pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Sullivan Vernon [Vian Boris] I wykończymy wszystkich obrzydliwców
- Sanderson Gill Pragne tylko Ciebie
- Adler Elizabeth Wszystko albo nic(1)
- Carole Matthews Z tobą lub bez ciebie
- Orski Mieczyslaw Etos lumpa
- Diana Palmer Denim and Lace as Diana Blayne
- Guy N. Smith The Pluto Pact
- Dick Philip Kosmiczne marionetki
- Glen Cook Black Company 01 Black Company
- KowalewiczA AdaptacjaSilnika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiÅ› niewielki przedmiot. - Kathryn nazywa to plet... plek...
- Plektronem - dokończyła za nią Marguerite, chocia\ nie wiedziała, skąd jej to
przyszło do głowy. Ot, właściwe słowo pojawiło się zupełnie samo.
- Właśnie! - przytaknęła Eleanor. - A kiedy Kate próbuje grać, to wychodzi jej
straszne miauczenie. - Zmarszczyła nos i z dezaprobatą pokręciła główką.
Marguerite wyjęła jej kostkę z dłoni i znów uderzyła w struny. Teraz instrument
nabrał więcej werwy. Nagle zdała sobie sprawę, \e musiała grywać ju\ wcześniej. I
to nie raz. Kiedy spojrzała na koniuszki palców lewej dłoni, zauwa\yła tam
wgłębienia, które świadczyły o tym, \e dość często miała do czynienia z gitarą lub
podobnym instrumentem.
- Och, byłabym zapomniała! - zawołała Eleanor. - Sir Walter przysłał mnie,
bym spytała, czy przypadkiem nie jesteś głodna. Mo\e zejdziesz na dół, do wielkiej
sali, i razem z nami zjesz śniadanie? Czy wolisz, \eby je przyniesiono tutaj?
Marguerite nie bardzo wiedziała, co na to odpowiedzieć. Tkwiła w tej komnacie od
chwili przebudzenia, a mimo to odczuwała strach na myśl o tym, \e miałaby ją
opuścić.
- Chyba twój brat...
- Bartie razem z innymi ćwiczy na placu treningowym - wpadła jej w słowo
Eleanor. Uniosła wieko kufra kryjącego odzie\ i wyjęła ciemnozieloną suknię. -Nie
wróci przez parę godzin - zapewniła.
Marguerite odło\yła gitarę i wzięła suknię z rąk dziewczynki. Strój był naprawdę
piękny - aksamitny, wyszywany białym jedwabiem i haftowany złotem.
- To nale\ało do twojej matki? - zapytała Marguerite.
- Nie. Do \ony Barta.
- śony?
- Tak - odparła Eleanor. Popatrzyła w bok. - Umarła na wiosnę.
A zatem tutaj tkwiła właściwa przyczyna nieprzyjaznego zachowania earla! Zmarła
mu ukochana \ona, a jej dawna komnata przez przypadek stała się schronieniem
nieproszonego gościa. Nic dziwnego, \e tak się złościł. Po namyśle Marguerite
doszła do wniosku, \e nie powinna paradować w sukni lady Norwyck.
- Twój brat zapewne się rozgniewa, widząc mnie w tym stroju.
- Niby dlaczego?
- Za bardzo będę mu przypominała jego nieszczęsną \onę.
Eleanor zastanawiała się nad tym przez chwilę.
- Wcale nie - odpowiedziała wreszcie. - Nigdy jej w niej nie widział.
Na twarzy Marguerite odmalowało się zdziwienie. Eleanor musiała to zauwa\yć,
dodała zaraz bowiem tonem wyjaśnienia:
- Uszyto ją, kiedy Bartie był jeszcze na wojnie. Walczył ze Szkotami -
powiedziała. - A jak wrócił do domu, Felicia zaszła w cią\ę, więc jej nie nosiła.
- I zmarła przy porodzie?
- Tak - odparła Eleanor. - Dziecko tak\e.
- To straszne - powiedziała Marguerite, szczerze zasmucona tym, co usłyszała. -
Na pewno mocno to prze\ył.
- Na pewno - rzeczowo potwierdziła Eleanor. - Powiedział, \e kark skręci temu
łajdakowi od Armstrongów, który obdarzył ją bękartem.
Marguerite i Eleanor powoli zeszły ze schodów do wielkiej sali.
- Milady - odezwał się z uśmiechem John na widok Marguerite. Zerwał się z
miejsca, podszedł do schodów i jak prawdziwy rycerz podał jej ramię. Razem
zbli\yli się do stołu.
- Rad jestem, \e zdecydowałaś się dołączyć do nas - powiedział.
- Dziękuję, Johnie - odparła Marguerite, wdzięczna losowi za tę odrobinę
zwyczajności.
Henry jadł, a\ mu się uszy trzęsły, i na nic nie zwracał uwagi. Kathryn te\ była przy
stole, ale natychmiast prze-rwała śniadanie i zło\yła ręce na kolanach. Wyraznie nie
aprobowała obecności Marguerite. Jak okiem sięgnąć, nikt w pobli\u nie wyglądał
na sir Waltera.
- Dzień dobry wszystkim - wesoło powiedziała Marguerite.
- Usiądz tutaj, milady - zaproponował John. - Po mojej prawej ręce.
- Dziękuję - odparła i zajęła wyznaczone miejsce. Kątem oka zauwa\yła
skwaszonÄ… minÄ™ Kathryn.
- Idę na plac - oznajmił nagle Henry. Otarł usta i wstał.
- Bartholomew ci zabronił - przypomniała Kathryn.
- Wypchaj się, mała. - Henry przeszedł na drugą stronę stołu. - Robię to, co mi
siÄ™ podoba.
Kathryn przygryzła wargi, powstrzymując się od odpowiedzi, lecz widać było, \e nie
pochwała zachowania brata. Co gorsza, obraził ją - i to w dodatku przy
niepo\ądanym gościu.
- Mamy chleb i rybę - powiedziała Eleanor, nie zwa\ając na słowa Henry'ego.
Podsunęła półmisek w stronę Marguerite.
- I nieco cydru - dodał John, napełniając kubek.
- Dziękuję bardzo - odparła Marguerite i zabrała się do jedzenia. Dobrze czuła
się pośród dzieci. Tak być po-winno, pomyślała. W tym momencie napłynęło
wspomnienie - trzy jasne główki pochylone nad stołem; rozszczebiotane i wesołe
dzieci, zajęte jedzeniem - i szybko zniknęło. Bezskutecznie usiłowała je przy-wołać.
Wytę\ała umysł tak bardzo, \e poczuła zawrót głowy.
- Milady? - z niepokojem odezwała się Eleanor, kładąc jej dłoń na ramieniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]