pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Daniel Galouye Simulacron 3 (The Thirteenth Floor) (retail) (pdf)
- Danielle Steel Vertrauter Fremder
- Barnett Jill Daniel i anioł
- B.j. Daniels Secret Bodyguard
- 0755. Winters Rebecca Portret milionera
- Boys and Foreign Language Learning.Real Boys Don't Do Languages (J.Carr&A.Pauwels)
- Andre Norton Cykl Jern Murdock (1) Kamień nicoÂści
- Alan Dean Foster To The Vanishing Point
- Guzek_Maciej_ _Trzeci_śÂšwiat
- Cooper Davis Bound By Nature
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lolanoir.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogóle odwiedził. Tak było najlepiej. I najbezpieczniej.
Luke nie analizował swoich uczuć. Na ogół wiedział, co czuje, ale nie zastanawiał się,
dlaczego.
Jadąc tego przedpołudnia do domu nad jeziorem, nie był w stanie uporać się ze
sprzecznymi emocjami. Miał wrażenie, że niewidzialne liny ciągną go we wszystkich
możliwych kierunkach.
Chciał zaufać Kristen, wierzyć, że jedynym celem jej działania jest ochrona siostrzeńca i
postawienie Dereka przed obliczem sprawiedliwości. Wydarzenia z przeszłości, wciąż żywe
w jego pamięci, nie pozwalały mu na to. Wiedział, że Kristen nie zasługuje na pełne zaufanie.
Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że coraz bardziej jej pożądał. Zaczynało to już
graniczyć z obsesją. Jak inaczej miał to określić, skoro nie przestawał o niej myśleć? Skoro za
każdym razem, kiedy się do niej zbliżał, tętno zaczynało mu bić przyspieszonym rytmem, a
krew szybciej krążyć w żyłach?
Przyrzekł sobie, że nie dopuści do tego, by jakakolwiek kobieta miała nad nim taką moc.
Zwłaszcza kobieta, która nosiła nazwisko Monroe. Kristen sądziła, że pociąga go tylko
dlatego, iż jest siostrą Sheri. Jednak Luke wiedział, że podobnych uczuć nie doświadczał
nigdy przedtem. I to go niepokoiło.
A co do jego stosunku do Cody ego...
Czyżby Kristen miała rację? Czy dlatego odrzucał możliwość, że jest ojcem chłopca, iż
uznając go, musiałby zaakceptować również pozostałą część prawdy?
Wzrok Luke a zasnuła mgiełka, przez chwilę z trudem dostrzegał drogę. Zwolnił, starając
się uspokoić. Myśl o tym, że Cody mógłby być jego synem, straszna i cudowna zarazem,
przytłaczała go i odbierała mu trzezwość oceny sytuacji.
Zbliżając się do skrzyżowania z główną szosą, spojrzał w tylne lusterko, żeby się
upewnić, zanim zahamuje, czy aby nie wpadnie na niego żaden zwariowany kierowca.
Zobaczył jednak coś, co go znacznie bardziej zaniepokoiło. W pewnej odległości za nim
jechał ten sam samochód, który wczoraj z piskiem opon ruszył sprzed jego domu.
Samochód Dereka.
Zaklął w duchu. Kiedy odjeżdżał sprzed gabinetu lekarza, sprawdził, czy nikt go nie
śledzi, ale najwidoczniej zrobił to niezbyt starannie. A może po prostu Derek miał szczęście i
zauważył go przez czysty przypadek.
Teraz i tak nie miało to znaczenia. Drogowskaz na skrzyżowaniu wskazywał kierunek w
lewo do Blackberry Lakę, a w prawo do Pineville. Wiedział, że nie ma najmniejszych szans,
by zgubić Dereka. Kluczenie bocznymi drogami byłoby z kolei mocno podejrzane. Luk nie
chciał sprawiać wrażenia, że coś ukrywa.
Dojechał do skrzyżowania, zahamował, spojrzał na prawo i lewo, po czym skręcił do
Pineville i wolno ruszył w dalszą drogę, udając, że nie zauważył jadącego za nim samochodu.
Kristen czekała przez cały ranek, więc kiedy wreszcie usłyszała z daleka odgłos
pracującego silnika, myślała, że to znowu sprawa jej wyobrazni. Ale nie, warkot był coraz
głośniejszy i coraz wyrazniejszy.
Cody, wejdzmy na chwilę do środka. Chłopiec pomagał jej wyrywać chwasty z
grządek okalających ganek. Był to dobry pretekst, żeby pobył na powietrzu, a nie siedział
przez cały czas wpatrzony w monitor przy grze, którą dostał od Luke a. Przy okazji nazbierali
trochę dziko rosnących kwiatów.
Mogę wziąć kwiaty? spytał Cody.
Oczywiście. Uważaj tylko na oset, żebyś się nie pokłuł. Kristen była pewna, że<
chciał sprawiać wrażenia, że coś ukrywa.
Dojechał do skrzyżowania, zahamował, spojrzał na prawo i lewo, po czym skręcił do
Pineville i wolno ruszył w dalszą drogę, udając, że nie zauważył jadącego za nim samochodu.
