pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 01 Pamiętnik Księżniczki
- Glen Cook Black Company 01 Black Company
- Beverley Jo Malżeństwo z rozsądku 01 Malżeństwo z rozsądku
- Macomber Debbie Blossom Street 01 Sklep na Blossom Street
- 06. Roberts Nora Druga miłość 01 Druga miłość Nataszy
- Diana Palmer Magnolia 01 Magnolia
- Alexa Young Frenemies 01 Frenemies (pdf)
- Bova, Ben Orion 01 Orion Phoenix
- James M. Ward The Pool 01 Pool of Radiance
- Janet Dailey Calder 01 This Calder Range
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tać sytuację, ale dla sobie tylko wiadomych powodów
zinterpretował ją po swojemu. W jego głosie zabrzmia
ło tak wyraźne ostrzeżenie, że Thea wolała nie ciągnąć
rozmowy, w każdym razie nie przy tylu świadkach. By
łaby szalona, gdyby się upierała.
Przybycie księcia i księżnej radykalnie odmieniło jej
położenie: jeszcze przed chwilą okryta odium skandalu,
teraz triumfowała. Kąśliwe uwagi, które słyszała dotąd
wokół siebie, zamieniły się w pełne zazdrości poszep-
tywania.
- Zaręczona z markizem Merlinem... Dlaczego nie
powiedziała nic wcześniej... Droga Thea ma w sobie
tyle wrodzonej delikatności, tyle skromności... Nic
dziwnego, że książę jest zachwycony swoją przyszłą sy
nową. ..
Rzeczywiście, książę okazuje mi względy, otacza
serdeczną uwagą, pomyślała oszołomiona Thea. Prowa
dził z nią lekką rozmowę, ale komplementy płynęły
prosto z serca, kiedy mówił, że przyszła synowa tańczy
zachwycająco. Na koniec zaś powiedział głośno, tak by
wszyscy ciekawscy mogli go słyszeć:
- Dziękuję, moja droga. To była prawdziwa przyje-
mność, ale muszę zwrócić cię mojemu synowi, bo go
tów zrobić mi awanturę. Każdy powinien mu zazdrościć
takiej uroczej narzeczonej.
Jack rzeczywiście nie spuszczał z Thei wzroku. Ulot
nił się chłód, który wyczuwała w nim zaledwie pół go
dziny wcześniej. Wpatrywał się w nią tak intensywnie,
że poczuła się przez moment znacznie pewniej, ale za
raz przyszła myśl, że Jack odgrywa tylko narzuconą mu
rolę w tym qui pro quo i skonfundowała się jeszcze bar
dziej. Książę przekazał ją synowi, a ten ujął jej dłoń
w taki sposób, jakby chciał wszystkim wokół pokazać,
że Thea należy do niego.
- Jeśli nie jesteś zmęczona, moja kochana, zatań
czysz ze mną ostatniego walca? Teraz, kiedy wszyscy
znają nasz sekret, nie musimy się ukrywać.
Thea zmrużyła oczy. Jack zbyt łatwo i gładko przeszedł
od oficjalnego „panno Shaw" do „moja kochana". W jego
oczach pojawiły się wesołe iskierki, które zdawały się oz
naczać, że zamierza grać do końca rolę szczęśliwego na
rzeczonego. Korciło ją, żeby zepsuć mu zabawę, w pełni
na to sobie zasłużył, ale księżna i książę przyglądali się im
z zachwyconymi uśmiechami, więc się pohamowała. Jack
objął jej kibić i poprowadził na parkiet.
- Markizie - zaczęła, kiedy rodzice Jacka nie mogli
ich słyszeć.
- Jack. Jesteśmy zaręczeni, musisz zwracać się do
mnie po imieniu... Theo!
- Nie jesteśmy zaręczeni - szepnęła. - Nic mi o tym
nie wiadomo, żebym przyjęła twoje oświadczyny, i nie
planuję wychodzić za ciebie za mąż...
- Cicho. - Jack położył jej palec na ustach i Thea
natychmiast umilkła. Żadne słowa tak by jej nie uciszy
ły jak ten intymny gest. - Koniecznie chcesz walczyć
z dobrym losem? Jeszcze pół godziny temu wyrzucałaś
mi, że zrujnowałem twoją reputację. Teraz triumfujesz
i chcesz to przekreślić?
Zabrzmiała muzyka i zaczęli wirować w walcu.
Thea z przyklejonym uśmiechem, jaki pasował, w jej
mniemaniu, do młodej, szczęśliwie zakochanej kobiety.
- Tak, mój panie.
- Jack.
- Doskonale rozumiem, ale cena takiego położenia
wydaje mi się...
- ...za wysoka?
Jack przygarnął ją w tańcu i Thea chyba jeszcze nig
dy nie czuła tak bardzo, tak dojmująco jego bliskości.
Wszystkie jako tako trzeźwe myśli pierzchły w jednej
sekundzie. Spojrzała mu prosto w oczy i poczuła, że za
czyna drżeć, tyle w nich było nieskrywanej, jawnej
zmysłowości.
- Jesteś pewna, Theo? - Poczuła ciepły oddech Jacka
na policzku i znowu przeszedł ją dreszcz. Wargi markiza
musnęły jej usta. Usiłowała myśleć jasno, przywołać re
sztki zdrowego rozsądku, uwolnić się z pajęczyny pożą
dania, która oplątywała ją coraz mocniej. Nie było to ła
twe i nic nie wskazywało na to, że odniesie sukces.
- To komedia, milordzie - powiedziała bez tchu. -
Gra tylko. Nie wierzę, żebyś chciał się ożenić. Już choć
by z racji swojego usposobienia zupełnie nie nadajesz
się do małżeństwa.
- Zapewniam cię, że coraz bardziej skłaniam się ku
małżeństwu.
Jack położył jej dłoń na karku i jeszcze bliżej przy
garnął do siebie. Tańczyli teraz mocno przytuleni, nie
mal spleceni: doznanie było tak silne, tak obezwładnia
jące, że Thei zabrakło tchu.
- Jack!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]