pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Cień nocy 02 Blask nocy
- William Shatner Tek War 02 Tek Lords
- Gordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)
- Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower
- 2006.02 Menus and Choices Creating a Multimedia Center with Mpeg Menu System V2
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Lorie O'Clare [Dead World 02] Shara's Challenge [pdf]
- Laurie King Mary Russel 02 A Monstrous Regiment of Women
- Alan Dean Foster Flinx 02 Tar Aiym Krang
- Dell_Ether_Mary_ _Powiew_wiosny_02_ _Cierniste_róşe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyciśnie potrzeba. Wystarczy, żebym strzelił pal
cami, a już się pchają.
- Christine taka nie jest.
- No jasne. Ona sama zapewne strzela palcami.
No, ale ja nie mam zamiaru się za nią uganiać, bez
44 " MARZEC CIG DALSZY
względu na jej urodę. Ostatecznie nie brakuje w okoli
cy ładnych nóg, piersi, pup i wielkich niebieskich oczu.
A jeśli chodzi o te blond włosy, to i tak pewnie są
farbowane. - Przerwał, żeby złapać oddech. - Mogę
z nią pracować, jasne. Jak długo robi, co do niej należy,
mogę z nią pracować. Ale jeśli zacznie tu jakieś gierki,
jeśli zacznie stroić fochy, zadzierać nosa i patrzyć na
mnie z góry, jeśli spróbuje się wtrącać do mojej roboty,
będziemy mieli problem. Duży problem.
W rzeczywistości Gideon już miał problem, ale zdał
sobie z tego sprawÄ™ dopiero po trzech tygodniach,
w czasie których nie mógł wyrzucić Christine Gillette
z pamięci. Olśniło go dopiero, gdy zadzwoniła, by się
z nim umówić na spotkanie, a on odłożył słuchawkę
z bijÄ…cym sercem.
ROZDZIAA
3
Christine nie czuła się najlepiej, gdy w czwartkowy
ranek wyjeżdżała z Belmont do Crosslyn Rise. Zbun
tował się jej żołądek. Cie pomogła ani herbata, ani
talerz płatków owsianych.
Wmawiała sobie, że to nie zdenerwowanie, lecz
podniecenie. Od gratulacyjnego telefonu Jessiki Chris
tine była cała w skowronkach. Rzuciła się do pracy nad
innymi zleceniami, by zakończyć je czym prędzej
i poświęcić się już wyłącznie Crosslyn Rise. Może więc
marne samopoczucie wynikało również ze zmęczenia.
Choć niechętnie przyznawała się do tego nawet
przed sobą, niepokoiła ją perspektywa pracy z kimś
takim jak Gideon Lowe. Nawet wobec najbardziej
onieśmielających klientów potrafiła zachować spokój,
ale przy Gideonie jej opanowanie zawodziło. Był
porywczy, ale i takich zdarzało jej się spotkać. Był
męskim szowinistą, ale miewała do czynienia z bardziej
tępogłowymi przypadkami. A jednak nie potrafiła
przejść do porządku nad jego zachowaniem. Tkwił
w jej myślach jak zadra, a ona nie wiedziała dlaczego.
Zastanawiała się nad tym, jadąc na północ drogą
numer sto dwadzieścia osiem. Zresztą od spotkania
46 " MARZEC CIG DALSZY
w banku trzy tygodnie temu Gideon pojawiał się
nieproszony w jej myślach w każdej wolnej chwili.
Wówczas, w banku, jego widok ją zaskoczył. Nie
sama obecność Gideona, ale jego wygląd. Na placu
budowy był robotnikiem, w oblepionych błotem bu
tach, w wytartych dżinsach, ocieplanej kurtce na
flanelowej koszuli, spod której wystawał jeszcze pod
koszulek. Kosmyki włosów wysuwały się w nieładzie
spod wełnianej czapki. Wyraznie przydałby mu się
prysznic i maszynka do golenia.
W banku natomiast był oczywiście i umyty, i ogolo
ny. Jego włosy, nieco dłuższe niż innych obecnych tam
mężczyzn, były jednak fachowo obcięte. Ramiona
robiły wrażenie tak samo szerokich pod swetrem
z wielbłądziej wełny jak pod kurtką, a biodra - tak
samo wÄ…skich w szarych spodniach jak w znoszonych
dżinsach. Najwyrazniej miał również dobry gust, jeśli
sądzić po doborze krawata.
Musiała przyznać, że był z niego bardzo przystojny
mężczyzna, ale to nie jego fizyczna atrakcyjność
wywoływała niepokój Christine. Ostatecznie na pewno
był żonaty. Poza tym przecież wcale nie szukała
mężczyzny. Miała już jednego w odwodzie. Nazywał
się Anthony Haskell, był sympatyczny, spokojny
i uprzejmy i gdy tylko miała dla niego czas, chętnie
zabierał ją do teatru, kina lub na kolację, ale zdarza
ło się to najwyżej dwa, trzy razy w miesiącu. Był mi
łym towarzyszem, co Christine całkowicie satysfakcjo
nowało.
A więc pod tym względem Gideon Lowe nie
stanowił zagrożenia. Jednakże trudno było kobiecie
nie czuć jego siły, jego fizyczności. No właśnie, i to ją
onieśmielało, przyznawała Christine w duchu. Dlatego
MARZEC CIG DALSZY " 47
była taka roztrzęsiona. Chwyciła byka za rogi, dzwo
niąc do Gideona z prośbą o spotkanie, ale starała się,
by jej głos brzmiał pewnie i zdecydowanie. Gideon był
typem drapieżnika: gdyby wyczuł jakąś słabość, na
tychmiast by ją wykorzystał.
Skręciła na drogę biegnącą wzdłuż wybrzeża. Oso
biście wolałaby spotkanie w banku lub w biurze
Cartera, czyli w miejscu bardziej neutralnym, ale
Gideon uznał, że powinni patrzeć na przedmiot swojej
rozmowy. W pewnym sensie miał rację.
Na szczęście dzień był jasny i słoneczny, choć
mrozny - jak to w grudniu. Znieg jak dotychczas nie
stwarzał problemów. Christine ubrała się odpowiednio
do pogody. Pod wełnianymi spodniami miała ciepłe
rajstopy, szyję grzał jej gruby golf, a całe ciało otulał
długi, wełniany płaszcz. Na siedzeniu obok leżały
rękawiczki i nauszniki. W samochodzie było jej zdecy
dowanie za gorąco i dawno już zdjęłaby płaszcz, gdyby
nie musiała zatrzymywać auta i tracić czasu. Nawet przy
wyłączonym ogrzewaniu czuła spływającą miedzy pier
siami strużkę potu.
Wjechała na teren Crosslyn Rise i rozjeżdżoną przez
ciężarówki drogą skierowała się wprost ku kaczemu
stawkowi. Na budowie nikogo nie było. Spojrzała na
zegarek. Umówili się na wpół do dziewiątej i właśnie tę
godzinę pokazywały wskazówki. Mimo dość aroganc
kiego stwierdzenia Gideona, że praca na budowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]