pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Warren Murphy Destroyer 111 Prophet of Doom
- Warren Murphy Destroyer 130 Waste Not, Want Not
- Drugi krąg 3 Piołun i miód Ewa Białołęcka
- GM I XXVI
- Cassie Miles Naturalny porzć…dek rzeczy
- Sichrovsky Peter Kainowe dzieci Rozmowy z potomkami hitlerowców
- Carol Lynne [Saddle Up and R
- Dav
- Swobodny upadek jak we Âśnie Leif GW Persson(1)
- Hardy Kate Lekarz z Katalonii(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W biurze?
- Zciągamy do siebie fachowców. Masaż, manikiur, takie rzeczy. W
czasie lunchu czy przerwy. To dobrze wpływa na ludzi.
- Domyślam się - wybąkała. - I na szefów. Jesteś szefem, co?
- Nie jedynym. Mam wspólnika. Przetrawiała przez chwilę tę
informacjÄ™.
- Gdzie mieści się twoje biuro ?
- W Los Angeles.
Czekała na ciąg dalszy, lecz Cole milczał. Pokiwała głową i zapytała:
- To wielkie miasto. W jakim rejonie?
- Century City. Chyba nie chcesz rozmawiać teraz...
- Chcę - nie dała mu skończyć. Kilka lat temu była w Los Angeles z
rodziną. Century City to prestiżowa lokalizacja, niedaleko Beverly Hills.
Dzielnica nowoczesnych wieżowców. Położyła ręce na stole, - Czym się
zajmujesz?
Rozejrzał się po sali, jakby gorączkowo szukając pretekstu do zmiany
tematu. Nie odpowiedział od razu.
- Kupuję różne rzeczy - powiedział wreszcie. Początek został zrobiony.
Wstąpiła w nią nadzieja.
- Jakie rzeczy?
- Firmy.
- Ale jakie?
- Różne. Dowolnej branży, byle duże. Korporacje w podbramkowej
sytuacji.
- To po co je kupujesz?
- Gdy duże kompanie wpadną w tarapaty, często bardziej się opłaca
kupić je nie w całości, a skupować sukcesywnie. Różnica w cenie jest
spora.
- Czyli kupujesz, żeby je dalej odsprzedać.
- Tak.
- Rozumiem. - Kiwnęła głową. - To mniej więcej tak, jak pan Limpet
odsprzedał nasze kino. Pamiętasz je?
- Jasne. Niektóre filmy oglądałem tam po kilka razy. Obcego"
widziałem chyba ze trzy razy.
- Kiedyś z Teddym przesiedzieliśmy całą sobotę, oglądając maraton
filmowy. Ale się wtedy objedliśmy popcornem! Było nam niedobrze.
Cole roześmiał się gromko. Zrobiło jej się miło.
- Kilka lat temu pan Limpet postanowił przejść aa emeryturę:
Myśleliśmy, że sprzeda kino. Ale niedaleko otworzyli multiplex i nikt
nie chciał dać mu dobrej ceny. Wtedy pan Limpet sprzedał kino sieci
barów szybkiej obsługi. Oni najpierw wyprzedali fotele kinowe,
maszynÄ™ do popcornu i plakaty filmowe, a potem przerobili budynek na
bar z hamburgerami.
W takim ujęciu brzmi to nawet niezle, pomyślał. Ktoś na własne
życzenie kończy działalność. Jednak rzeczywistość jest na ogół o wiele
mniej przyjemna.
Sięgnął po papierosa, upił łyk piwa. To nie jest lekka i przyjemna
konwersacja, jaką zaplanował. Ale też i jego Psorka nie jest dziewczyną,
jaką pamiętał sprzed lat. W każ-
dym razie nie dzisiaj. Ponętna, zmysłowa, kusząca. Gdzie się podziała ta
szczera, otwarta istota, której obecność zawsze dawała mu ukojenie?
- Wystarczy o interesach - rzekł stanowczo, tonem wykluczającym
sprzeciw. - Dziś jestem na wakacjach. - Poruszył się w fotelu, szukając
wygodniejszej pozycji. - Jak siÄ™ miewa Teddy? Ostatni raz, kiedy go
widziałem, szykował się na obóz naukowy.
Jaki ujmujący jest ten jego uśmiech!
- Dobrze - odpowiedziała. Dwanaście lat temu Teddy z zapałem zgłębiał
tajniki chemii. Całe kieszonkowe szło na składniki niezbędne do
przeprowadzania doświadczeń. Właściwie, jeśli się nad tym chwilę
zastanowić, cała rodzina Lippertów miała zacięcie naukowe. Poczynając
od prapra-prababci Adele, która sama sporządziła drylownicę do śliwek
i pokazała ją na targach stanowych. Od tamtej chwili była na ustach
wszystkich. Za mąż wyszła pózno. Za owdowiałego dentystę, którego
poznała, gdy poszła usunąć ząb. Złamany, nomen omen, na pestce od
śliwki. Miała wtedy trzydzieści jeden lat.
Eleanor zamyśliła się. Może wszystkim kobietom z ich rodu pisane jest
pózne zamążpójście. Gdy mają więcej lat niż ich rówieśnice, za to mniej
zębów.
