pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- GR0836.Bevarly_Elizabeth_Zakochany_biznesmen_6_wsp5
- Elizabeth Ann Scarborough The Goldcamp Vampire
- Elizabeth Bloom The Mortician's Daughter (pdf)
- Elizabeth Harbison Zakochane serca
- Sullivan Vernon [Vian Boris] I wykończymy wszystkich obrzydliwców
- 122. Maguire Margo Dla Ciebie wszystko
- B.j. Daniels Secret Bodyguard
- Kurtz, Katherine & MacMillan, Scott Knights of the Blood 1 Knights of the Blood
- Eden Cynthia 02 Zwić…zani w ciemnośÂ›ci
- Asimov, Isaac Magical Wishes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uliczce. Stały tu dwa samochody. Pomna swojej roli prywatnego detektywa zapamiętała
je: czarny explorer i niebieska accura. Prawie we wszystkich domach światła były
pogaszone. Uśmiechając się, pomyślała o dzieciach śpiących spokojnie w swoich
łóżeczkach, bo muszą wcześnie wstać do szkoły, o ich zabawkach i o baby-sitters. Och,
te radości młodych małżeństw. Dla nich praca nigdy się nie kończy.
Gdzieś na tyłach domu Mallardów paliła się lampa, jej blask przedostawał się przez
zasłony. Marla zadzwoniła do Iontowych drzwi. Cisza. Zadzwoniła ponownie, patrząc
jednocześnie przez okienko osłonięte firanką. Przecież yickie czeku na nią. Więc
dlaczego nie otwiera?
Spróbowała pchnąć drzwi. Zamknięte na klucz. Zdenerwowana weszła przez boczną
fUrtkę i poszła na tyły domu. Swiatło dochodziło z kuchni. Znów zadzwoniła, ale
bezskutecznie. Zmarszczyła czoło. To dziwne. Może Vickie poszła do łazienki albo
rozmawia przez telefon, na przykład z mężem? Spojrzała przez okno, ale nic nie
zobaczyła.
Ku jej zdumieniu, kuchenne drzwi nie były zamknięte naklucz. Weszła w ciemny korytarz.
74
Vickie! krzyknęła głośno. To ja, Marla!
Nie wiedziała, dlaczego idzie na paluszkach. Dom był tak cholemie cichy, że poczuła
dreszcz strachu. Ucieszyła się, gdy dotarła do łagodnie oświetlonej kuchni.
Vickie?! zawołała jeszcze raz, choć jej głos nie brzmiał zbyt pewnie. Postawiła na
bufecie butelkÄ™ wina.
I wtedy zobaczyła kanapkę z łososiem. Leżała na podłodze. Zobaczyła jeszcze coś:
porzuconą szmacianą lalkę z rozłożonymi ramionami. Tylko że to nie była lalka, to była
yickie, leżąca w wielkiej, czerwonej kałuży... krew wypływała zjej szyi, piersi, pleców...
Krzyk wydobył się gdzieś z jej wnętrza. Marla nie zdawała sobie sprawy, że potrafi wydać
taki dzwięk: strachu, przerażenia, udręki...
89
Nie wiedziała, czy usłyszała westchnienie, czy też instynkt kazał jej obrócić się i
znalazła się w ramionach zamaskowanej postaci stojącej tuż za nią.., wysokiego,
szczupłego mężczyzny...
Strach jest gorący, uświadomiła sobie, że przerażonego człowieka ogarnia chłód.
Okazało się, że strach pali ciało gorącym płomieniem.
Jeszcze raz krzyknęła przez zasłonięte czyjąś ręką usta. Przygryzła wargi i poczuta
smak krwi... a potem napastnik znów uderzył, i jej głowa odskoczyła od siły zamachu.
W żyłach Marli zapłonęła adrenalina, w głowie jej się kręciło, niezbyt dobrze wiedziała, co
się z nią dzieje. Podchodził do niej, rękę miał uniesioną. Zauważyła błysk światła na
zakrwawionym ostrzu noża.., tego samego noża, którym zabił Vickie.
Oślepiła ją wściekłość, nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi. Wiedziała tylko, że
przeżyje albo on, albo ona. Ale Marla nie zamierzała umrzeć. Jeszcze nie teraz, nie od
razu. Wpakowała mu kolano w pachwinę i z wrzaskiem wcisnęła palce w oczy. Usłyszała,
jak wyje z bólu; a to wycie współbrzmiało zjej własnym krzykiem, towarzysząpym walce o
przeżycie... Właśnie walki spodziewałby się po niej Al...
Oderwała się od napastnika, obiegła kuchenny bufecik, ale on następował jej na pięty.
Wskoczyła na blat i ześliznęła się na drugą stronę. Napastnik chwycił ją za sweter na
plecach, potem poczuła cios nożem i własną, ciepłą krew, spływającą po ramieniu. Och,
jak nienawidziła widoku krwi, jej wyglądu i żelazistego zapachu... ogarnęły ją mdłości,
zaraz zemdleje...
