pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Hohlbein, Wolfgang Die Saga Von Garth Und Torian 04 Die Strasse Der Ungeheuer
- j.1365 2672.2001.01495.x
- Randall The Dead Have Never Died
- Handler Chelsea W pozycji horyzontalnej
- Denver Men 1 CEO's Pregnant Lover Leslie North
- Jeffrey Lord Blade 06 Monster of the Maze
- Dr. Benn Steil, Manuel Hinds Money, Markets, and Sovereignty (2009)
- ebooks.pl.stomma.ludwik. .zywoty.zdan.swawolnych.(osiol.net)
- Robin Cook Dopuszczalne ryzyko
- McMann Lisa Sen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skłoniły Bess do tych konkluzji, tym bardziej do niego do
cierało, że człowiek do tej pory najmniej przez niego podej
rzewany, stał się nagle głównym podejrzanym.
Pytanie teraz, jak wiele osób z jego otoczenia, jak i zupeł
nie mu obcych, było zamieszanych w intrygę.
Twarz Drew stała się tak posępna, że tym razem Bess
objęła go ramieniem.
- Kochany, o czym tak rozmyślasz? Czy sądzisz, że rzeczy
wiście się pomyliłam?
- Niestety, obawiam się, że odkryłaś prawdę, moja droga.
Na razie musimy jednak milczeć. Nie mamy żadnych dowo
dów na to, że Arbell i Charles są kochankami, ani na to, że
Charles zabił Tiba, dlatego nie wolno nam ich oskarżać. A co,
jeżeli jednak się mylimy? Charles to towarzysz moich dzie
cięcych zabaw, jest dla mnie tym, kim był dla ciebie Tib. Czy
mogę zniszczyć naszą przyjazń, zarzucając mu morderstwo,
by potem odkryć, że jednak jest niewinny?
257
Wielki Boże, jakże mu ciężko. Drew nie mógł przecież
powiedzieć żonie, że ma zupełnie inne powody, by podejrze
wać kuzyna o najgorsze. Nigdy jej nie wspomniał o spisku
na życie królowej Elżbiety, Bess nie wiedziała więc, że jeśli
Charles był kochankiem Arbell, to zapewne także zdrajcą.
Tib zaś musiał przypadkiem usłyszeć o czymś związanym
ze spiskiem i Charles nie miał innego wyjścia, jak tylko bru
talnie go uciszyć.
Co gorsza, jeżeli słowa Tiba nie były jedynie wynikiem
maligny, oznaczałoby to, że Charles tak próbuje pokierować
sprawami, by świat uznał Drew winnym zdrady stanu.
Walsingham w swoim liście napisał, że w każdym obozie
czai się zdrajca. Drew do niedawna sądził, że to jego miał na
myśli sir Francis. Ale czy na pewno? Nie można wykluczyć,
że ten stary, przebiegły lis, który od lat czujnie strzegł bez
pieczeństwa królowej Elżbiety, wiedział o wiele więcej, niż
wyjawił. Może właśnie dlatego zlecił ową misję Drew, bo był
przekonany, że nikt inny nie zdoła zdemaskować Charlesa?
Przytulił mocniej do siebie Bess, która już przestała pła
kać i wtuliła twarz w jego ramię.
- I co my teraz poczniemy? - zapytała cicho.
- Nic. Ponieważ nie mamy dowodów, jesteśmy bezsilni.
Przynajmniej na razie.
Nie był do końca szczery, zamierzał bowiem wraz z Go
rehamem zastawić na Charlesa jakąś przemyślną pułapkę
- i nie tylko po to, by oczyścić się z podejrzeń, ale przede
wszystkim by pomścić okrutną śmierć Tiba.
Ta myśl podsunęła następną, jeszcze bardziej przeraża-
258
jącą. Czyżby to Charles strzelał do niego w lesie? Dlaczego
jednak miałby to zrobić? Jeżeli chciał obciążyć Drew, nie po
winien dążyć do jego śmierci. A może ta strzała miała być
znakiem ostrzegawczym? Tylko przed czym?
Tajemnice i zagadki zaczynały się piętrzyć, a każda wy
mykała się logicznym rozwiązaniom. W tym szalonym świe
cie istniała dla Drew tylko jedna stała, niezmienna wartość:
kobieta, która teraz spoczywała w jego ramionach. Kiedyś ją
odrzucił, lecz obecnie była sensem jego istnienia.
Z pozoru życie w Buxton toczyło się bez zmian. Drew,
Bess i Charles, do których niekiedy dołączał Philip, zażywali
kąpieli, popijali wodę ze świętej studni i doskonalili łuczni
cze umiejętności. Bess zmusiła się do uprzejmego zachowa
nia wobec lady Arbell, a nawet od czasu do czasu grywała
z nią w kulki, jakby Tib nie zginął z ręki skrytobójcy, a kno
wania Charlesa pozostawały tajemnicą.