Kelner postawił przed nimi talerze z sałatką. Eleanor nadal była
pochłonięta myślami. Skoro zależy jej, by Cole zobaczył w niej
atrakcyjną kobietę, musi mu zademonstrować, że taką jest w istocie.
Spojrzała na swój talerz i naraz ją olśniło.
W kinie pana Limpeta kilka razy widziała film Tom Jones". Jedna
scena na zawsze utkwiła jej w pamięci. To
od niej się zaczęło. Niewinna kolacja stała się preludium do romansu.
Oto rozwiÄ…zanie problemu!
Wyprostowała się w fotelu, przesunęła ręką po nowych lokach, dodając
sobie otuchy. Długie kolczyki zakołysały się zalotnie.
Wyciągnęła rękę i dwoma palcami, jak szczypczykami, podniosła dużą
krewetkę zdobiącą sałatkę. Różowa krewetka pięknie kontrastowała z
koralowym lakierem paznokci. Eleanor uniosła dłoń w górę, odchyliła
głowę i powoli, bardzo powoli, rozchyliła lśniące od błyszczyku usta.
Włożyła krewetkę... prosto w głębokie wycięcie dekoltu.
No cóż, na filmie wyglądało to zupełnie inaczej.
Poczuła, że policzki jej płoną. Dyskretnie zerknęła na Cole'a, by
sprawdzić, czy to widział.
Patrzył prosto na nią.
Mimowolnie zgarbiła się. Przy tym ruchu poczuła, jak chłodna, śliska
krewetka przesuwa siÄ™ i lÄ…duje w miseczce stanika.
Pośpiesznie się wyprostowała. Z pewnością jest mnóstwo sposobów
wybrnięcia z takiej sytuacji. Jeśli tylko odpowiednio się skupi, zaraz
wymyśli coś stosownego.
Celowo nie patrzÄ…c na Cole'a, z maksymalnÄ… nonszalancjÄ…, na jakÄ… jÄ…
było stać, sięgnęła po widelec i zabrała się za jedzenie. Niby od
niechcenia omiotła wzrokiem wnętrze sali, zatrzymując spojrzenie na
pięknych antycznych lampach, staroświeckich tapetach, migoczących
płomieniach pachnących świec...
- Eleanor.
Popatrzyła na swojego towarzysza. Cole przyglądał się jej z chmurną
minÄ….
- Czy przypadkiem nie masz krewetki za dekoltem? Odłożyła widelec,
sięgnęła po daiquiri. Pociągnęła łyk,
odstawiła kieliszek i otarła usta serwetką.
- Owszem, mam.
I tyle. Nie będzie się wdawać w wyjaśnienia. Znowu zabrała się za
jedzenie. Może właśnie lubi mieć krewetkę w staniku.
- Eleanor. - Cole dalej naciskał. Odłożyła widelec, westchnęła.
- SÅ‚ucham?
- Czy mam udawać, że nic się nie stało?
- Tak.
Wzięła bagietkę i zaczęła smarować ją masłem. To był błąd. Bo nagle
krewetka, teraz ogrzana i może dlatego bardziej śliska, zaczęła
przesuwać się, jakby nagle ożyła.
Eleanor odłożyła bagietkę, odsunęła krzesło.
- Przepraszam na chwilę - rzekła, podnosząc się z miejsca. Cole powstał.
Nie odezwał się, jedynie skinął głową.
Miał kamienną twarz, lecz zdradzały go lekko wygięte kąciki ust.
Rodzice od dziecka kładli jej w głowę, że nie trzeba mocnych słów, by
wyrazić emocje. Tylko że nigdy nie byli w takiej sytuacji jak teraz ona.
W oczach Cole'a migotały wesołe ogniki. Spięła się jeszcze bardziej.
- To wcale nie jest zabawne. Popatrz na mnie. W życiu nie byłam tak
wystrojona i wymalowana. Przez te obcasy o mało nie wybiłam sobie
zębów. I na co mi to wszystko? %7łeby hodować na własnym biuście
krewetkÄ™?
Rzuciła serwetkę na stół.
- Tylko nie waż się ze mnie śmiać! To twoja wina. To ty chciałeś,
żebym się zmieniła. W dodatku przy pomocy twojej byłej dziewczyny!
W trakcie tej przemowy Cole kilka razy chyba zamierzał uprzejmie coś
wtrącić, lecz teraz zdumienie odebrało mu mowę.
- Co takiego? Przepraszam. Ja chciałem, żebyś się zmieniła? Ależ to
wierutna bzdura...
- Wcale nie. - W cichości ducha wiedziała, że to on ma rację, ale była
zbyt zdenerwowana i rozżalona, by zdobyć się na sprawiedliwy osąd.
- Ani przez chwilę tak nie było - stanowczo stwierdził Cole. Teraz i on
się zdenerwował. - Chciałem tylko, byś miała przyjemny dzień i
myślałem... - urwał.
- Co myślałeś? - Wsparła ręce na biodrach, ocienione sztucznymi
rzęsami oczy rzucały gniewne blaski.
Zdawała sobie sprawę, że tylko szuka pretekstu, by go zaatakować. Za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]