Tracąc przytomność, spojrzała w oczy napastnika. Zobaczyła czarne jak węgiel,
błyszczące nienawiścią spojrzenie. I wiedziała, że patrzy w oczy szatana.
Oszalała z bólu i strachu, na szczęście zdołała prześliznąć się na drugą stronę bufetowej
lady. Jednak napastnik był szybki i zręczny. Zanim podniosła się na nogi, unieruchomił ją.
Ale jeszcze raz wraziła mu palce w oczy i usłyszała jęk bólu. Złapał butelkę wina z lady.
Jak na zwolnionym filmie zobaczyła, że zbliża się do niej, podchodzi szybciej, coraz
szybciej...
Rozdział XXIV
75
W Falcon City koło Laredo w stanie Teksas było tak gorąpo i sucho, że nawet
nieboszczyk poczułby pragnienie. W rozgrzanym powietrzu wszystko migotało. Ten
widok przypomniał Alowi sceny z westernów. Jechał wynajętym jeepem wranglerem w
San Antonio, gdzie go wypożyczył, preferowano sportowe typy samochodów. Skręcił z
autostrady, a potem przejechał przez środek miasta na jego drugi koniec. Minął cel,
zanim zdał sobie z tego sprawę. Obejrzał się przez ramię, zobaczył pojedynczą palmę i
lśnienie wody. Może to tylko miraż w rodzaju tych, które ukazują się na pustyni? Zawrócił
i pojechał z powrotem do miasta.
Po obu stronach Main Street znajdowały się typowe sklepy z dużymi witrynami. Na
jednym końcu stał supermarket i drogeria, na drugim znajdował się minideptak. Między
nimi zobaczył restaurację z daniami nawy- nos, sklep z tkaninami i parę jeszcze innych.
A także sklep dealera Marston s Autos. Ciekaw był, czy Bonnie właśnie tutaj zamieniła
swój samochód na inny. Ale najpierw musiał porozmawiać z jego obecną właścicielką.
Panna Gwyneth Arden mieszkaław małym, obłożonym brązowymi gontami domku w
stylu farmerskim, ocienionym ogromnym eukaliptusem. Gdy Al wszedł na podwórze,
zamieszkuje drzewo czarne wdowy błyskawicznie ruszyły do góry po pajęczynach
rozsnutych na jego łuszczej się korze. Stojąc na koślawym ganku i dzwoniąc do drzwi, Al
zastanawiał się, czy panna Arden wie o nich. Nie znał ani jednej kobiety, która lubiłaby
pająki, a czarne wdowy nie były miłymi lokatorkami.
Wycierając czoło i kark z potu zrozumiał, dlaczego wszyscy kowboje nosząchustki na
szyi. Nie była to kwestia mody, lecz konieczność: w chustkę wsiąkały krople potu, które
inaczej spływałyby po plecach.
Za zakurzonymi siatkowymi drzwiami drugie drzwi były otwarte. Można było przez nie
zobaczyć białą ścianę półtora metra dalej. To był najmniejszy hol, jaki Al kiedykolwiek
widział. Gości panny Arden witał staroświecki obraz Jezusa w koronie cierniowej i z
gorejącym sercem, namalowany w żywych kolorach. Od razu wiadomo, czego się
spodziewać, pomyślał, dzwoniąc jeszcze raz.
Halo! Otworzył siatkowe drzwi i wsunął głowę do holu. Poczuł zapach stęchlizny i
kadzidła tak silny, że aż kichnął. W tej samej chwili mały czarny kotek wymknął się na
dwór.
Wchodz, wchodz rozległ się głęboki kobiecy głos. Jacksonie Millerze, jeżeli to
znowu ty, połóż zakupy na kuchennym stole i powiedz swojej mamie, że spotkamy się
dziÅ› wieczorem na bingo.
Al, mimo że nie był Jacksonem Millerem, skorzystał z zaproszenia. Na lewo od
miniaturowego holu znajdowała się kuchnia. Al rzucił okiem na brudne naczynia w
zlewie, puste opakowania spiętrzone na stole, miski dla kota, puszki coli i resztę
bałaganu. Kuweta kota rozpaczliwie wymagała wyczyszczenia, a linoleum pokrywające
podłogę musiało tu leżeć od niepamiętnych czasów, bo zbrązowiało, a wzór dawno się
wytarł.
Na prawo była bawialnia. Panna Arden siedziała na stareńkim fotelu obitym zielonym
welwetem nÄ…przeciwko telewizora.
91
76
Szedł w nim pewnie pasjonujący odcinek Days cif OurLiyes, bo nawet się nie obejrzała,
by sprawdzić, czy Jackson Miller położył zakupy ani też by zobaczyć, kto właściwie stoi
w progu. Kolejny wielki obraz Jezusa wisiał nad kominkiem, a pół tuzina świec paliło się
przy klęczniku, nad którym urządzono kapliczkę poświęconą Matce Boskiej. W powietrzu
wisiał zapach kadzidła i kotów, ale Al wiedział, że można się przyzwyczaić do
wszystkiego. Tej kobiecie dawno już przestało to przeszkadzać.
Widział tylko tył głowy panny Arden.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]