pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
- Delinsky Barbara Dziedzictwo 02 Marzeä ciĄg dalszy
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- 174.Barbara Krzysztoń Karolino, nie przeszkadzaj
- Cartland_Barbara_ _Milosc_w_hotelu_Ritz
- Delinsky Barbara Dziwny przypadek
- Cartland Barbara Wieczór radości
- Cartland Barbara Dumna księżniczka
- Carolyn Faulkner The Unrequited Dom [Blushing] (pdf)
- fitabc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- botus.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stole w Dzień Dziękczynienia lub Boże Narodzenie, jak
się śmieją i rozmawiają? I czy w myślach nie widziałaś
siebie przy tym stole?
- Nie.
Uśmiechnął się.
- Nie umiesz kłamać, Holly. Za każdym razem zdra-
dzÄ… ciÄ™ twoje oczy.
- Może powinnam wziąć lekcje u ciebie? - zapytała
wyniośle.
- W porządku, należało mi się - odpowiedział nieco
speszony. - Nie pozwól jednak, żeby twoja niechęć do
mnie odwiodła cię od poznania prawdy. Lepiej jest ża-
S
R
łować, że się coś zrobiło, niż pózniej wyrzucać sobie,
że się czegoś nawet nie spróbowało.
- Doprawdy? - zapytała prowokująco, patrząc mu
w oczy, a potem wolno przenoszÄ…c wzrok na usta.
Serce podskoczyło mu do gardła i poczuł szybsze pul-
sowanie krwi w żyłach. Ot, jedno jej spojrzenie, a cały
płonął z pożądania. Dobrze, że ręce wciąż trzymał w kie-
szeniach. Przezornie zrobił krok do tyłu. Gdyby dotknął
jej teraz, gdyby wziął ją w ramiona, nie umiałby już tego
powstrzymać. Szalone, dzikie emocje zapanowałyby nad
nimi, a rano jeszcze bardziej by nim gardziła.
Całą siłą woli utrzymał dystans między nimi i z ża-
lem zauważył, że z jej oczu znikło pragnienie. Miały
teraz znowu pusty, obojętny wyraz.
Odwróciła się do niego plecami, wsunęła ręce do
kieszeni podomki i wyglądając przez okno, powiedziała
prawie szeptem:
- Czasami myślałam o tym... W swoje urodziny,
gdy otrzymałam nagrodę za skok do wody, kiedy od-
bierałam świadectwo ukończenia szkoły, w Boże Naro-
dzenie. W takich chwilach bolało najbardziej. Zazdro-
ściłam innym dzieciom i nienawidziłam mojej matki za
to, że nie była w stanie pokochać mnie tak, jak tego
faceta, który nas porzucił.
- Holly...
- Możesz tu zostać do czasu załatwienia sprawy
ubezpieczenia, ale nie wspominaj już o rodzinie Fortu-
ne'ów.
S
R
Guy westchnął z rezygnacją i skinął głową.
- Jak sobie życzysz.
Holly zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi i rzek-
Å‚a na odchodnym:
- Ryan i Miranda Fortune'owie będą musieli przy-
jąć do wiadomości fakt, że nie wrócę do Teksasu. Nic
tam dla mnie nie ma. Nigdy nie było i nie będzie.
Wyszła. W chwilę potem usłyszał cichy trzask zamy-
kanych drzwi sypialni. Myślał o tym, co mu powiedzia-
ła. Czy naprawdę wierzyła w to, co mówi?
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Doroczny kiermasz dobroczynny na rzecz szkoły
w Twin Pines był jedną z letnich atrakcji. Mieszkańcy,
a także ludzie z pobliskich miast, tłumnie zgromadzili
siÄ™ w ogromnym budynku rady miejskiej. W tym roku
tematem przewodnim były Włochy. W powietrzu unosił
się delikatny zapach oregano i czosnku. Kusiły też wo-
nie przyrządzanych owoców morza i lazanii. Słychać
było ożywione rozmowy, głośny śmiech, a w tle orkie-
stra grała melodię z filmu Ojciec chrzestny".
Holly rozejrzała się po sali i uśmiechnęła do siebie.
Obrusy w czerwoną szachownicę, migoczące światło
świec, karafki z chianti. Do kompletu brakowało tylko
Marlona Brando i Ala Pacino. W tłumie na drugim koń-
cu sali dostrzegła też Guya. Rozmawiał z Edem Burto-
nem, naczelnikiem poczty w Twin Pines. Uśmiech znikł
z jej twarzy.
Cztery dni minęły od ich nocnej rozmowy w kuchni.
W tym czasie prawie się nie widywali. Guy przeważnie
przesiadywał z Quincym w warsztacie, a ona na spot-
kaniach z Lois i Lilah w sprawie kiermaszu. Kiedy Guy
zaoferował swoją pomoc, nie mogła odmówić. Chodzi-
S
R
ło przecież o dobro dzieci. To, że przyszli tu razem, nie
znaczyło, że są parą.
A jednak, kiedy Janet Mercer podeszła do Eda
i Guya, Holly mocniej zacisnęła palce na szklaneczce
z ponczem. Ta trzydziestotrzyletnia rozwódka, blon-
dynka o niewinnych niebieskich oczach, ciÄ…gle zasta-
wiała swoje sidła i bez wątpienia upatrzyła sobie Guya
na kolejną ofiarę. Właśnie w tej chwili Janet roześmiała
się i pochyliła ku niemu, a jej obfity biust omal nie
wyskoczył z głębokiego dekoltu żółtej bluzeczki. Była
w krótkiej, obcisłej, czarnej spódniczce ze skóry, na
wysokich obcasach. Z czarną obrożą wokół szyi przy-
pominała trzmiela.
- Do licha, przystojny jest ten facet.
Zaskoczona Holly omal nie rozlała ponczu. Obok
stała Berta z tekturowym talerzykiem w dłoni i nie spu-
szczała wzroku z tych trojga.
- Ja też tak myślę - odparła Holly, przybierając obo-
jętny ton.
Guy naprawdę wyglądał pociągająco. Nowa grafito-
wa koszula podkreślała szary kolor jego oczu, a czarne
spodnie opinały zgrabne pośladki.
- Ale i tobie nic nie brakuje. - Berta zmierzyła ją od
stóp do głów. - Nowa sukienka?
- Niezupełnie.
Czarna jedwabna sukienka wisiała w szafie prawie
rok. Holly wypatrzyła ją w katalogu i, chociaż była
piekielnie droga, nie mogła się powstrzymać, żeby ją
S
R
kupić. Włożyła ją też pod wpływem impulsu, bo miała
już przygotowaną spódnicę w kwiatki i prosty, biały,
bawełniany T-shirt. Chciała ładnie wyglądać. Ostatnia
rozmowa z Guyem przypomniała jej o dawnych kom-
pleksach, o poczuciu wyobcowania i niedopasowania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]