pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Anderson Poul Liga Polezotechniczna Tom 1 Wojna Skrzydlatych
- 183. Browning Amanda CÄ‚Å‚rka milionera
- Kundera[1].Milan. .Tozsamosc.PL.eBook GTW
- Macomber Debbie Blossom Street 01 Sklep na Blossom Street
- James P. Hogan Craddle of Saturn
- Dante Alighieri Convivio
- Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 03] DragonKnight (pdf)
- j.1365 2672.2001.01495.x
- recreational.pea.review
- TDA8540 3
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- botus.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciał w stronę słońca w starym myśliwcu z czasów dru-
giej wojny światowej. P-39 był jednomiejscowym samo-
lotem z silnikiem za kokpitem, niemniej jednak ona
siedziała za nim, z tyłu. Była naga, miała na sobie tylko
pokrowiec na spadochron. Zgodnie z logikÄ… snu wi-
dział każdy centymetr jej długiego, smukłego ciała, gdy
przyciągał do siebie drążek i mierzył w samo słońce. Przez
głośny warkot silnika Allison V-12 słyszał jej śmiech, który
był tak uroczy, tak prawdziwy i radosny... Gdy się obudził,
wciąż słyszał ten dzwięk i czuł pulsującą erekcję, którą
opanował dopiero serią forsownych ćwiczeń i zimnym pry-
sznicem.
Teraz biegł skrajem plaży po mocno ubitym piasku.
Okrążył prawie całą wyspę, po czym skręcił w głąb lądu,
bo dalej był jej bagnisty skraj od północnego wschodu.
Spojrzał na zegarek. Dwanaście minut do cogodzinnych
wiadomości. Podążał ścieżką przez las, nie zwalniając kro-
ku, aż dotarł do piątego domku, na końcu ścieżki.
Do jej domku.
Podobno biegnąc tutaj, chciał pozbyć się pewnych my-
śli! Za nic nie zaangażuje się w związek z Fancy. Właśnie
S
R
dlatego, że tak bardzo tego pragnie i czuje wszystkimi
zmysłami, iż by to było.
Biegł dalej. Posłucha w domu dziennika radiowego, tyle
się przecież dzieje, może obejrzy na wideo komedię, po-
śmieje się do. rozpuku albo sprawdzi, czy na giełdzie dalej
trwa hossa. Oderwie siÄ™ jakoÅ›...
Bzdura! Mógłby równie dobrze pragnąć polecieć na
Księżyc.
Wrócił do domu, nalał sobie kawy i przemyślał, słucha-
jąc radia, wiele rzeczy. Nie poleciał tylko na Księżyc. Wy-
łączył radio, wziął gazetę. Odłożył ją. Odchylił głowę na
bok, nasłuchując cichego warkotu samolotu nad cieśniną.
Może powinien ostrzec Fancy, że pogoda niedługo się po-
psuje.
Pewnie siedziała przez cały dzień nad swoimi kuchar-
skimi przepisami i nawet nie wyściubiła nosa z domku.
Fancy. Uśmiechnął się, przypominając sobie, co mówiła
o swoim szefie. Nazwał ją osobą pospolitą. Idiota! Była
taka, jak pewien wspaniały silnik, który niegdyś testował,
zanim go rozwalił. Wyrafinowanie i elegancja. Lśniąca
gładkość, moc, wytrzymałość. Pani F. Smith Jones.
Po raz kolejny, klnÄ…c cicho pod nosem, wsunÄ…Å‚ w szcze-
linÄ™ magnetowidu kasetÄ™ o starym mitchellu B-25 i usa-
dowił się w fotelu. Zabawne... Ten bombowiec został
ochrzczony nazwiskiem generała Billy Mitchella, który
przedstawił teorię, że samoloty mogą skutecznie zatapiać
okręty tylko w pobliżu lądu. Udowodnił jej słuszność właś-
nie w pobliżu tej wyspy.
