pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Delinsky Barbara Dziedzictwo 02 Marzeä ciĄg dalszy
- 174.Barbara Krzysztoń Karolino, nie przeszkadzaj
- 0555. McCauley Barbara Odzyskana cĂłrka
- Delinsky Barbara Dziwny przypadek
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- McMahon Barbara Kronika towarzyska
- Morgan Sarah Harlequin Medical 404 Zimowy wieczor
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Lindsey Johanna Kochaj mnie zawsze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bardzo delikatnie, jakby się lękał, że ją przestraszy, objął
Davitę i przyciągnął do siebie. Była tak stropiona, że ledwo to
zauważyła. Rozszlochała się w jego ramionach.
- Powiedziałem ci, że wszystko w porządku - uspokajał
płaczącą. - Mundesley nic takiego nie zrobi. Nie pozwolę mu.
- Jak... zdoła go pan powstrzymać? On wynajął
detektywów, żeby mnie szukali. Gdziekolwiek się ukryję, on
mnie... znajdzie.
W jej głosie brzmiała rozpacz. Davita widziała siebie
uciekającą... uciekającą wciąż przed lordem Mundesleyem
tropiącym ją, jakby była lisicą.
- Przestań płakać - powiedział markiz. - Chcę ci coś
powiedzieć.
Myśl, że jest to ostatnia chwila, kiedy może z nim
rozmawiać, poraziła ją. Niemal nadludzkim wysiłkiem
opanowała łzy i zaczęła szukać za paskiem od sukienki.
Wtedy markiz wyjÄ…Å‚ z przedniej kieszonki chusteczkÄ™ i
wetknął jej do ręki. Ponieważ pachniała wodą kolońską i
ponieważ należała do niego, Davicie znowu zachciało się
płakać. Otarła policzki i przez płynące jej z oczu łzy spojrzała
na niego. Czuła, że powinna wysunąć się z jego objęć, lecz nie
uczyniła żadnego ruchu. Popatrzył na nią z góry i rzekł
delikatnie:
- Wyglądasz, jakbyś bardzo potrzebowała kogoś, kto by
się tobą zaopiekował.
Davita wzdrygnęła się. Zrozumiał, że pomyślała, iż
mógłby to być Mundesley.
- Jak udało mi się przewidzieć, że coś takiego ci się
przydarzy? - zamyślił się markiz. - I przyjechałem wcześniej
do domu, ponieważ nurtowała mnie myśl, że jestem tu
potrzebny.
- Potrzebowałam cię rozpaczliwie - wyszeptała - i...
myślałam, że mógłbyś być wcześniej, niż... oczekiwałam.
- Czy dlatego spacerowałaś po podjezdzie? Speszona, że
odgadł wszystko, spuściła oczy i nie powiedziała nic.
- Przybyłem w samą porę - rzeki markiz, jakby podążając
za tokiem własnych myśli. - Teraz już lord Mundesley nie
będzie cię więcej gnębił.
Jego słowa znów wzbudziły w niej lęk i wykrzyknęła:
- Ależ będzie! Jak możesz go powstrzymać... skoro
odjeżdżasz?
- Zabierając cię ze sobą - powiedział bardzo spokojnie.
Pomyślała, że chyba nie usłyszała go dobrze. Spojrzała na
niego pytająco, a on dodał:
- To stało się zbyt szybko... Nie miałem jeszcze zamiaru
mówić ci o tym, Davito, ale od pierwszego naszego spotkania
nie mogłem cię zapomnieć. Myślę, że i ty również już wiesz,
że znaczymy dla siebie nawzajem coś całkiem szczególnego.
Przez chwilę Davicie zdawało się, że śni. Markiz jaśniał
oślepiającym blaskiem i przyszło jej do głowy, że zapewne
robi jej taką samą propozycję jak lord Mundesley. Wydała
krótki, nieartykułowany dzwięk i odwróciła od niego twarz.
Jak gdyby rozumiał bez słów, o czym ona myśli, powiedział:
- Uważam, że jedynym sposobem, abyś przez resztę życia
czuła się bezpieczna, jest poślubienie mnie.
Davita przez chwilę nie mogła złapać tchu. Potem
przemówiła nieswoim głosem:
- Czy ty... prosisz mnie... abym cię poślubiła?
