pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Cień nocy 02 Blask nocy
- William Shatner Tek War 02 Tek Lords
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
- Gordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)
- Forester Cecil Scott Powieści Hornblowerowskie 02 (cykl) Porucznik Hornblower
- 2006.02 Menus and Choices Creating a Multimedia Center with Mpeg Menu System V2
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Lorie O'Clare [Dead World 02] Shara's Challenge [pdf]
- Laurie King Mary Russel 02 A Monstrous Regiment of Women
- Alan Dean Foster Flinx 02 Tar Aiym Krang
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej stremowanego Giinthera.
- Może na ósmą?
- Zgoda. Więc do miłego zobaczenia o ósmej!
- Do miłego zobaczenia, Poppy.
Przystojny Niemiec poszedł w swoją stronę.
Poppy wpadła na moment do sali jadalnej, by wy
pić kilka łyków kawy i przełknąć kilka kęsów kru
chego rogalika. Dokładnie po dziesięciu minutach za
meldowała się u Jamesa w firmowym stoisku ekspozy
cyjnym.
Kuzyn zerknął na nią spod oka i zapytał:
- I czego znów chciał od ciebie ten Szwab, można
wiedzieć?
- Można, dlaczego nie! - odpowiedziała bez wahania.
- Chciał mnie zaprosić na kolację.
- I zgodziłaś się?
- Owszem. O ósmej wieczorem będę już chyba po pra
cy, prawda?
- O ósmej wieczorem tak, ale na ósmą rano znowu
powinnaś być gotowa. Pamiętaj o tym z łaski swojej, gdy
byś nabrała ochoty spędzić tym razem noc...
- Jak śmiesz!
Głośnemu okrzykowi Poppy towarzyszyło ostre klaś-
nięcie jej drobnej dłoni w twarz aroganckiego kuzyna.
66
Spoliczkowany James Carlton cofnął się machinalnie pół
kroku do tylu i chwycił się za policzek.
- Ależ ty masz odruchy! -jęknął.
Poppy, pąsowa ze złości i wstydu, syknęła:
- Mam wrażenie, że jak najbardziej prawidłowe wobec
takiego paskudnego typa, jak ty!
- Masz szczęście, że wszyscy dookoła zajęci są swoimi
sprawami, a naszych Japończyków jeszcze nie ma i nikt
nie zwrócił na nas uwagi - mruknął James.
- Bo co? - nasrożyła się Poppy.
- Bo jeszcze by sobie pomyśleli, że na mnie lecisz!
- Jak to?
- Podobno kto siÄ™ lubi, ten siÄ™ czubi. Znasz takie przy
słowie?
- Nie znam i nie chcę znać! Tak samo, jak ciebie.
- A jeśli jesteśmy na siebie skazani? Jeśli jesteśmy
sobie przeznaczeni?
- Los podobno bywa czasami okrutny, ale żeby do
tego stopnia? - Nuta kąśliwej ironii była aż nadto sły
szalna w głosie Poppy. -. Wolałabym się w bezpiecz
nej odległości minąć ze swoim przeznaczeniem, gdyby
miało się okazać, że jest mi przeznaczony ktoś taki, jak ty,
James.
- Tak bardzo mnie nie lubisz?
- NienawidzÄ™!
- No i jak ci siÄ™ podobajÄ… tegoroczne targi, Poppy?
- zapytał Giinther.
Siedzieli naprzeciwko siebie przy stoliku w ustronnym,
zacisznym i trochÄ™ mrocznym zakÄ…tku hotelowej sali re-
67
stauracyjnej, przyjemnie oddaleni, odizolowani od gwar
nego tłumu biesiadników, okupujących miejsca lepiej
oświetlone, bardziej wyeksponowane i gwarantujące
w związku z tym szybszą obsługę.
Poppy skrzywiła się znacząco.
- O, to widzę, że targi podobają ci się dokładnie tak
samo, jak mnie! - stwierdził z gorzkawym uśmiechem
Giinther. - Ciągle się zastanawiam, co ja właściwie tutaj
robię? Co ja właściwie robię w firmie elektronicznej,
w dziale sprzedaży? Dlaczego zostałem handlowcem,
skoro zawsze miałem zupełnie inne plany?
- A jakie? - zainteresowała się Poppy.
Zaczerwienił się lekko i wyznał:
- Nie uwierzysz, ale na studiach marzyłem o tym, żeby
zostać pisarzem!
- Próbowałeś pisać?
- Owszem. Reportaże, opowiadania.
- A wiersze też?
- Zdarzało się.
- No i co?
Giinther wzruszył ramionami.
- Niektórzy bardzo chwalili moje próbki, inni trochę
mniej. Ale wszyscy zgodnie mi tłumaczyli, że z literatury
w dzisiejszych czasach niesamowicie trudno wyżyć
i wszyscy wspólnymi siłami mnie przekonywali, żebym
poważnie pomyślał o przyszłości.
- Wszyscy, to znaczy kto?
- No, rodzina, znajomi. Tyle mi nagadali, że w końcu
zrezygnowałem z pisania. I z marzeń!
- Nie rezygnuj z marzeń za wcześnie, Giinther, spróbuj
68
je jakoś pogodzić z rzeczywistością - stwierdziła refle
ksyjnie.