Teraz, ponad siedemdziesiąt lat pózniej, ślepy los rzucił
dwóch byłych pilotów na ten mały skrawek lądu, o którym
mało kto w ogóle słyszał!
Może jednak los nie bywa ślepy?
S
R
Frances ugotowała tyle spaghetti, że starczyłoby go dla
dwojga. Zastanawiała się, czy nie zanieść porcji owego
specjału do Trofeum. Jednak nie zrobi tego, postanowiła.
Brace nie odwiedzał jej od czasu, kiedy przyniósł gazety
i list od stryja. Tego ranka przebiegał tuż koło jej domku
i nie wstąpił.
Tak zatem wygląda jego przyjazń! Jest jeszcze bardziej
nieufny niż ona sama.
W oddali odezwał się pomruk burzy. Chcąc opanować
się, nerwowo nacisnęła włącznik telewizora, obejrzała
znów taniec duchów w śnieżnej zamieci i wyłączyła go
z powrotem. Dni były wyraznie dłuższe, ale niska pokrywa
chmur sprawiała, że zmrok zapadał wcześnie. Frances za-
paliła dwie lampy i żyrandol. Pogwizdując, umyła kilka
talerzy i znowu pomyślała o dodatkowym spaghetti. Jest
jeszcze sałatka. Mogłaby to zanieść do Brace'a, ale znie-
chęcił ją szum deszczu za oknem. Zresztą szum to za mało
powiedziane. Rozpętała się prawdziwa nawałnica.
Zwiatła przygasły na chwilę. Frances usiadła na fo-
telu i usiłowała sobie przypomnieć, co wie o generato-
rach. Powiedziano jej, że nie będzie tej wiedzy potrze-
bowała.
Zwiatła znowu zamigotały, przez chwilę jeszcze świeci-
ły, po czym zgasły zupełnie, Przez dwie minuty Frances
siedziała bez ruchu. Przerażona blaskiem błyskawic, pró-
bowała liczyć sekundy dzielące je od grzmotów. Można
dzięki temu ustalić, jak daleko jest burza. W każdym razie
można zająć czymś umysł.
Dziewięć, dziesięć, jedenaście...
Oślepiający blask poraził Frances. W tej samej chwili
rozległ się straszliwy łoskot. Powietrze wypełnił zapach
surowego drewna sosny i ozonu. Przykryła głowę ramio-
nami i zaczęła się modlić:
S
R
- Panie Boże, spraw, żeby ta burza jak najszybciej minęła.
- Nie musiała udawać tutaj przed nikim, że się nie boi.
Gdy Brace ją wreszcie znalazł, siedziała w spiżarni,
trzęsąc się ze strachu. Wszedł tylnymi drzwiami, bo fron-
towe tarasowała olbrzymia sosna powalona przez piorun.
- Fancy, nic ci się nie stało?
Patrzyła na niego bez słowa, skulona pomiędzy szafką
na szczotki i pompą. Był całkiem przemoczony, wilgotne
ubranie przylegało do jego szczupłego ciała, mokre włosy
przylepiły się do czoła. W świetle świecy w przeciwsztor-
mowej osłonie jego twarde rysy przypominały maskę.
Dla niej był jednak najpiękniejszą ludzką istotą na świe-
cie. Bez namysłu rzuciła mu się w ramiona, zbyt wystra-
szona, by mieć jakiekolwiek opory.
- O Boże, jak to dobrze, że przyszedłeś, Brace... My-
ślałam, że piorun uderzył w dom. Coś wybuchło, a potem
ten żywiczny zapach i jeszcze...
- Dobrze już, dobrze.
- Czy ty mnie słuchasz? Piorun uderzył w dom! Brace,
ja to słyszałam! Czułam to!
Zarzuciła mu ręce na szyję, prawie go dusząc. Uwolnił
się od tego uścisku, obejmując ją mocno. Jej dłonie były
lodowato zimne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]