pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Asaro, Catherine The Charmed Sphere
- Starplex Robert J Sawyer
- 125. Wilkins Gina Scenariusz dla dwojga
- Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 58 Pustynne namić™tnośÂ›ci
- 07. Milburne Melanie GośÂ›ć‡ z Australii
- Orwell George Folwark Zwierzć™cy
- Jo Clayton SS2 The Burning Ground
- UcześÂ„.Jedi.05.Jude.Watson ObrośÂ„cy.umarśÂ‚ych
- Foster, Alan Dean Catechist 3 A Triumph of Souls
- Crowley_A Magick_Without_Tears
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stron. Gdy jechał z matką po zakupy, wiedział, że może wybrać
sobie tylko jedną rzecz. Tym razem, mimo jej protestów, Stephan
ładował do wózka wszystko, co mały wskazał palcem. W końcu
udało się go powstrzymać, gdy Mandy z zaciśniętymi zębami
wysyczała, że mają już wystarczająco dużo słodyczy, by całą rodzinę
wpędzić w cukrzycową śpiączkę.
- Nadmiar cukru jest szkodliwy - burknęła.
Posłał jej beztroskie spojrzenie, jakby próbował powiedzieć, że
on nie boi się cukrzycy, bo to jego nie dotyczy, ponieważ książęta
mogą jeść cukier bezkarnie.
Być może miał rację.
Podczas gdy kasjerka podliczała ceny ich zakupów, a Josh
zajadał się w najlepsze gumowymi misiaczkami, Stephan stał za
Mandy, tak blisko, że czuła, jak oddechem rozwiewa jej włosy.
Pachniał mydłem, używanym przez wszystkich w jej rodzinie, lecz
zapach ten przepojony był jakąś inną wonią - męską i wyrafinowaną.
Była to iście ponętna kombinacja. I tak uderzająca do głowy...
- Mandy!
Podskoczyła na dzwięk swego imienia. W kolejce przy są-
siedniej kasie stała Carol West, kelnerka z Willoughby Grill. Jeśli
Carol dotychczas jeszcze nie zdobyła tytułu największej plotkary w
mieście, to z pewnością nastąpi to niebawem.
- Cześć, Carol. - Mandy daremnie próbowała udać entuzjazm.
- Cały czas macham do ciebie, a ty co, śpisz? - rzuciła jednym
tchem.
Jej wzrok ześlizną się z Mandy na Stephana.
- Carol, to jest Stephan, mój kuzyn z północy kraju. - Na wszelki
wypadek Mandy wolała pominąć nazwisko. - Przyjechał na kilka dni.
- Nie wiedziałam, że masz tam krewnych.
- A pewnie, że mam. Całą gromadę. Stephan jest siostrzeńcem
żony brata mojego dziadka.
- Rozumiem, dziesiÄ…ta woda po kisielu.
Prawy kącik ust Stephena drgnął i uniósł się nieco do góry w
grymasie całkiem przypominającym uśmiech. Lekko skłonił głowę.
- Zgadza siÄ™. DziesiÄ…ty kowboj po kisielu. Jestem zaszczycony,
że mogę panią poznać.
Ręka Carol podążyła w kierunku jej blond włosów. Nawinęła na
palec jasny kosmyk i uśmiechnęła się zalotnie.
- Ma pan słodki akcent, Steve. A tak dokładniej, to skąd pan
jest?
- Z Nowego Jorku - powiedziała Mandy.
Choć umysł podpowiadał jej, by nie robić głupstw, impulsywnie
wyciągnęła rękę i ujęła Stephana pod ramię, jakby chciała zaznaczyć
swoje prawo własności. Nie dość, że straciła kontrolę nad swoimi
hormonami, to teraz także jej ręka okazywała całkowity brak
posłuszeństwa.
- Jak długo zamierza pan tu zostać? - Carol nie przestawała
pytać.
- Niezbyt długo - odpowiedziała Mandy.
- Mam nadzieję, że Mandy zabierze pana w sobotę na obchody
Zwięta Niepodległości. Organizujemy nad jeziorem duży piknik z
grillem, grać będzie dobra kapela. Potem całą paczką jedziemy do
Dallas na gry i zabawy. Umie pan grać w dwustep?
Niestety, Stephan najprawdopodobniej nie wyjedzie do soboty.