- Ty tak robisz?
Poppy opuściła głowę, chcąc ukryć przed swym roz
mówcą rumieniec.
- Ja... właściwie nie wiem... nie jestem pewna - szep
nęła zdezorientowana. - Chyba jednak nie, chociaż bardzo
bym chciała. Ale chyba mi się to nie udaje.
- A co ci się udało w życiu? - Kolejne pytanie
Giinthera było równie zaskakujące, równie zasadnicze
i równie trudne, jak poprzednie.
Milczała dłuższą chwilę, zanim odpowiedziała z zadu
mÄ… i wahaniem:
- Ostatnio najczęściej mam wrażenie, że zupełnie
nic... a w najlepszym razie prawie nic.
Giinther westchnął głęboko.
- Poppy, strasznie mi przykro, że tak jest - odezwał
się ze szczerym współczuciem. - Byłbym szczęśliwy, gdy
bym ci mógł chociaż trochę pomóc w przezwyciężeniu
tego kiepskiego nastroju.
- Masz jakiś pomysł?
- Czy ja wiem, może? Co na przykład myślisz o jakiejś
małej wycieczce po okolicy, powiedzmy... jutro? Wyna
jąłbym samochód.
- Niestety, nie mogę! - Poppy z żalem, ale zdecydo
wanie odmówiła sympatycznemu Niemcowi. - Muszą pil
nować roboty, mam wymagającego szefa.
- Zdążyłem zauważyć - mruknął Giinther z lekkim
przekąsem. - Ale gdybyś mimo wszystko do jutra zmieniła
zdanie, to tylko mi szepnij słówko przy śniadaniu.
69
- Bardzo jesteś miły!
- Ty też.
Siedzieli przy kolacji dość długo, w końcu jednak przy
szedł moment, w którym musieli powiedzieć sobie dobra
noc. Ponieważ pokój Gtinthera znajdował się w zupełnie
innym skrzydle zamku niż wspólny apartament Poppy
i Jamesa, rozstali się już w hallu.
Poppy powoli, noga za nogą, zaczęła się wspinać po
schodach. Ociągała się z rozmysłem, chciała bowiem jak
najbardziej odwlec moment wieczornego spotkania z ku
zynem. Po wejściu do pokoju stwierdziła jednak z ulgą,
że jeszcze go nie ma.
Wykąpała się szybko, zgasiła światło w łazience i w po
koju. Wskoczyła do łóżka i szczelnie okręciła się kołdrą,
Jamesowi pozostawiajÄ…c koc.
Poppy przespała noc ciężkim, kamiennym snem. Obu
dziła się dopiero rano, żeby stwierdzić ze zdziwieniem, że
koc leży na drugiej połowie małżeńskiego posłania tak
samo złożony w kostkę, jak go wieczorem zostawiła, a Ja
mesa nadal nie ma w pokoju.
- Miał czelność mnie posądzać o ochotę na jakieś noc
ne eskapady, a tymczasem, proszÄ™, sam siÄ™ gdzieÅ› za
wieruszył po kolacji! - mruknęła z oburzeniem sama do
siebie. - Ciekawe, gdzie też spędził tę noc? A właści
wie z kim ją spędził? Może z tą japońską tłumaczką?
Trzeba przyznać, że to piękna dziewczyna.
Przypomniała sobie filigranową, tajemniczo uśmiech
niętą Japonkę, która towarzyszyła grupie biznesmenów
z Kraju Kwitnącej Wiśni podczas wczorajszych poran-
70
nych rozmów i miała również im towarzyszyć wieczorem,
podczas kolacji, na którą zaprosili Jamesa.
Wcześniej myślała o urodziwej skośnookiej dziewczy
nie z wdzięcznością, ponieważ gdyby nie obecność tej
Japonki, doskonale władającej językiem angielskim, ku
zyn nigdy nie zgodziłby się zwolnić jej na umówione
spotkanie z Giintherem.
Teraz jednak, ku własnemu zdziwieniu, pomyślała
o powabnej Japonce z... zazdrością!
ROZDZIAA PIATY
James Carlton nie zjawił się tego ranka w pokoju. Na
tomiast kiedy Poppy była już mniej więcej w połowie
śniadania, przysiadł się do niej jakby nigdy nic w sali
restauracyjnej i zamówił sobie kawę.
- Nic mi nie masz do powiedzenia? - zapytała.
- Ależ mam! - odpowiedział. - Chciałbym cię popro
sić o pilne przetłumaczenie pewnych materiałów.
Kiedy Poppy, już po śniadaniu, w trakcie przedpołu
dniowego dyżuru w sali ekspozycyjnej, biedziła się
z przekładem trudnego technicznego tekstu, do stanowi
ska firmy Carltonów podeszła japońska tłumaczka.
- Och, James, jak to miło znowu cię widzieć! - za-
szczebiotała zalotnie. - Przyjemny był ten wczorajszy
wieczór, prawda?
Poppy spiorunowała ją wzrokiem. Aż się cała zatrzęsła
ze złości, kiedy spostrzegła, że kuzyn, wobec niej tego
ranka taki wyniosły i arogancki, promiennie uśmiecha się
do Japonki i odpowiada jej ugrzecznionym tonem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]