rozgoryczony poprzednimi myślami
wcale o poddaniu się nie myślał. Obraza dawna i zapamiętałość rodowa zagrały w jego piersi. Aż się zdziwił,
jakie tam zawrzało życie.
- Przepraszam wuja - rzekł - zachodzi tu zapewne grube nieporozumienie. Ja się nie myślę żenić ani
teraz, ani kiedykolwiek! Zażartowano z wuja!
- Zażartowano! Cha! cha! Twoja matka nie żartuje nigdy, mój drogi.
- Moja matka? - tonem zdumienia powtórzył, podnosząc na nią oczy spokojne, a tak twarde, że nagle
przestała się uśmiechać, zbladła i widząc, że go nie podejdzie słodyczą, przybrała zwykły ton despotycznej
monarchini.
- Nie żartowałam. Twoje małżeństwo z księżniczką Caraman-Capet było rzeczą z dawna ułożoną.
Teraz uczyniłam krok ostatni: życzenia nasze przełożyłam jej matce i otrzymałam pomyślną odpowiedz. Jutro
masz się osobiście przedstawić. Zresztą to tylko forma, o związku tym wie cały Paryż arystokratyczny i wiedzą
też u nas w kraju. Uwagi twoje są zupełnie niestosowne w tym razie.
Leon do krwi zagryzł usta, aby nie wybuchnąć. Czuł w sobie zupełnie plebejuszowski gniew i
118
wściekłość.
- Uwagi, acz niestosowne, raczy matka przyjąć jako moje ostatnie zdanie w tej sprawie. %7łałuję, że
mnie o to wcześniej nie spytano. Oszczędziłoby to wielu nieprzyjemnych wyjaśnień.
- Twoje zdanie? Nie słyszałam go.
- %7łe się ani teraz, ani kiedykolwiek żenić nie myślę.
- Ach, fe! Postępujesz jak błazen! - fuknął wuj oburzony.
Ciotka Lawinia zacierała ręce pod stołem.
Leon wstał i zwrócił się do księcia:
- Moja matka nie żartowała zatem, ale tylko zapomniała, żem wobec niej samej złożył słowo honoru
pozostania w bezżeństwie. Wtedy wymagała tego ode mnie; teraz żądać nie może, bym słowu swemu nie
sprostał. Postępuję, wuju, jakem obowiązany sobie i rodowi memu.
Proński i obie panie pytające oczy zwrócili na księżnę.
Ta z bladej stała się purpurową. Tak jest: zapomniała. On wtedy nie był przecie dziedzicem i być nim
nie miał; czyż dbała i myślała o tym głupim epizodzie!
Wstała i ona też, i spiorunowała syna wzrokiem..
- Zapominasz i ty, żem wtedy ciebie uratowała od śmieszności i hańby... od wstrętnego mezaliansu z
moją pokojówką czy coś podobnego.
- Zatem matka wymówiła teraz to, czego się zobowiązała nigdy nie wymówić. Nie potrzebujemy więc
bawić się w dwuznaczniki. I owszem. Pokojówce tej - jak ją matka nazywa - przysiągłem miłość i wierność.
Poślubioną mi była w honorze i sumieniu. Poświęciłem matce osobiste szczęście; nie mogłem poświęcić
honoru. Pokojówka ta była moją wybraną; nie posiądę jej nigdy, alem, jak wtedy matce rzekł i do niej napisał,
nie posiądę nikogo. Matka tak chciała. Spełniam ściśle warunki wówczas mi naznaczone.
Teraz panna Lawinia, niezdolna się dłużej w zachwycie pohamować, przyskoczyła do niego i ścisnęła
za ramię z całej mocy.
Nie zauważył tego, zanadto sobą samym zajęty.
- Aadne historie! Aadne historie! - szeptał książę Proński. - Ta pokojówka musiała być ósmym cudem
świata. %7łe też ja jej w Holszy nie najrzałem. Mam przecie oko!
Księżna matka dumnie rzuciła głową.
- Jak śmiesz brudy swoich miłostek mieszać do tak poważnej rozmowy, w towarzystwie dam i wobec
moich siwych włosów! Zapominasz, gdzie jesteś.
- Przepraszam. Matka zapomina, kim ja jestem.
- Moim synem.
- Bynajmniej. Wtedy, gdym uległ matce, przestałem być synem. Byłem długie lata obcym; teraz
jestem pokornym sługą. Proszę rozporządzać moim funduszem, czasem i siłami, ale nigdy osobą. %7łałuję, że
119
wyjaśnienie to stało się koniecznym, ale... nie ja je wywołałem.
- A zatem precz, precz! Nie mam syna! Precz mi z oczu, z serca, z myśli! Precz, żebym cię więcej
nigdy nie oglądała, mój wstydzie! Zemszczą się inni za mnie nad tobą.
Pyszna kobieta usunęła się na fotel.
- Zabijasz matkę! - krzyknął Proński podbiegając do siostry.
- Ah, comme vous ~etes commun! (Ach, jakiż pan grubiański!) - z bezmierną pogardą syknęła
bratowa.
Leon ukłonił się etykietalnie i wyszedł.
Rozumiał, że nie z pokoju wychodzi, ale ze swego świata, lecz się nad skutkami nie zastanawiał, tak
był rozdrażniony i podniecony.
Na schodach już dogoniła go księżniczka Lawinia.
- Mój Boże! Jaki ty byłeś pyszny! Ja cię ubóstwiam! Teraz będziesz miał pojedynek z bratem tej
potwornej Capetówny! Zaraz to się rozgłosi. Daj mi wiedzieć, gdzie nastąpi spotkanie. Tak lubię z daleka, w
karecie, asystować pojedynkom. Nie zapomnij!
- Zawiadomię ciotkę - odparł.
Kareta jego stała przed bramą. Wsiadł i kazał się wiezć do hotelu.
Zdawało mu się, że cetnar mniej miał na sercu, że odmłodniał, ożył.
W mieszkaniu, zaledwie po kilku godzinach samotności, spojrzał trzezwiej przed siebie.
To, co uczynił, było monstrualną zuchwałością; prowadziło bardzo daleko w skutkach. Ni mniej, ni
więcej, groziło mu to, o czym niegdyś mówił Grzymale: zostanie jednostką wykreśloną ze swego
społeczeństwa, los rozbitka na bezludnej wyspie, czyli w pałacu holszańskim.
Położenie swoje jasno pojął i wszystkie nawyknienia, pojęcia, czucia arystokraty wzdrygnęły się
zgrozą przed obrazem takiej przyszłości. Zaczynał słabnąć, zaczynał się wahać.
Godzina była pózna, gdy mu oznajmiono wuja Prońskiego, i nagle, na samą myśl, że to poseł o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]