- Uczynię cię bezpieczną - zapewnił - nie tylko od lorda
Mundesleya, ale od każdego podobnego mu, i obiecuję ci,
kochanie moje, że jedyną rzeczą, na którą ci nie pozwolę,
będzie chodzenie za kulisy Gaiety" oraz do restauracji
Romano".
Uśmiechał się do niej, a wyraz jego oczu ukazywał innego
już, nie cynicznego i wzgardliwego markiza.
- To nie może być prawdą!
Davita drżała, a jej oczy jaśniały, jak gdyby ten sam blask,
który otaczał markiza, promieniował i od niej,
- Sprawię, że w to uwierzysz - rzekł. - Ale najpierw chcę
wiedzieć, jakie są twoje uczucia do mnie.
- Ty nie możesz mnie poślubić - mamrotała. - Ty jesteś
taki... wspaniały. To właśnie pomyślałam, ujrzawszy cię
pierwszy raz... A im więcej o tobie myślałam, tym bardziej
upewniałam się, że pod każdym względem jesteś taki, jaki
powinien być... mężczyzna.
- Ty też myślałaś o mnie? - dopytywał.
- A czyż mogłam coś na to... poradzić? Po tym
strasznym... przyjęciu sądziłam, że mnie nienawidzisz.
- Nie mogłem uwierzyć, że miałaś coś wspólnego z tak
podłą intrygą - wyjaśnił. - A kiedy zniknęłaś, nabrałem co do
tego pewności.
- Chciałam... prosić cię o wybaczenie na długo przed
twoim przybyciem tutaj.
- Wybaczę ci - odparł. - Jeżeli odkryjesz przede mną
swoje serce.
Davita pochyliła się ku niemu i kryjąc twarz na jego
piersi, wyszeptała:
- Kocham cię. Nie zdawałam sobie sprawy, że to...
miłość, ale wciąż o tobie myślę. Wczorajszego wieczoru
pojęłam, że przebywanie z tobą jest najcudowniejszą rzeczą,
jaka mogła mi się przydarzyć.
- W przyszłości zawsze będziesz ze mną.
Ujął palcami jej podbródek i delikatnie uniósł twarz
Davity ku swojej. Czuł, że drży, ale wiedział, że nie z lęku.
Przez długą chwilę przypatrywał się jej rysom, jakby pragnął
wyryć je na zawsze w swej pamięci, potem przytulił ją mocno
i przywarł ustami do jej ust.
Davita doznała niewypowiedzianego uniesienia:
otworzyło się przed nią niebo, przekroczyła granice rozumu i
wyobrazni. Dotyk ust markiza zdawał się ofiarowywać jej całe
piękno, jakiego szukała w marzeniach, wszelką cudowność,
którą można odnalezć jedynie w miłości, dla niej - jak sądziła
- nieosiÄ…galnej.
Całował ją najpierw delikatnie, jak gdyby była czymś
nieskończenie drogocennym, potem miękkość jej ust
pobudziła go w sposób dotąd mu nie znany. Jego pocałunki
stały się bardziej zaborcze, naglące, a dziewczyna już się nie
bała. Wiedziała, że należy do niego, i poddawała się jego sile.
Wibracje, które zeń emanowały, łączyły się z jej wibracjami.
Czuła, że bierze w posiadanie nie tylko jej ciało, ale i duszę.
Pojęła, że jej miłość do tego mężczyzny i jego miłość do niej
to nie tylko rzecz głęboko ludzka. To również część zamysłu
Boga.
Wreszcie markiz uniósł głowę i dziewczyna trochę
bezładnie, lecz z nieopisanym zachwytem wyszeptała:
- Kocham ciÄ™... kocham!
- I ja cię kocham, moja słodyczy - odparł.
- Jak możesz kochać mnie, skoro tyle pięknych kobiet
jest... w twoim życiu?
Myślała o dziewczętach z Gaiety" - o Rosie, Violecie,
Lottie Collins, a także o pięknościach z towarzystwa, które -
wedle słów księżnej - uganiały się za nim.
Markiz przycisnÄ…Å‚ jÄ… mocniej do siebie.
- Kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię siedzącą w loży -
rzekł - wiedziałem, że jesteś inna od wszystkich, które
kiedykolwiek znałem.
- W loży? - zapytała zaintrygowana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]