pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Banks, Iain Culture 03 State of the Art
- Banks Maya Gorąca Noc
- Harrison Harry Stalowy Szczur 8. Stalowy Szczur Prezydentem
- Harrison Harry Stalowy Szczur 4 Stalowy Szczur i piąta kolumna
- Autohipnoza Leslie M. LeCron
- trojlus i kressyda shakespeare
- Chang Eileen MiśÂ‚ośÂ›ć‡ jak pole bitwy
- (Anderson Kevin J. Moesta Rebecca Miecze swietlne (mandragora76)
- Green, Simon R Forest Kingdom 02 Blood and Honor
- Hammond Innes The White South
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
napawał ją ten widok.
Stevens miał trzydzieści trzy lata, był średniego wzrostu, a jasne włosy dodawały mu
chłopięcego uroku. Niestety, podkrążone oczy i odór whisky z ust wskazywały aż nazbyt
wyraznie na to, jaki tryb życia ostatnio prowadził.
- Wiem, że masz wyższy stopień ode mnie, Phil - powiedziała wreszcie - ale muszę ci
powiedzieć, że wyglądasz jak ćwierć dupy zza krzaka i jedzie od ciebie jak z gorzelni.
Zachichotał smutno.
- Ciekawe zestawienie - dupa i gorzelnia. Ale dzięki za współczucie, Ann. Jakoś to
będzie. Miło, że o mnie pomyślałaś.
- Nic by się nie stało, jakbyśmy sobie dziś odpuścili wyprawę - powiedziała
łagodniejszym tonem. - Jeżeli nie czujesz się dobrze...
- Nawet mi nie mów - obruszył się. - Czekają na nas ludzie, którzy pokonali wiele mil,
żeby przyjść do lekarza, ludzie, którzy liczą na nas, a ja chcę im pomóc. Mam chyba trochę
zszarpane nerwy.
- Myślę, że dobrze ci zrobi, jak od czasu do czasu oderwiesz się od życia w bazie, od
ciągłych stresów.
Zachichotał znowu, tym razem bardziej naturalnie.
- Racja, pani porucznik Bradley. Pamiętam, że był to drugi powód, dla którego
zgodziłem się na to. Byliśmy wtedy razem.
- Phil, proszę... - zaprotestowała.
Uśmiechnął się w sposób, który dawniej tak bardzo lubiła i machnął ręką.
- Nie martw się, Ann. Pasujecie do siebie ze Scottem. Cieszę się, że jesteśmy
przyjaciółmi. To się zmieniło, ale nic poza tym. Dobrze, że żadne z nas nie jest dzisiaj samo.
Przeniosła wzrok na ostatni zakręt przed podjazdem do wioski.
- Brakowało mi pana towarzystwa, kapitanie.
Po zakończeniu romansu każde z nich stawiało sobie za punkt honoru zwracać się do
drugiego oficjalnym tonem. Co za dziwny świat, pomyślała po raz nie wiadomo który, odkąd
przybyła do Wietnamu.
- Jesteś bardzo dobry, Phil. Nie martw się, przeżyjemy.
Miała nadzieję zapomnieć o wszystkim, co się zdarzyło poprzedniej nocy w Sajgonie.
Scott podejrzewał, że strzelanina była częścią jakieś większej operacji i wolał, by jak najmniej
osób dowiedziało się o niej. Kapitan Carter nie chciał spłoszyć winowajcy.
Po powrocie z Sajgonu zażyła valium, co pomogło jej zasnąć, lecz nie odpocząć.
Teraz jednak, gdy zbliżali się do wioski, czuła przypływ nowych sił.
- Chcę, żebyś wiedziała - powiedział Stevens - że Scott według mnie jest w porządku.
- On i ja jesteśmy...
- Wiem, po prostu przyjaciółmi. Odpowiada mi to i pamiętaj, że masz mnie w
odwodzie.
- Wiem, Phil. Dzięki i wzajemnie.
Wprowadził jeepa w zakręt, za którym była wioska.
- No to do roboty - powiedział.
Hoa Phu mieściła się w dolinie o łagodnych, porośniętych dżunglą zboczach, które
przechodziły w skaliste szczyty. Właśnie tam Khong i jego bandyci urządzili sobie doskonały
punkt obserwacyjny. Ky, jak zwykle, stał u jego boku, a za nim reszta bandy, dokonując
ostatnich przeglądów broni.
Wioska składała się z kilkunastu bambusowych chat wzmocnionych gdzieniegdzie
ziemią, a jej mieszkańcy byli bez wyjątku rolnikami. Uprawiali melony, grejpfruty i orzeszki
ziemne. W zagrodzie, rozleniwione upałem bydło porykiwało smętnie. Zwykle w dzień
targowy Hoa Phu tętniłaby życiem, a szeroka droga zastawiona byłaby ciasno rzędami
kramów. Dzisiaj jednak byli tam tylko jej stali mieszkańcy, nawet świnie i drób chodziły
wolno.
Do pozycji bandytów docierały strzępy rozmów, odgłosy zwierząt, które trudno było
zidentyfikować. Całość tchnęła błogim spokojem.
Tak, pomyślał Khong, dojrzała już do zbioru, jak wczoraj powiedział Ky. Spojrzał
teraz przez lornetkę w lewo, skąd wyłaniała się droga wiodąca do wsi. Pojawił się teraz na
niej jeep z amerykańskimi oznaczeniami. Warkot jego silnika tłumiony był do tej pory przez
gęste zarośla, lecz zabrzmiał donośnie, gdy samochód pojawił się w dolinie, dotarł do wioski i
stanął. Dwoje żołnierzy w mundurach, mężczyzna i kobieta, wysiadło z samochodu. Nie byli
uzbrojeni, zauważył Khong, i w samochodzie nie było widać żadnej broni. Przywitał ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]