pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Córka doskonała. Jak wychować mšdrš i szczęœliwš kobietę. Poradnik bez kantów
- Angelsen_Trine_ _Córka_Morza_18_ _Półprawdy
- 183. Browning Amanda CÄ‚Å‚rka milionera
- 0555. McCauley Barbara Odzyskana cĂłrka
- Jeffrey Lord Blade 14 The Temples of Ayocan
- Jeffrey Lord Blade 06 Monster of the Maze
- 0109. Wilson Patricia śÂšpiew deszczowego ptaka
- Jeff Grubb StarCraft Libertys Crusade
- Jack L. Chalker WOS 3 Gods of the Well of Souls
- CWIHP Bulletin nr 6 7 part 2 New ev
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy przejdziesz przez granicę, on może przemieścić Krainę Elfów dokąd tylko
zechce, ale ty i twój miecz pozostaniecie na jej terytorium.
Matko Czarownico pytał dalej Alweryk czy on jednak nie rozgniewa się
na ciebie, jeśli ja to zrobię?
Rozgniewa! prychnęła Ziroonderel. Rozgniewa? Będzie szalał z
niepohamowanej wściekłości, gorzej niż jakikolwiek tygrys.
Nie chciałbym ściągnąć tego na ciebie, Matko Czarownico odparł Alweryk.
Ha! mruknęła czarownica. A co mi tam!
Noc już nadchodziła, a wrzosowisko i powietrze ciemniały jak opończa
Ziroonderel.
Czarownica śmiała się teraz i zlewała z ciemnością. A wkrótce noc była ciemnością
i śmiechem; i nijak już Alweryk nie mógł dojrzeć dawnej niańki Oriona.
Potem książę Erlu wrócił do swojego obozu, kierując się blaskiem jego samotnego
ogniska.
I kiedy tylko ranek pojawił się na pustkowiu i wszystkie bezużyteczne skały zaczęły
się różowić, wziął fałszywy odważnik i cicho potarł nim oba boki miecza, aż jego cały
magiczny skraj został odczarowany. A zrobił to wszystko w namiocie, podczas gdy jego
podwładni spali, nie chciał bowiem, by wiedzieli, że szukał pomocy, która nie przyszła
od bredzenia Niva, ani od wypowiedzi, które Zend usłyszał od księżyca.
A przecież niespokojny sen szaleńca nie jest tak głęboki jak u zdrowego na umyśle
człowieka. Dlatego Niv zaraz też śledził Alweryka przebiegle kątem oka, gdy tylko
usłyszał cichy zgrzyt fałszywego odważnika o brzeszczot miecza.
Po potajemnym dokonaniu tego z ukradka obserwowanego czynu, Alweryk zawołał
na swoich dwóch towarzyszy, a ci powstali, a potem zwinęli jego podarty namiot,
zawiesili go na długim drągu wraz z ich żałosnym dobytkiem. Książę Erlu niecierpliwie
wtedy ruszył skrajem ludzkich pól, pragnąc wreszcie dotrzeć do kraju, który tak
długo był dla nich nieosiągalny. Niv i Zend poszli za nim, trzymając między sobą maszt
namiotu, na którym kołysały się tobołki i powiewały strzępy namiotu.
Ruszyli na niewielką odległość w głąb kraju ludzi, w stronę ich siedzib, aby
zaopatrzyć się w niezbędny prowiant. Kupili go tego popołudnia od pewnego rolnika,
który mieszkał w samotnej chacie, tak blisko samego skraju naszych pól, że musiało to
być ostatnie ludzkie domostwo w widzialnym świecie. Nabyli tam chleb, płatki
owsiane,
ser oraz wędzoną szynkę oraz inne takie rzeczy, włożyli do toreb, które zawiesili na
maszcie. Następnie opuścili chatę uczynnego rolnika i odwrócili się od jego pól i całego
świata ludzi.
Zapadał wieczór, kiedy zobaczyli tuż nad jakimś żywopłotem rozświetlającą ten
teren dziwnym, miękkim blaskiem, o którym wiedzieli, iż nie pochodzi z Ziemi
zaporę zmierzchu, która jest granicą Krainy Elfów.
Lirazel! krzyknął Alweryk, wyciągnął miecz i wielkimi krokami wszedł w
zmierzch. Za nim ruszyli Niv i Zend. A podejrzenia obu szaleńców zamieniły się w
zazdrość o inspiracje lub magię, które nie pochodziły od nich.
Alweryk tylko raz zawołał Lirazel; potem, nie wierząc swemu głosowi w tym
wielkim, dziwacznym kraju, zmęczony tak długą wędrówką, podniósł do ust róg
myśliwski, który nosił u boku na pasku, i zagrał jakiś zew. Stał na skraju zapory
zmierzchu; jego róg zalśnił w blasku Krainy Elfów.
Potem Niv i Zend upuścili drąg w tym nieziemskim zmierzchu, gdzie leżał jak
szczÄ…tki jakiegoÅ› nieznanego morza, i nagle pochwycili swego pana.
To kraina snów! powiedział Niv. A czyż nie dość mam snów?
I tu nie ma księżyca! zawołał Zend.