Teraz, gdy już odkryto jego obecność w ich domu, Mandy nie będzie
mogła się wymigać, by go nie zabrać na tego nieszczęsnego grilla.
Lecz wszystkie inne plany stłumi w zarodku.
- Carol, on jest Jankesem. Wiesz, że oni nie mają pojęcia, co to
jest dwustep, a o ciuciubabce też nie słyszeli.
- Ależ, kuzynko Mandy - niespodziewanie wtrącił się Stephan. -
Przecież brałem lekcje.
Spojrzała na niego z osłupieniem w oczach, a on wciąż wydawał
się dostojny i zrównoważony, tylko w uniesionym kąciku jego ust
ciągle czaiło się coś na kształt uśmiechu. Oczywiście, jej
zażenowanie bawiło go w tym samym stopniu, co jego wcześniejsze
kłopoty bawiły ją. Jego palce zacisnęły się na jej dłoni, która wciąż
oplatała jego ramię. Serce Mandy przyspieszyło i zaczęło
wystukiwać rytm jakiegoś skocznego ludowego tańca. Choćby nawet
chciała, nie mogła oderwać od niego wzroku. I jakoś nieszczególnie
starała się, by uciec od elektryzującego dotyku jego dłoni, bliskości
jego ciała i jego ciepłego oddechu na swoim policzku.
- Nie chciałabyś zobaczyć, jak świetnie dwustepuję, kuzynko
Mandy?
Och tak. Zdecydowanie. Zgodziłaby się na wszystko, dopóki
trzymał ją w ramionach.
Ze zwykle chłodnych oczu Stephana tym razem biło ciepło - nie
- raczej gorący żar, a to świadczyło o tym, że w jego słowach było
coś więcej niż tylko pytanie. Mandy z przyjemnością zdała sobie
sprawę, że przyciąganie, które czuła do niego, było wzajemne. Te
przebłyski jakiegoś tłumionego żaru w oczach były prawdziwe, a co
więcej, to ona sprawiała, że ten gorący żar pojawiał się w jego
wzroku.
- Czy to wszystko?
Mandy drgnęła na dzwięk kobiecego głosu. Kasjerka właśnie
skończyła podliczać ceny towarów, które wcześniej Stephan wyłożył
na ladÄ™.
- Tak - powiedział, zanim Mandy zdążyła się odezwać. Odsunął
się trochę i sięgnął do kieszeni po portfel. Mandy zesztywniała.
- Ja płacę za żywność - zaprotestowała.
- Pozwól, że ja to zrobię. Poza tym, to ja prawie wszystko
wybrałem.
- Dziękuję - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Nie chciała robić mu scen w obecności Carol, dając jej tym
więcej powodów do plotek. Ale w środku kipiała. Wyszli z
hipermarketu.
- To trzymajcie się! Do zobaczenia w sobotę. - Carol pomachała
ręką w ich stronę.
- Do soboty. Trzymaj siÄ™! - Stephan pomacha do niej. To
potoczne pożegnanie, wypowiedziane z akcentem Stephana brzmiało
trochę komicznie. Gość robił się podobny do Josha - powtarzał każde
zasłyszane słowo. Mandy mogłaby to nawet uznać za sympatyczne...
gdyby nie była taka wściekła.
Nie odzywała się, póki nie zajęli miejsc w furgonetce. Przypięła
jeszcze Josha do jego fotelika i pozwoliła mu nadal zajadać się
gumowymi misiami. Cały samochód będzie się kleił od tych
obrzydliwych cukierków, ale trudno, przynajmniej przez kilka minut
mały będzie cicho.
Spojrzała przez ramię na Stephana i odezwała się chłodno:
- Wypiszę ci czek za moje zakupy. Nie musisz kupować nam
jedzenia, sami doskonale damy sobie radę. U nas goście nie muszą
mieć własnej żywności.
Westchnął i przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone włosy,
pozostawiajÄ…c je w nieskazitelnym stanie.
- W moim kraju gość raczej nie wykorzystuje swoich
gospodarzy i, jeśli przybywa pod czyjś dach bez prezentów,
świadczy to o jego braku wychowania. Prezenty zależą od chęci i
możliwości dającego i mają się nijak do potrzeb obdarowywanego. Z
przyjemnością poproszę ojca, by wam przyśle brylantową szkatułkę
z pozytywką albo obraz któregoś z mistrzów pędzla lub
szmaragdowy naszyjnik, który by pasował do koloru twoich oczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]