pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Barrie Roberts Sherlock Holmes and the King's Governess (pdf)
- 139. Roberts Alison Dzień matki
- Haasler Robert A. 6. Życie seksualne księży
- Jordan Robert Conan niszczyciel Notatnik
- Howard, Robert E Conan el Cimmerio
- Howard, Robert E Conan el Vengador
- Howard Robert E Conan ryzykant
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- Starplex Robert J Sawyer
- Bullen Alexandra Życzenie 02 Złudne marzenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Da ci to. Nie lubi biegać z przodu, brakuje mu towarzystwa.
- Dziękuję za wskazówki, panie Donnelly, i za to, że dał mi pan szansę.
- To panna Grant dała ci szansę. Jeśli wyczuję whisky w twoim oddechu przed
jutrzejszym startem, kolejnej już nie dostaniesz.
- Nie wezmę do ust ani kropelki. Pobiegniemy dla pana, choćby po to, by pokazać
temu draniowi Tarmackowi, jak traktuje pan konia czystej krwi.
- Zwietnie. Przekonajmy siÄ™, jak pobiegnie.
Brian wrócił do płotu, przy którym stała Keeley, pijąc swój ulubiony napój.
- Nie wiem, czy najlepiej wybrałaś dżokeja, ale w każdym razie jest trzezwy.
- Tym razem nie chodzi o zwycięstwo, Brianie. Wziął od niej butelkę, upił łyk i
skrzywił się. Nie potrafił zrozumieć, jak ta kobieta może pić od rana coś takiego.
- Zawsze chodzi o zwycięstwo.
- Odwaliłeś z nim wspaniały kawałek roboty.
- Przekonamy siÄ™ o tym dopiero jutro w Pimlico.
- Przestań - powiedziała, gdy przecisnął się przez dziurę w płocie. - Naucz się darzyć
zaufaniem kogoś, kto na to zasługuje. Ten koń odzyskał godność. Oddałeś mu ją.
- Na miłość boską, Keeley, to twój koń. Ja tylko przypomniałem mu, że potrafi biegać.
Mylisz się, pomyślała. Zwróciłeś mu godność i w ten sposób uczyniłeś go swoją
własnością.
Brian skoncentrował się już całkowicie na koniu. Wyjął z kieszeni stoper.
- Sprawdzmy, jak dobrze pamięta bieganie.
Mgły snuły się nad ziemią, srebrzysty szron lśnił na trawie, a słońce usiłowało
przedrzeć się przez grubą warstwę chmur. Powietrze było spokojne, jeszcze się całkiem nie
rozwidniło.
Bariera startowa podniosła się ze szczękiem i konie ruszyły.
Kopyta rozrywały unoszącą się nad torem mgłę niczym cienką srebrną wstążkę.
Lśniące od porannej wilgoci końskie ciała przemknęły obok nich, tworząc jedną niewyrazną
plamÄ™.
- Tak, właśnie tak - mruczał pod nosem Brian. - Trzymaj go pośrodku. Doskonale.
- Są piękne. Absolutnie wszystkie.
- Musisz narzucić mu tempo. - Brian przyglądał się, jak wychodzą z pierwszej prostej,
gdy tymczasem zegar w jego głowie odmierzał czas. - Widzisz, dostosowuje tempo biegu do
prowadzącego. To dla niego zabawa. Znajduje przyjemność w obcowaniu z kumplami, tak
sobie myśli.
- Skąd wiesz, co myśli? - spytała ze śmiechem Keeley, czując, że serce zaczyna bić jej
jak szalone.
- Powiedział mi. No, bądz gotów teraz. Teraz! Właśnie tak. Jest silny. Nigdy nie
będzie piękny, ale jest silny. Spójrz, wysuwa się do przodu. - Brian położył dłoń na ramieniu
Keeley. - Ma w sobie więcej serca niż rozumu i to ono popycha go naprzód.
Brian wyłączył stoper, gdy nadbiegł Finnegan o pół długości za prowadzącym.
- Doskonale. Tak, naprawdę doskonale. Myślę, że zajmie jutro miejsce w pierwszej
trójce dla pani, panno Grant.
- Nieważne.
Nie tyle urażony, co szczerze zaskoczony, popatrzył na nią ze zdumieniem.
- To okropne, co mówisz.
- Wystarczającym szczęściem jest obserwowanie, jak biegnie. A jeszcze większą
przyjemność sprawia mi, gdy patrzę na ciebie, jak mu się przyglądasz. - Wzruszona, położyła
mu dłoń na piersi. - Pokochałeś tego konia.
- Kocham wszystkie konie, które trenuję.
- Tak, widziałam to i rozumiem, ponieważ tak samo jest ze mną. Jednak kochasz
właśnie tego konia.
Zakłopotany tym, że usłyszał prawdę, Brian przeskoczył przez płot.
- To tylko praca.
Keeley uśmiechnęła się, gdy Brian podszedł, by pogłaskać czule Finnegana.
- Wspaniale. Moja córka i mój trener przygotowują do startu zawodnika.
Obejrzała się i wyciągnęła rękę do ojca, który szedł w jej stronę.
- Widziałeś, jak biegnie?
- Ostatnie kilka sekund. Dzięki tobie w krótkim czasie przebył długą drogę. - Travis
pocałował ją w czubek głowy. - Jestem z ciebie dumny.
Keeley zamknęła oczy. Jak łatwo to powiedział, jak miło wiedzieć, że naprawdę tak
myśli.
- Nauczyliście mnie troszczyć się o innych, ty i mama Gdy ujrzałam tego konia,
przejęłam się nim, ponieważ wy to we mnie zaszczepiliście. - Podniosła głowę i pocałowała
ojca w policzek. - Dziękuję. Brian miał słuszność. Ten koń musi się ścigać. Jest do tego
stworzony. Chciałam go uratować, ale Brian wiedział, że to nie wystarczy.
- Ale to ty wszystko poskładałaś do kupy.
- Masz rację. - Roześmiała się, ponieważ zaświtało jej rozwiązanie tak dziecinnie
proste, że nie mogła zrozumieć, iż nie przyszło jej wcześniej do głowy. - Absolutną rację.
Keeley odwołała tego dnia zajęcia nie tylko z powodu powrotu Finnegana na tor.
Betty miała wziąć udział w swoim pierwszym wyścigu. Przyjadą ją obejrzeć rodzice i
Brandon.
Wybrała się na tor o świcie, żeby nie stracić przyjemności przyglądania się wczesnym
treningom.
- Można by pomyśleć, że to derby - powiedział Brandon. - Jesteś podekscytowana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]