pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Gordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)
- Gordon Dickson Dragon 05 The Dragon, the Earl, and the Troll (v1.2)
- Korman Gordon 39 wskazówek tom 2 Fałszywa nuta
- Gordon Dickson The Last Dream (v1.1) (lit)
- Gordon Dickson Hour of the Gremlins
- DOD Risk Assessment of United States Space Export Control Policy
- Morgan Sarah Harlequin Medical 404 Zimowy wieczor
- Hardy Kate Lekarz z Katalonii(1)
- Gordon Abigail Intruz
- Dziedzictwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- botus.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął serdecznym śmiechem. A ona
popatrzyła na niego czule. W życiu Marcusa nie było do tej pory zbyt wielu
powodów do radości. Najpierw opuściła go lekkomyślna dziewczyna, a
potem straci! ukochaną żonę i musiał sam wychowywać córkę, pracując na
dwóch etatach.
Caroline zapomniała na chwilę o swoich nie spełnionych marzeniach i
poprzysięgła sobie, że wniesie w życie lego mężczyzny trochę szczęścia.
Gdy wkraczali do ogrodów komisarza policji, Marcus ujął ją za rękę, a ona
poczuła się tak, jakby słońce świeciło dziś" wyłącznie dla nich.
Marcus przedstawiał ją wszystkim jako swą narzeczoną, co sprawiało jej
ogromną przyjemność. Na przyjęcie przybyli miejscowi dygnitarze,
członkowie Rady Miejskiej, policjanci z żonami, a także funkcjonariusze
niższego szczebla, których zadaniem była ochrona zebranych.
- Dlaczego przedsięwzięto aż tyle środków bezpieczeństwa? - spytała
Caroline. - Zaczynam się trochę bać.
- Takie są przepisy - odparł. - Niektórzy mieliby ochotę narobić
komisarzowi trochę kłopotu. A gdyby im się udało, zaszkodziłoby to na
pewno dobremu imieniu policji.
- Komisarzowi również.
- Na pewno nie, ale to nie nasza sprawa. Mamy własne problemy.
- Nie chcę, żebyś mi o nich przypominał. Nie dzisiaj.
- Wolisz żyć chwilą, prawda?
Przytaknęła bez słowa. Nie miała ochoty kontynuować tego tematu, a on
też już nic nie mówił. Wziął ją tylko za rękę i lekko pociągnął, by wstała z
krzesła.
- Jeśli skończyłaś, chodzmy. Tu jest strasznie duszno i gorąco.
Caroline skinęła głową. Bardzo chciała zostać sama z Marcusem i po raz
pierwszy ich myśli zdążały w tym samym kierunku.
Może dziś wreszcie wszystko się ułoży? - myślała. Niebo było niebieskie,
owiewał ich zapach kwiatów, po raz pierwszy odłożyli troski na bok. W
dobrych nastrojach mogli nareszcie normalnie porozmawiać, oczyścić
atmosferę i popatrzeć bez lęku w przyszłość.
Kiedy wyszli z namiotu herbacianego, w ogrodzie prawie nikogo nie było:
wszyscy goście udali się na posiłek. Doceniając ten nieoczekiwany spokój,
ruszyli wolnym krokiem w stronÄ™ altanki.
- Siądziemy? - spytał Marcus.
Przytaknęła; serce zaczęło jej nagle bić bardzo mocno. Czar wieczoru
trwał. Aaweczka nie była zbyt szeroka, więc stykali się udami. Dotyk ciała
Marcusa obudził w niej dawną tęsknotę.
- Szczęśliwa? - spytał, odwracając do niej głowę.
- Tak - odparła szczerze. - A jeśli chcesz wiedzieć, to głównie dlatego, że
przestaliśmy się kłócić. Modlę się, żeby tak już zostało.
- A dlaczego nie miałoby zostać?
- Nasze poprzednie małżeństwa nie przetrwały, więc oboje jesteśmy
bardzo ostrożni... - Odwróciła głowę. - I choć zamierzamy zawrzeć
małżeństwo z rozsądku, mam nadzieję, że znajdziemy szczęście w tym
zwiÄ…zku.
Skrzywił się lekko i spochmurniał.
- Więc jednak dręczą cię wątpliwości?
- Ciebie nie?
- Owszem - przyznał. - Ale nieco innej natury niż twoje, a teraz, gdy
siedzisz przy mnie, w ogóle ich nie czuję. Twierdzisz, że jesteś szczęśliwa,
bo zapanował spokój. Cóż, może czar pryśnie, ale zamierzam ten spokój
zburzyć.
Otworzyła szeroko oczy. Co to ma znaczyć?
Odpowiedz odnalazła w jego oczach, gdy porwał ją w ramiona. W tej
samej chwili poczuła, że być może jej modły zostały wysłuchane.
- Mamusiu! Tu jest taki mały domek, cały w kwiatach - zawołał jakiś
dziecięcy głos. - Możemy wejść do środka?
- Koniec zaczarowanego ogrodu - szepnÄ…Å‚ Marcus ze smutnym
uśmiechem.
Po skończonym przyjęciu goście udali się do domów.
- Którędy mam jechać? - spytał Marcus. - Skrótem przez miasto czy drogą
przez wieÅ›?
- Najdłuższą - odparła.
- Też tak myślałem.
Wsiedli do auta i zapanowało między nimi przyjazne milczenie. Tę
popołudniową idyllę przerwało jednak coś, na co Caroline zupełnie nie miała
wpływu.
Wjeżdżając na wiejską drogę, Marcus musiał zahamować, gdyż przejazd
zablokowały dwa wozy: ciężarówka i duży, czarny samochód, które
najwyrazniej nie mogły się wyminąć.
Potem Caroline zauważyła, że kierowca auta znajdującego się po tej
stronie, co ich samochód, tłucze pięściami w szyby ciężarówki.
- Co tu siÄ™ dzieje? - mruknÄ…Å‚ Marcus. - Piractwo drogowe? Caroline
poruszyła się niespokojnie.
- Zawracaj - powiedziała szybko. - Nie przeciśniemy się tędy, a facet
najwyrazniej oszalał.
- Nie mogę tak po prostu odjechać. %7ładen z nich nie ustąpi, a ten wariat
może zrobić krzywdę kierowcy. Jestem lekarzem policyjnym i chociaż nie
pełnię dyżuru, nie mogę zachować się obojętnie. Ten facet jest
niebezpieczny - dodał, wysiadając z samochodu. - Zadzwoń z komórki po
policję i zamknij drzwi od środka.
Marcus podszedł do rozwścieczonego mężczyzny, aby go uspokoić. Ten
jednak odepchnął go na bok, okrążył samochód i sięgnął do bagażnika.
Mimo wysiłków Marcusowi nie udało się nakłonić kierowcy ciężarówki, by
wysiadł z szoferki i dołączył do Caroline. Ich samochód stał za czarnym
autem, toteż gdy właściciel czarnego wozu w furii dobył siekierę z bagażnika
i ruszył na Marcusa, nie zauważył, że ktokolwiek siedzi w środku.
Przerażona Caroline wybiegła z auta i skoczyła bandycie na plecy. Był
ciężki i silny, więc zrzucił ją z siebie natychmiast i ponownie zamierzył się
na Marcusa. Ten jednak zdążył się zorientować, co mu grozi, i odparł atak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]