Jedynie Philip Sidney zauważył, że coś gryzie jego przy
jaciela, i zaczął go na ten temat zagadywać. W odpowiedzi
usłyszał jedynie:
- Ponosi ciÄ™ poetycka wyobraznia, przyjacielu!
Mocno go to rozdrażniło, bo właśnie wyszedł ze stanu
melancholii i teraz rozpierała go tak żywa energia, że niekie
dy miał kłopoty z panowaniem nad sobą. Philip od dzieciń
stwa cierpiał na gwałtowną zmienność nastrojów.
Kolejną osobą żyjącą w nieustannym napięciu był Charles.
W zasadzie nie miał powodu do obaw, niemniej kiedy w sa
motności wydobył z sekretnej przegródki ostatni list, nie
259
mógł się pozbyć przykrego wrażenia, że ktoś przed nim już
go przeczytał.
Biblia mówi, że złoczyńca umyka, nawet kiedy nikt go
nie goni. Na Charlesa już się rozpoczęło polowanie, i cho
ciaż o tym nie miał pojęcia, i tak czuł się jak lis, który musi
uciekać przed nagonką. Od dnia, w którym zabił Tiba, nę
kały go wyrzuty sumienia. Zadziałał pod wpływem impulsu,
przestraszył się, że chłopak usłyszał słowa, które zaprowadzą
go na szafot, i dlatego posunÄ…Å‚ siÄ™ do morderstwa, ale niemal
natychmiast pożałował pochopnej decyzji, bo przez nią żył
w jeszcze większym strachu.
Już nie tylko spiskowiec, ale i morderca. Nie mógł się po
zbyć wrażenia, że każde wypowiedziane do niego zdanie ma
w podtekście inne, złowieszcze znaczenie. Każdy żart, każ
de spojrzenie spod oka brał za oskarżenie. Wiedział już, jak
się musiał czuć Kain po zabiciu Abla, a jego miłość własna
przerodziła się w pogardę dla samego siebie.
Po kolejnym ataku lęku poszedł do stajni, żeby się roz
mówić z posłańcem, który akurat pomagał Walterowi opo
rządzać konie.
- Podejdz tu, dobry człowieku - zarządził. - Dowiedzia
łem się, że zostałeś zaatakowany w gospodzie niedaleko Lon
dynu i ledwie uszedłeś z życiem. Dlatego jestem ciekaw, czy
w drodze powrotnej nie spotkały cię jakieś niezwykłe przy
gody? Nikt nie próbował cię zatrzymywać? Nikt oprócz cie
bie nie dotykał sakwy z dokumentami?
Zaskoczony posłaniec spojrzał na niego zdumionym
wzrokiem.
260
- Nie, sir. Nie wydarzyło się nic szczególnego. Nikt też
oprócz mnie nie tykał sakwy, póki nie przybyłem do Bux
ton, gdzie wziÄ…Å‚ jÄ… ode mnie sam lord Exford. Zdecydowa
nie nalegał, bym powierzył ją jego pieczy, a on już dopilnuje,
żeby trafiła do twoich rąk, panie.
A więc Drew zdecydowanie nalegał"? Zaiste, ciekawe.
Hrabia nie miał zwyczaju zabawiać się w chłopca na posył
ki. Złowieszcze licho, które przysiadło na ramieniu Charlesa
tego strasznego popołudnia, gdy zamordował Tiba, szepnęło
mu do ucha: A czemu właściwie nalegał? Czy przypadkiem
nie zaczął czegoś podejrzewać?"
A jeśli tak - to z jakiej przyczyny? Co jeszcze w zachowa
niu Drew można by uznać za całkiem do niego niepodob-
ne. Licho odezwało się ponownie: Ta zażyłość z kapitanem
Gorehamem jest zdumiewajÄ…ca". A dlaczego? Ano z bardzo
prostego powodu: na początku Drew wprost nie znosił te
go najemnika, a potem ich stosunki stały się wręcz zażyłe.
Czy to jednak rzeczywiście takie dziwne? Ostatecznie kapi
tan udzielił mu życzliwej pomocy po owym niefortunnym
wypadku".
Tylko Charles wiedział, że nie był to wcale wypadek - ale
i nie zamach na życie Drew. W odruchu wściekłości, że los
tak hojnie obdarował kuzyna, Charles zabił Cycerona. W ten
sposób zabierał Exfordowi coś, co szczerze kochał. Chociaż
gdyby bogowie okazali mu przychylność i kuzyn skręcił kark
przy upadku z konia, specjalnie by nie rozpaczał.
Diabelskie licho nieustannie podszeptywało, że Drew
przejrzał intrygę, aż w końcu Charles wpadł w irytację. Do
261
stu piorunów! Cóż to za niedorzeczne rozumowanie. Osta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]