pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Beast of the Heartland and Othe Lucius Shepard(1)
- 122. Maguire Margo Dla Ciebie wszystko
- Jeffrey Lord Blade 06 Monster of the Maze
- Blasco Ibanez Vicente Bodega
- Brenden Laila Hannah 33 Wojna
- Davis Justine Prawo do miśÂ‚ośÂ›ci
- Arthur Conan Doyle Sherlock Holmes 03 Pies Baskerville'ów
- Immortal Ops 3 Radar of Deception
- Mortimer Carole Bracia St Claire 01 Szkocka rezydencja
- Crownover Jay NIEPOKORNY Tom 1 Jego Walka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ujmujÄ…c, zbyt przyjaznie do mnie nastawieni.
* Postawię cię przed cholernym sądem wojskowym, tak mi dopomóż Bóg! * zawył porucznik.
Inni stali z boku, ponurzy i wrodzy, podczas gdy on obdzierał mnie ze skóry. Próbowałem im
powiedzieć o Małym i jego żądzy krwi, ale na nikim nie robiło to większego wrażenia.
* Dostaniesz za swoje, jak cię w końcu dorwie!
* warknął bezdusznie Lówe.
Heide obejrzał mnie od stóp do głów i wykrzywił usta w szyderczym uśmieszku.
* A gdzie karabin maszynowy? * zapytał.
* Właśnie, gdzie masz karabin? * podchwycił Lówe, korzystając z okazji pogorszenia mojej
sytuacji.
*Ja... zgubiłem go * powiedziałem.
* Zgubiłeś? * powtórzył Lówe z niedowierzaniem.
* Co to ma znaczyć, że zgubiłeś? W tej jednostce nikt nie gubi karabinów maszynowych! Wracaj
tam, do kurwy nędzy, odzyskaj go i nie pokazuj mi się na oczy dopóki tego nie załatwisz!
* Ale...
* Nie usprawiedliwiaj się, bo to i tak na nic. Odzyskasz ten karabin, nawet jeśli będziesz musiał o
niego poprosić samego Montgomery'ego!
* Głupi gnojku * wysyczał Heide. * O mały włos nie wystrzelałeś całej kompanii!
Porta strzyknął z pogardą śliną w moją stronę. W tym samym momencie, jak gdyby był to sygnał
dla nieprzyjaciela, zalał nas deszcz granatów i wszyscy rzucili się w poszukiwaniu jakiejś osłony.
Przyłączenie się do nich nie wydawało się na miejscu. Przeskoczyłem więc znowu przez bramę i
ponownie schroniłem się w moim rowie. Kiedy odważyłem się podnieść głowę, nie było już nikogo
i zostałem sam na sam ze swoim losem. Usłyszałem stukot ciężkich buciorów i głosy mówiące po
angielsku, więc przypadłem do ziemi i wstrzymałem oddech. Przeszli tak blisko mnie, że czułem
zapach ich nowych skórzanych pasków i minęło dobre dziesięć minut zanim ponownie odważyłem
się wychylić głowę na powierzchnię.
Wkrótce byłem znowu w miejscu, w którym Churchill podjechał do dwóch rannych żołnierzy.
Czołgu już nie było i w międzyczasie jeden z mężczyzn zdążył skonać. Ten drugi zaś gapił się na
mnie beznamiętnym wzrokiem. Wyglądało na to, że jest zbyt słaby, żeby wyrządzić mi jakąkolwiek
krzywdę, ale na wszelki wypadek krążyłem wokół niego z nożem w dłoni, gotów go wykończyć w
przypadku jakichkolwiek kłopotów.
* Wody! * wyszeptał przynaglająco.
Przyglądałem mu się z niesłabnącą podejrzliwością, ale był zbyt poważnie ranny, żeby mógł być
niebezpieczny. Połowę brzucha miał oderwaną, prawdopodobnie na skutek działania pocisku lub
granatu, z ust ciekła mu strużka krwi, która spływała po brodzie. Wyciągnąłem do niego rękę,
zapominając, że
wciąż trzymam w niej nóż, a on szarpnął się żałośnie, ewidentnie mając wrażenie, że za chwilę
poderżnę mu gardło. Wetknąłem nóż za pasek, wytarłem mu krew z ust i wyciągnąłem do niego
paczkę polowych sucharów, sugerując, że nie chcę mu zrobić krzywdy. Ostrożnie rozpiąłem jego
mundur, który częściowo został wtłoczony w otwartą ranę. Nie mogłem dla niego nic zrobić.
Opatrzyłem go najlepiej jak umiałem, bardziej na zasadzie gestu niż czegokolwiek innego, a kiedy
skończyły mi się bandaże oderwałem kawałek koszuli i obwiązałem nim jego brzuch. Nadal słabym
głosem prosił o wodę. Nie powinien jej dostać ze względu na ranę brzucha, ale i tak było wiadomo,
że umiera, więc jedną ręką podtrzymałem mu głowę, a drugą podsunąłem do jego ust manierkę. Nie
miałem żadnego papierosa, żeby mu dać, jedynie garść czekolady. Wepchnąłem mu jedną lub dwie
kostki do ust i pochłonął je z wyrazną przyjemnością, a nawet spróbował się uśmiechnąć. Gdybym
miał pewność, że umrze w ciągu kilku minut, zostałbym z nim, ale mógł tak konać jeszcze z pół
godziny, a ten zaginiony karabin maszynowy ciążył mi na sumieniu. Nikt mi nie musiał tłumaczyć,
że karabin jest dużo ważniejszy niż wsparcie. Mogłem z honorem stracić życie, ale nie karabin
maszynowy.
Nałożyłem temu człowiekowi maskę przeciwgazową, wetknąłem w ziemię obok niego strzelbę z
hełmem zaczepionym na szczycie, by ułatwić noszowym znalezienie go, gdyby po zakończeniu
masakry przyszli posprzątać cały ten bałagan. Co jeszcze mogłem zrobić? Niewiele. Tylko zostawić
mu resztÄ™
czekolady i wetknąć mu w dłoń zdjęcie żony i dziecka, które znalazłem w jego kieszeni. Dzięki
temu przynajmniej nie był sam, kiedy umierał.
Trzy myśliwce bombardujące wroga przeleciały z hukiem niedaleko, patrolując teren. Poczekałem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]