pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- James Patterson Alex Cross 03 Jack And Jill
- Jak_nauczy_mae_dziecko_czyta
- D193. Major Ann SzaleśÂ„stwo Lacy
- Christie Agatha Niedziela na wsi
- (Anderson Kevin J. Moesta Rebecca Miecze swietlne (mandragora76)
- 008.Lee_Rachel_Miejsce_na_ziemi
- berengaria brown three_for_the_road
- Martin Steve Cala przyjemnosc po waszej stronie
- Janny Wurts Pass Of Orlon
- (WAM) . New Testament From Sinaitic Manuscript H.T. Anderson
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gavin stał zaledwie parę metrów od niej. Na rękach trzymał Sama.
Przez moment nie widziała nikogo innego. Błękitny płomień w
81
SR
oczach Gavina był tak intensywny, że pomyślałaby, iż jest o nią
zazdrosny, gdyby nie znała go tak dobrze.
- Mama! - krzyknął uszczęśliwiony Sam, przerywając ciszę,
która nagle zapadła.
Wyciągnął do niej ręce, jakby nie widział jej przez tydzień, a nie
zaledwie parÄ™ godzin.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem do syna. Jednocześnie za plecami
usłyszała głos Steve'a, wyraznie zdenerwowanego i wytrąconego z
równowagi.
- Ee, przepraszam. Nie wiedziałem, że... masz... ma pani dziecko.
Annie odwróciła się do studentów.
- Nic nie szkodzi - powiedziała spokojnie. - Przepraszam na
chwilÄ™. ZajmÄ™ siÄ™ tylko synem, a potem przyniosÄ™ panu wodÄ™,
dobrze?
Steve z wyrazną ulgą skinął głową. Gavin w dżinsach i koszulce
bez rękawów prezentował się niezwykle okazale. Każdy też mógł
zobaczyć, jakie ma muskuły.
Podeszła do Gavina i wzięła Sama na ręce. Jednocześnie poczuła
ból w krzyżu.
- Co tutaj robisz, kochanie? - spytała. Twarzyczka syna
rozjaśniła się w uśmiechu.
- Poziegnać - wyseplenił.
- Tego się domyśliłam, ale... - przeniosła wzrok na Gavina - czy
jest coÅ› jeszcze?
Wzruszył obojętnie ramionami, jakby nigdy nie patrzył na nią z
zazdrością.
- Musiałem pojechać na budowę. Okazało się, że w poniedziałek
będzie inspekcja - wyjaśnił. - A potem Samowi zachciało się czegoś
słodkiego, więc tu przyjechaliśmy.
Spojrzał z czułością na chłopca i pociągnął go leciutko za nos. Sam
zachichotał. Był chyba w dobrej formie, chociaż, prawdę mówiąc,
powinien już pójść spać.
Annie nie wierzyła w tę historię. Po pierwsze do poniedziałku
było sporo czasu, po drugie, dom, który budował Gavin, znajdował
82
SR
się w zupełnie innej części miasta, a po trzecie, w lodówce w ich
domu można było znalezć lody w co najmniej paru smakach. Jednak
jedno spojrzenie na Gavina wystarczyło, żeby powstrzymać się od
dalszych indagacji. Jeśli miał jakieś racjonalne powody, z pewnością
nie zamierzał ich ujawniać.
- Gdzie chcecie usiąść? - spytała cicho. Rozejrzała się, żeby coś
znalezć, i stwierdziła, że jedyne wolne miejsca znajdują się przy
kontuarze. Nic dziwnego. To była strefa groznego smoka, teren Clii,
gdzie rzadko ktokolwiek przysiadał, a jeśli nawet, to raczej niczego
nie zamawiał. Lecz jeśli już znalazł się taki śmiałek, to i tak jedzenie
stawało mu w gardle po pierwszym ofuknięciu go przez potężną
właścicielkę Palomino.
Annie poprowadziła Gavina do stolika, wciąż trzymając Sama na
rękach. Jednak będzie w tym odrobinę sprawiedliwości, jeśli pozwoli
mu choćby przez chwilkę porozmawiać z Clią.
Co prawda ich stosunki w ciągu ostatniego tygodnia mogły
uchodzić za poprawne. Nie spierali się o nic i starali się sobie
pomagać. Oczywiście, wszystko to robili na użytek Sama.
Jednak od czasu, kiedy zaczęli się całować, napięcie między nimi
wzrosło. Było czymś w. rodzaju chmury burzowej, jeszcze oddalonej,
ale wyraznie widocznej. Unikali siebie, starali się nie dotykać, ale
kiedy to już się stało, między ich ciałami przebiegała iskra
elektryczna.
Annie widziała, że Gavin też to odczuwa. Gdyby było inaczej,
czułaby się bardziej bezpieczna.
Wprowadziła ich między wolne stoliki.
- Wybierzcie sobie jakieś miejsce - powiedziała, starając się
zachować pogodę ducha. - Muszę teraz wracać do pracy, ale za
chwilę ktoś się wami zajmie. Menu powinno być na stoliku, zresztą
sprawdzÄ™.
Sprawdziła i było. Gavin i Sam usiedli, a ona oddaliła się,
szczęśliwa, że Clia nie widziała całej tej sceny. Pewnie znów poszła
do magazynu, żeby popatrzeć, czy obsługa czegoś nie chce ukraść.
- No, to na razie - rzuciła im jeszcze przez ramię i już jej nie
83
SR
było.
Obeszła swoje" stoliki, żeby się upewnić, czy klientom niczego
nie brakuje, a następnie wróciła do baru, by wziąć z lodówki wodę
dla Steve'a. W tym momencie drzwi od zaplecza otworzyły się i
stanęła w nich Clia. Aż się skrzywiła, widząc Gavina i Sama.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że mam klientów? -warknęła w
stronÄ™ Annie.
Nie czekając na odpowiedz, sapnęła głośno i podeszła do obu
Cantrellów.
- No, czego? - spytała.
Nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie. Jednak nie zrażony Gavin
spojrzał na nią znad menu, a następnie odłożył je, wstał i wyciągnął
rękę.
- Jestem Gavin, mąż Annie.
Jego ręka zawisła w powietrzu. Clia przyjrzała mu się z wyrazną
niechęcią.
- No proszę - mruknęła do siebie. - A myślałam, że nie żyje.
%7ładen muskuł nie drgnął na twarzy Gavina.
- Więc ma pani przyjemną niespodziankę - stwierdził.
Clia zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Nie wiem, czy taką znowu przyjemną - stwierdziła. - Annie
nigdy nie mówiła nic o mężu. Hm, hm, gdzie się pan podziewał?
- Miałem trochę kłopotów, ale już się skończyły - odparł Gavin.
Tym razem Clia spojrzała na niego z wyraznym zain-
teresowaniem. A także z nie ukrywaną ironią.
- Jest pan handlarzem narkotyków? - spytała.
- Nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]