Alweryk uderzył Zenda mieczem po barku, ale miecz był odczarowany i tępy, więc
tylko zranił go lekko. Potem tamci chwycili miecz i odciągnęli Alweryka z powrotem.
A szaleniec odznaczał się wielką siłą, która przekraczała wszystko, w co można by
uwierzyć. Odciągnęli go z powrotem na nasze pola, gdzie sami byli dziwakami,
zazdrosnymi o inną dziwność, i odprowadzili daleko od widoku jasnoniebieskich gór. I
tak Alweryk nie wszedł do Krainy Elfów. Lecz granie jego rogu przeszło nad skrajem
granicy zmierzchu, zmąciło powietrze zaklętej krainy, przeszywając jego senny spokój
jedną długą, smutną ziemską nutą: to był zew rogu, który usłyszała Lirazel podczas
rozmowy z ojcem.
XXVII
POWRÓT LURULU
Ponad wioską i Zamkiem Erl i przez każdy ich zakątek i szczelinę przeszła wiosna,
łagodne błogosławieństwo, które ogrzało samo powietrze i poszukało wszystkiego, co
żyje, nie pomijając nawet roślinek gnieżdżących się w odizolowanych miejscach, pod
okapami dachów, w pęknięciach starych beczek lub wzdłuż warstw zaprawy murarskiej
łączącej rzędy starożytnych kamieni. O tej porze roku Orion nie polował na jednorożce;
i nie dlatego, iż wiedział, kiedy jednorożce się rozmnażają w Krainie Elfów, gdzie czas
płynie inaczej niż u nas. Postępował tak z powodu odziedziczonego po swoich
ziemskich przodkach odczucia, które zabraniało polowania na każdą żywą istotę o tej
porze pieśni i kwiatów.
Teraz więc opiekował się tylko swoją sforą i często obserwował wzgórza, każdego
dnia oczekujÄ…c powrotu Lurulu.
Minęła wiosna, wyrosły letnie kwiaty, a mimo to troll nadal nie wracał, ponieważ w
zalesionych dolinach Krainy Elfów czas płynie w inny sposób niż w naszym świecie.
Orion wypatrywał Lurulu w ciemniejące wieczory tak długo, aż szereg wzgórz
poczerniał, lecz ani razu nie zobaczył okrągłych główek trolli na łagodnie opadających
zboczach.
Z lodowych krain z westchnieniem nadeszły mocne, jesienne wiatry, a młody książę
ciągle wypatrywał Lurulu, zaś mgły i zmieniające barwę liście budziły w jego sercu
tęsknotę za łowami. Jego ogary skomlały za otwartymi przestrzeniami i zwierzęcymi
tropami, które jak tajemnicze dróżki krzyżowały się w wielkim świecie. Orion wszakże
zamierzał polować wyłącznie na jednorożce i nadal czekał na swoje trolle.
Wreszcie pewnego ziemskiego dnia, gdy zapowiedz mrozu wisiała w powietrzu i
słońce zachodziło krwawo, po skończonej przemowie Lurulu do zgromadzonych w lesie
trolli, te ostatnie, skacząc szybciej niż króliki, szybko dotarły do granicy zmierzchu.
Wówczas ci mieszkańcy naszego świata, którzy spojrzeli w stronę tajemniczej zapory,
gdzie kończyła się Ziemia (a rzadko to robili), mogli zobaczyć niesamowite postacie
nadchodzących zwinnych trolli, całkiem szare w wieczornym mroku. Przybyły kolejno,
troll za trollem po wysokich skokach przez zaporę zmierzchu. Opadłszy w ten sposób
bezceremonialnie na naszych polach, zbliżyły się, koziołkując, podskakując i biegnąc,
wybuchając bezczelnym śmiechem, jakby był to odpowiedni sposób powitania nie
najmniejszej z planet.
Przebiegły, szeleszcząc jak wiatr w słomie obok małych, ludzkich chat i nikt, kto
usłyszał ten cichy odgłos, nie miał pojęcia, jak obce były to istoty, oprócz psów, których
zadaniem jest obserwacja otoczenia i które wiedzą o wszystkim, co się wokół dzieje.
Tylko one zdawały sobie sprawę z ogromnej różnicy między trollami a ludzmi. Psy
szczekają na Cyganów, włóczęgów i wszystkich bezdomnych wtedy, gdy mijają ich
domy. Z większym wstrętem ujadają na dzikie leśne zwierzęta, dobrze wiedząc, jak
bardzo gardzą one ludzmi. Bardziej wściekle obszczekują lisa z powodu jego
tajemniczości i dalekich wędrówek: ale tamtej nocy szczekanie psów przekroczyło
wszelkie granice wstrętu i wściekłości. Wielu farmerów pomyślało wówczas, że ich
pies siÄ™ dusi.
Mijając nasze pola, nie zatrzymując się, żeby pośmiać się z niezdarnego biegu
uciekających owiec, gdyż zachowali śmiech dla ludzi, trolle niebawem przybyły na
wzgórza ponad Erlem. Zobaczyły w dole półmrok, dym z ludzkich siedzib, a wszystko
było szare. Nie mając pojęcia, skąd się bierze dym tutaj z wody, którą gotowała w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]