pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Jeffrey Lord Blade 14 The Temples of Ayocan
- Jeffrey Lord Blade 06 Monster of the Maze
- Jeffrey A. Carver Starstream 2 Down the Stream of Stars
- Cley 01 Fizjonomika Ford Jeffrey
- Jeffrey A. Carver Parrone The Dragons
- Alex Archer Rogue Angel 08 The Secret of The Slaves
- Karen Kendall Krok po kroku
- Kroniki Drugiego Kregu 2 Piolun i Miod
- Evangeline Anderson Vampire Secret Thirst
- Clark Mary Higgins Dwa sśÂ‚odkie aniośÂ‚ki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uszczęśliwiony przysłuchiwał się rozmowom siedzących wokół zna-
komitości - zadziwił Stephena, który bał się, że nigdy nie przesta-
nie gadać. _Kiedy obiad się skończył i wszyscy wstali od stołu,
Stephen zaczerpnął tchu i zagrał bardzo ryzykowną kartę. Z roz-
mysłem podprowadził Harveya do kanclerza.
- Panie kanclerzu - zwrócił się do Harolda Macmillana.
I8o
- Słucham, młody człowieku.
- Chciałbym przedstawić pana Harveya Metcalfe'a z Bostonu.
Pan Metcalfe, jak kanclerz zapewne wie, jest wielkim dobroczyńcą
Harvardu.
- Tak, oczywiście. Kapitalne, kapitalne. Cóż pana sprowadza
do Anglii, panie Metcalfe?
Harvey nie mógł znalezć słów.
- Ee, proszę pana, przepraszam, kanclerzu, przyjechałem obej-
rzeć mojego konia, Rosalie, w gonitwie króla Jerzego i królowej
Elżbiety w Ascot.
Stephen stał za Harveyem i dawał znaki kanclerzowi, że koń
: Harveya zwyciężył. Harold Macmillan, jak zawsze ochoczy i poj-
mujący wszystko w lot, powiedział:
- Musi pan być niezwykle zadowolony z wyniku.
- O tak, poszczęściło mi się.
- Nie robi pan na mnie wrażenia człowieka, który liczy tylko na
szczęśliwy traf.
Stephen postawił wszystko na jedną kartę. .
- Właśnie próbuję namówić pana Metcalfe'a, żeby wspomógł
. pewne badania prowadzone w Oksfordzie.
- Co za doskonały pomysł. - Nikt nie umiał zręczniej od Ha-
' rolda Macmillana, po siedmiu latach kierowania partiÄ… politycznÄ…,
; posłużyć się pochlebstwem w takich sytuacjach. - Bądz w kontak-
; cie, młody człowieku. Boston, mówił pan? Proszę przekazać ode
mnie ukłony Kennedym.
Macmillan oddalił się posuwistym krokiem, majestatyczny w
, stroju akademickim. Harvey stał osłupiały.
- Co za wspaniały człowiek. Co za przeżycie. Czuję się częścią
' historii. Nie zasłużyłem na taki zaszczyt.
Zagranie się udało i Stephen postanowił zmykać, nim powinie
; mu się noga. Wiedział, że Harold Macmillan będzie się witał i roz-
mawiał z ponad tysiącem ludzi tego dnia i prawdopodobieństwo,
_ by zapamiętał Harveya, jest minimalne. A gdyby nawet, nie miało-
; by to specjalnego znaczenia. Harvey był rzeczywiście dobroczyńcą
Harvardu.
- Powinniśmy wyjść przed dostojnikami uniwersyteckimi, panie
Metcalfe.
- Oczywiście, Rod. Pan tu jest szefem.
I8I
- Myślę, że tego wymaga grzeczność.
Wyszli na ulicę i Harvey spojrzał na swój wielki zegarek marki
Jaeger le Coultre. Była druga trzydzieści.
- Zwietnie - rzekł Stephen, który był już spózniony trzy minuty
na następne spotkanie. - Mamy ponad godzinę czasu do garden
party. Może obejrzymy jakieś kolegium?
Przechodzili obok Kolegium Brasenose i Stephen wyjaśnił, że
nazwa ta wywodzi się od "brass nose" i że słynna, oryginalna mo-
siężna kołatka świątynna z trzynastego wieku znajduje się w biblio-
tece. Nieco dalej Stephen poprowadził Harveya w prawo.
- Skręcił w prawo, Robin, i idzie w stronę Kolegium Lincolnu
- powiedział James ukryty w bramie Kolegium Jezusa.
- Dobrze - odparł Robin i obrzucił badawezym spojrzeniem
synów. Chłopcy, siedmio- i dziewięciolatek, stali z niepewnymi mi-
nami czujÄ…c siÄ™ obco w mundurkach Eton i szykowali siÄ™ do ode-
grania ról paziów nie pojmując, o co ojcu chodzi.
- Jesteście obaj gotowi?
- Tak, tatusiu - odpowiedzieli unisono.
Stephen wciąż szedł wolno z Harveyem w stronę Kolegium Lin-
colnu. Gdy zbliżyli się na odległość kilku kroków, w głównym
wejściu kolegium ukazał się Robin w uroczystym stroju wicekan-
clerza, łącznie z szarfami, kołnierzem i białą muszką. Wyglądał pięt-
naście lat starzej i przypominał pana Habakkuka, na ile dało się to
osiągnąć z pomocą charakteryzacji. Nie taki łysy, pomyślał Stephen.
- Czy mam pana przedstawić wicekanelerzowi? - spytał Ste-
phen.
- O, to byłoby wspaniale.
- Dzień dobry, wicekanelerzu, chciałbym przedstawić pana Har-
veya Metcalfe'a.
Robin uniósł biret i skłonił się. Stephen odpowiedział tym sa-
mym. Zanim zdążył się odezwać, Robin zapytał:
- Czy przypadkiem nie protektor Uniwersytetu Harvardzkiego?
Harvey oblał się rumieńcem i uśmiechnął do chłopczyków pod-
trzymujÄ…cych tren sukni wicekanclerza. Robin ciÄ…gnÄ…Å‚:
- Miło mi pana poznać, panie Metcalfe. Mam nadzieję, że po-
doba się panu w Oksfordzie? Proszę pamiętać, nie każdy ma za
przewodnika laureata Nagrody Nobla.
- Jestem zachwycony, panie wicekanelerzu, i cieszyłbym się,
gdybym mógł w jakiś sposób pomóc uniwersytetowi.
- O, to doskonała wiadomość.
- Słuchajcie, dżentelmeni. Zatrzymałem się w hotelu "Ran-
dolph". Zrobilibyście mi wielką przyjemność, gdybyście zechcieli
przyjść do mnie po południu na herbatę.
RQbin i Stephen na moment zaniemówili. Zrobił to znów - za-
skoczył ich. Przecież musiał sobie zdawać sprawę, że w takim dniu
_ wicekanclerz nie miał wolnej chwili na prywatne herbatki.
Robin otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ pierwszy.
- Obawiam się, że to niemożliwe. W takim dniu jak dziś ma się
¨ tyle obowiÄ…zków, pan rozumie. Może zechciaÅ‚by pan przyjść do
mnie do Gmachu Clarendona? Moglibyśmy wówczas porozmawiać
na ośobności.
Stephen natychmiast przejął pałeczkę.
- To bardzo uprzejmie z pańskiej strony, wicekanelerzu. Czy
, wpół do piątej odpowiada panu?
- Tak, tak, doskonale, profesorze.
Robin starał się nie zdradzić wyrazem twarzy, że najchętniej
uciekłby, gdzie pieprz rośnie. Stali tak zaledwie pięć minut, ale wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]