pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Connie Mason A Taste of Sin
- Brockway_Connie W labiryncie uczuć
- Życie i cierpienie młodego W
- Christie Agatha Pora przypśÂ‚ywu
- EDAMI El Ataque Ingles contra la Variante Najdorf de la Defensa Siciliana
- Henry Kuttner The best of Henry Kuttner 1
- ebooks.pl.stomma.ludwik. .zywoty.zdan.swawolnych.(osiol.net)
- Denis D
- 122. Maguire Margo Dla Ciebie wszystko
- 03 COMMUNITY ang
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lolanoir.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy i uszczypnęła się w policzki, żeby poróżowiały. Na szczęście jed
na ze służących Camfieldów przyniosła igłę i nitkę, za pomocą których
Lily zdołała przymocować na powrót oberwaną koronkę do sukni Eve-
lyn - pamiątkę po pewnym właścicielu ziemskim o krowich nogach,
który przed chwilą nastawał, by Evelyn z nim zatańczyła.
Wychodząc, spojrzała na ścienny zegar. Szycie trwało dłużej, niż się
spodziewała. Co nie znaczy, by się gdzieś szczególnie spieszyła...
Z wyjątkiem paru egzaltowanych matron, które dopadły ją wcze
śniej w kącie i prosiły, by przesłać im wiadomość o kolejnym spotkaniu
Koalicji na Rzecz Emancypacji Kobiet, prawie z nikim nie rozmawiała.
Pewien młody człowiek poprosił ją do tańca, ale triumfalne spojrzenia,
jakie rzucał przy tym swoim towarzyszom, szybko odebrały jej przyjem
ność, którą mogłaby czerpać z tej rozrywki. Kiedy poprosił ją następny,
odmówiła.
Evelyn, po przywróceniu stanu jej sukni do poprzedniej świetności,
dostała okropnej migreny i przyjęła propozycję Camfieldów, by odpo
cząć w jednej z sypialni. Francesca pląsała z tłumem dżentelmenów ni
czym świętojański ognik na nocnej łące. A co do Avery'ego, to ostatnim
razem widziała go pochylającego się ku wspaniałej, zgrabnej sylwetce
Andrei Moore.
Na progu sali balowej zatrzymała się. Nagle zawahała się. Nie chcia
ła widzieć, jak Avery trzyma w ramionach inną kobietę, choćby w tań
cu... Co za głupota! Przecież nie ma wobec niego żadnych oczekiwań.
Wszystkie te jej sentymentalne fantazje na temat jego dobrego ser
ca, skłonności do współczucia, rozczuleń do łez... Szło o zwykły przy
padek alergii! Zebrała się w sobie, by wejść do sali, gdy wtem zza wpół-
otwartych drzwi tuż obok dobiegł ją głos Martina.
- .. .z pewnością nie należy do kobiet, do których można by się po
ważnie zalecać. Na litość boską, człowieku, ja jestem dżentelmenem
i stworzę z kobietą wyłącznie szanowany związek. Nawet taka dziew
czyna jak Lillian Be...
Słowa zostały gwałtownie ucięte. Rozległ się głuchy odgłos uderzenia.
Każdy centymetr kwadratowy skóry Lily zapłonął żywym ogniem.
Okręciła się w miejscu i niemal wpadła na jedną z Camfieldówien -
167
chyba Molly? Przez ułamek sekundy na twarzy dziewczyny gościł wy
raz niesmaku, który natychmiast ustąpił miejsca pełnemu towarzyskiej
gościnności uśmiechowi.
- Ach, panna Bede. Mam nadzieję, że dobrze się pani bawi? Czy
rozgląda się pani może za jakimś miejscem do odpoczynku? Mamy tu...
W tym momencie sąsiednie drzwi otworzyły się gwałtownie i wy
padł z nich Martin Camfield, trzymając się za prawy policzek. Nawet
spomiędzy palców widać było pod okiem ciemny obrzęk. Przeniósł zdu
mione spojrzenie z siostry na Lily, tam i z powrotem... i jego bladÄ… cerÄ™
zabarwił gwałtowny rumieniec.
- Martin! - wykrzyknęła Molly. - Co ci się stało w oko?
- Yyyy... to głupie, ale wpadłem na drzwi - mruknął. - Pójdę lepiej
do kuchni i poszukam trochę lodu. - Skinął głową i pośpieszył wzdłuż
hallu.
- Nigdy nie widziałam, żeby Martin był taki niezgrabny! Zastana
wiam się... - Cokolwiek miała zamiar powiedzieć, zamilkła, gdy
w drzwiach ukazał się Avery, który wyszedł z biblioteki z nachmurzoną
miną. Kostki prawej dłoni miał czerwone.
- Panie Thorne! -jęknęła Molly. - Co się panu stało w rękę?
Nawet się nie zatrzymał. Przeszedł obok.
- PrzytrzasnÄ…Å‚em sobie, psiakrew, drzwiami.
22
sądzi pan, że powinniśmy się upierać, żeby Francesca wróciła
razem z nami? - spytała Lily, gdy cisza w powozie trwała tak długo, że
stało się to nie do zniesienia.
- Mogliśmy się upierać - odparł krótko Avery, patrząc przez okno
na mijany krajobraz - ale to by i tak nic nie zmieniło. Miała powodze
nie.
- I jest pan pewien, że Evelyn wyjechała wcześniej?
Zaledwie była w stanie dostrzec jego skinięcie.
- Tak. Podobno któryś z sąsiadów odwiózł ją do domu. Nie sądzi
pani chyba, że zostawiłaby Bernarda dłużej niż na godziną, nieprawdaż?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]