Kristen czekała przez cały ranek, więc kiedy wreszcie usłyszała z daleka odgłos
pracującego silnika, myślała, że to znowu sprawa jej wyobrazni. Ale nie, warkot był coraz
głośniejszy i coraz wyrazniejszy.
Cody, wejdzmy na chwilę do środka. Chłopiec pomagał jej wyrywać chwasty z
grządek okalających ganek. Był to dobry pretekst, żeby pobył na powietrzu, a nie siedział
przez cały czas wpatrzony w monitor przy grze, którą dostał od Luke a. Przy okazji nazbierali
trochę dziko rosnących kwiatów.
Mogę wziąć kwiaty? spytał Cody.
Oczywiście. Uważaj tylko na oset, żebyś się nie pokłuł. Kristen była pewna, że
poznaje dzwięk furgonetki Luke a, ale nie chciała ryzykować. Popchnęła lekko Cody ego w
kierunku schodów, a kiedy weszli do domu, szybko zamknęła drzwi.
Zerkała zza zasłony. Serce biło jej mocno. Wreszcie zobaczyła znajomy samochód
zajeżdżający przed ganek. Serce znów skoczyło jej do gardła, tyle że teraz z całkiem innego
powodu.
To Luke rzuciła przez ramię.
Mogę mu pokazać kwiaty? Cody trzymał ostrożnie w obu rękach dzban, jakby były w
nim najcenniejsze i najbardziej egzotyczne kwiaty, a nie bukiet polnych roślin, które
większość ludzi uznałaby za chwasty.
Oczywiście uśmiechnęła się Kristen. Założę się, że będzie zachwycony.
Wiedziała, że Luke rzeczywiście postara się udać zachwyconego. Miał wiele zalet, które
znała od dawna, ale zaskoczył ją łatwością, z jaką nawiązał kontakt z chłopcem. Kto by
pomyślał, że ten szorstki, trochę gburowaty mężczyzna będzie miał takie łagodne podejście
do dzieci?
Szkoda, że nie może tego powiedzieć o jego stosunku do niej.
Otworzyła drzwi i wyszła przed dom się przywitać. Po jego gwałtownym wyjezdzie
poprzedniego wieczora czuła się winna. Chyba przeholowała. Nie wiedziała, jak przebiegnie
teraz ich spotkanie. Podeszła do Luke a.
Przykro mi z powodu tego, co się stało. Wybacz. Nie powinnam była tego mówić.
Otworzył usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował. Włożył te
same dżinsy co wczoraj, ale podkoszulkę zastąpił bawełnianą sportową koszulą z krótkimi
rękawami. Guziki u góry były rozpięte. Kristen widziała opaloną szyję i ciemne włosy na
piersi.
Westchnęła i spojrzała mu prosto w oczy.
Nie przejmuj się tak bardzo powiedział. Kto wie, może miałaś rację.
Kristen nie była pewna, co miał na myśli, ale nie chciała ponownie poruszać tego tematu.
Wolała zawieszenie broni niż nową batalię.
Zjesz coś? spytała. Właśnie zamierzałam robić kanapki. Już południe.
Pewno, jestem głodny jak wilk. Stał obok, zachowując bezpieczny dystans. Byłbym
wcześniej, ale wstąpiłem do Brookingsa, a pózniej zauważyłem, że jedzie za mną Derek.
Musiałem wybrać okrężną drogę.
Derek za tobą jechał? Kristen otworzyła szeroko oczy. Poczuła ucisk w żołądku.
Aż do Pineville uśmiechnął się chytrze. Czekał całą godzinę, kiedy byłem u
Andy ego.
Andy ego?
Andy ego Driscolla, mego zastępcy na budowie ośrodka wypoczynkowego.
Racja, przecież mi mówiłeś.
W końcu chyba się zmęczył śledztwem ciągnął Luke. Kiedy pojechał, odczekałem
piętnaście minut i dotarłem tutaj okrężną drogą, na wypadek gdyby był sprytniejszy, niż
myślałem.
Nie rozmawiał z tobą? Kristen myślała gorączkowo. Jeśli Derek powiedział policji, że
Luke może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Cody ego, to policja by go śledziła, a nie
Derek. A więc Derek wciąż jeszcze nie ujawnił związku, jaki łączy Luke a z Codym.
Oczywiście, przy jego rozbuchanej ambicji lęk przed publicznym upokorzeniem był większy
niż pragnienie odzyskania chłopca.
Przynajmniej na razie.
Nie, nie rozmawialiśmy. Myślę, że bał się odkryć karty.
Uśmiech satysfakcji zniknął z twarzy Luke a. Sposępniał.
Coś się stało? zaniepokoiła się Kristen.
Nic, czym byś musiała się martwić uspokoił ją pospiesznie. Mam trochę problemów
na budowie, to wszystko.
Jakie problemy? zainteresowała się. Luke kopnął w schodek ganku.
Pewna firma miała wczoraj wylać fundamenty. Tymczasem zadzwonili do Andy ego i
powiedzieli, że nie będą mogli tego zrobić. Nie nadążają z terminami.
Mogą to zrobić dziś? Albo jutro?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]