pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 06. Roberts Nora Druga miłość 01 Druga miłość Nataszy
- Irlandzkie marzenia (Irlandzki buntownik) Roberts Nora
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
- Barrie Roberts Sherlock Holmes and the King's Governess (pdf)
- Nora roberts Dziedzitwo DonavanĂłw 01 Zniewolenie
- 139. Roberts Alison Dzień matki
- Haasler Robert A. 6. Życie seksualne księży
- Delinsky Barbara Dziedzictwo 02 Marzeä ciĄg dalszy
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Herodoto_de_Halicarnaso Los_Nueve_Libros_De_La_Historia_VIII
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nastawioną włócznią. Oszołomienie, w jakie wprawiły go czary, których był świadkiem, ustąpiło
miejsca przerażeniu. Wróg dostał się do Tecuhłtli. Grot włóczni strażnika przebił czyjeś ciemne
ciało, a pózniej nie czuł już nic. Opadający miecz rozłupał mu czaszkę w chwili, gdy jego dzikoocy
pobratymcy nadbiegali z dalszych komnat.
Dzikie wycie i szczęk stali poderwały Conana z sofy. W jednej chwili zupełnie rozbudzony dopadł
drzwi z mieczem w dłoni i otworzył je jednym szarpnięciem. Wyglądając na korytarz, zobaczył
nadbiegającego Techotla z oczyma płonącymi szaleństwem.
Xotalancanie! krzyknął Techotl głosem niepodobnym do ludzkiego. Przedarli się przez
bramÄ™!
Conan wybiegł na korytarz i jednocześnie Valeria pojawiła się w drzwiach swojej komnaty.
Co się dzieje, do diabła? zapytała.
Techotl mówi, że Xotalancanie wdarli się do Tecuhltli odpowiedział pośpiesznie.
SÄ…dzÄ…c po tym zamieszaniu, ma racjÄ™.
Z Tecuhltlaninem depczącym im po piętach wpadli do sali tronowej i zobaczyli obraz
przekraczający najdziksze sny o krwi i przemocy. Dwudziestka mężczyzn i kobiet z rozwianymi,
czarnymi włosami i wymalowanymi na piersiach czaszkami, zwarła się w walce z mieszkańcami
Tecuhltli. Po obu stronach kobiety walczyły równie zawzięcie jak mężczyzni. Sala i przedsionek były
już zasłane trupami.
Olmec nagi, jeśli nie liczyć przepaski na biodrach, walczył niedaleko swojego tronu, a w chwili
gdy Conan i Valeria wkroczyli do akcji, Tascela wybiegła z bocznej komnaty z mieczem w ręce.
Xatmec i jego towarzysz byli martwi, tak więc nie było komu opowiedzieć Tecuhltlanom, jak
wrogowie dostali się do środka. Nikt też nie mógł powiedzieć, co wywołało ten szalony atak. Straty
Xotalancan musiały być znacznie większe, a położenie znacznie gorsze niż sądzili Tecuhltlanie.
Okaleczenie ich gadziego sprzymierzeńca, roztrzaskanie Płonącego Czerepu oraz słowa wyszeptane
przez umierającego, że tajemniczy białoskórzy przybysze przyłączyli się do ich wrogów, przywiodły
Xotalancan do szalonej desperacji. Postanowili umrzeć w śmiertelnej walce z zajadłymi wrogami.
Tecuhltlanie, pozbierawszy się z oszołomienia wywołanego zaskakującym atakiem, podczas
którego zepchnięto ich do Sali Tronowej, zadając ciężkie straty, oddawali ciosy z równą
wściekłością. Nadbiegali strażnicy z niższych pięter, by rzucić się w wir walki. Walczyli jak stado
rozszalałych wilków, zaślepieni, dyszący i bezlitośni. Bitwa przewalała się tam i z powrotem od
drzwi do podium. Błyskały klingi tnąc ciała, tryskała krew, niósł się tupot nóg po czerwonej
posadzce, na której tworzyły się ciemnoczerwone kałuże. Połamano stoły z kości słoniowej, rozbito
w drzazgi ławy, aksamitne draperie zostały podarte w strzępy i zbryzgane krwią. Każdy z walczących
wiedział, że nadszedł finał krwawej, półwiecznej walki. Ostateczny wynik był z góry przesądzony.
Tecuhltlan było prawie dwukrotnie więcej niż napastników. Ten fakt oraz pojawienie się na polu
walki jasnoskórych sprzymierzeńców dodał im serca. Conan i Valeria rzucili się w wir walki z
niszczącą siłą huraganu przelatującego przez zagajnik . Conan był silniejszy niż trzech Tlazitlan razem
wziętych i pomimo swej wagi znacznie zwinniejszy. Wpadł w skłębiony, wirujący tłum pewnie jak
szary wilk w stado ulicznych kundli i posuwał się naprzód, zostawiając za sobą zasłaną trupami
posadzkÄ™.
Valeria walczyła u jego boku, z uśmiechem na twarzy i roziskrzonym wzrokiem. Silniejsza niż
przeciętny mężczyzna, górowała nad przeciwnikami szybkością i zręcznością w posługiwaniu się
mieczem, który w jej ręce wydawał się żywą istotą. W czasie, gdy Conan miażdżył przeciwników
samą siłą ciosów, łamiąc włócznie, rozplątując czaszki i ciała do połowy, Valeria pokazywała
finezję sztuki walki szermierczej, zdumiewając i szokując tych, którzy skrzyżowali z nią ostrza. Raz
po raz unosząc w górę swój ciężki miecz wojownik otrzymywał pchnięcie w gardło, zanim zdążył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]