pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Harris Charlaine Harper 3 Lodowaty grĂłb
- Turtledove, Harry Crosstime Traffic 02 Curious Notions
- Charlaine Harris Grobowa tajemnica
- 03.Harry Potter und der Gefangene von Askaban
- Harris, Thomas Hannibal
- Barton Beverly Cherokee Point 01 Piąta ofiara
- Craven Sara Sekret pięknej aktorki
- Hłasko Marek Piękni dwudziestoletni 50
- Harrison, Harry B5, Bill en el Planeta de los 10000 Bares
- Harrison Harry Wojna z robotami
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrogów i poprowadzić nas do zwycięstwa.
- Prawda - przytaknąłem potrząsając złączonymi dłońmi, na co odpowiedzieli nowym
okrzykiem. - Bolivar, podaj no, chłopcze, coś konkretnego dla naszych sprzymierzeńców, a twoja
mamusia będzie uprzejma powiedzieć mi, co tu się, u diabła, wyprawia.
- Nie jestem pewna szczegółów - oznajmiła upijając szampana. - Nie znam zbyt dobrze ich
języka i całej reszty. Wydają się oryginalnymi mieszkańcami tej planety lub jej pierwszymi
kolonistami, najwyrazniej następna zapomniana kolonia, bo bez wątpienia są ludzmi. Niezle im się
działo, dopóki nie przybyli obcy - obustronna nienawiść od pierwszego wejrzenia. Walczyli z nimi
od początku i robią to nadal. Obcy zrobili, co mogli, aby ich wykluczyć, niszcząc powierzchnię
planety i pokrywając ją stalą. Nie poskutkowało. Ludzie spenetrowali ich budowle i dotąd żyją w
fundamentach, pustych pomieszczeniach i podwójnych ścianach.
- Stalowe Szczury! - ucieszyłem się. - Moja sympatia do nich wzrasta coraz bardziej.
- Wiedziałam, ze tak będzie. Po ucieczce z tego pomieszczenia, o którym ci mówiłam, biegliśmy
korytarzem, nie bardzo wiedząc dokąd, gdy otworzyły się drzwi w podłodze i oni wyskoczyli
machając rękami, abyśmy szli za nimi. Wtedy właśnie napatoczył się strażnik, którego James
załatwił. Cill Airne docenili to w pełni wyprawiając go na nasze ubrania. To wszystko, co się
wydarzyło. Odtąd ukrywaliśmy się razem z nimi, a w wolnych chwilach planowaliśmy porwanie
jednego ze statków i uwolnienie admirałów.
- Wiesz, gdzie sÄ…?
- Oczywiście. Niedaleko stąd.
- Potrzebujemy planu, a ja potrzebuję porządnego odpoczynku. Proponuję się przespać, a do
bitwy przystąpić rano.
- Nie ma na to czasu, a poza tym wiem, co ci się widzi w tym twoim robaczywym umyśle.
Idziemy się bić!
- Zgoda - westchnÄ…Å‚em. - Co dalej?
Zdecydowano za nas, gdyż drzwi otwarły się gwałtownie i do środka wpadł mój rozamorowany
Gar-Baj. Musiał być nastawiony kochliwie, jeśli u nich różowa koszulka oznaczała to samo co u nas,
i dlatego miał zdrowo stępiony refleks.
- Jeem, kochanie... dlaczego stoisz bez ruchu? Aw-wrrruk! - to ostatnie dodał, gdy trafił go
pierwszy topór.
Nastąpiła krótka walka, którą rzecz jasna przegrał, ale za pózno; gdy się zaczęła, nie był w
całości w pokoju. Jego ogon skorzystał z tego, bez wątpienia obdarzony swoim własnym rozumem,
gdy jeden z ciosów go odrąbał. Bezczelne stworzenie ruszyło z kopyta wzdłuż korytarza.
- Lepiej wykonajmy odwrót - oświadczyłem.
- Do tunelu - zarządziła Angelina.
- ZmieszczÄ™ siÄ™ w tym kombinezonie?
- Nie.
- To powstrzymajcie się z odwrotem - stwierdziłem, myśląc głęboko. - Mam nadzieję, Angelino,
że znasz drogę w tym labiryncie?
- Znam.
- Zlicznie. Bolivar, masz okazję rozprostować nogi. Wyłaz z robota i objaśnij matce zasady
poruszania tą konserwą. Obaj pójdziecie razem z nimi, spotkamy się gdziekolwiek. James, uzgodnij
to z matkÄ….
- Co za przewidywanie - mruknęła Angelina. - Nogi mnie bolą już od paru dni. James, spotkamy
się w przejściowej rotundzie. Aha, i najlepiej wytnijcie z tego tu trochę mięsa, tym bardziej że na
obiad przyjdzie paru gości.
%7łe co? - zdziwiłem się.
Admirałowie. Z całym arsenałem, jaki sprowadziłeś tutaj, spokojnie możemy ich uwolnić, a nie
widzę powodu, dla którego mielibyśmy być potem głodni.
Zrozumienie było całkowite i błyskawiczne, co w rodzinie Di Griz jest regułą, a tubylcy musieli
się tego dawno uczyć, prowadząc nieustającą wojnę. Maty podłogowe zsunięto odkrywając następne
klapy w podłodze. Moja opinia o przeciwnikach spadła o kilka stopni - nie byli zbyt dobrzy, skoro
pozwalali, aby takie rzeczy działy się pod ich nosem czy wypustką węchową, czort wie, jak to się
nazywa. Bolivar i James poszli razem z naszymi sprzymierzeńcami wśród głośnych okrzyków
wojennych.
- Scadan! Scadan! - (cokolwiek to znaczy).
- Faktycznie trochę tu ciasno - Angelina wsunęła się wnętrza robota. - Mamy możliwość
porozumiewania przez kierunkowy obwód?
- Mamy - kanał trzynasty, przełącznik obok prawej dłoni.
- Mam - oznajmiła, po czym jej głos zabrzmiał w moim uchu: - Prowadz. Jak będzie potrzeba,
powiem ci, gdzie masz iść.
Wymaszerowałem na korytarz z robotem najeżdżającym mi na ogon, zamykając drzwi potężnym
kopniakiem, póki nie wklinowały się w metalowe framugi. Zawsze to trochę opózni pościg.
Ruszyliśmy przed siebie.
Była to długa i prawdę powiedziawszy, nużąca podróż. Obcy nie byli zbyt dobrymi
architektami. Budowle przeplatały się ze sobą, zupełnie jakby dobudowywano nowe, nie patrząc na
poprzednie. Przed chwilą byliśmy w opuszczonym i przerdzewiałym korytarzu, a zaraz potem
przecięliśmy wznoszące się metalowe pole, lśniące od świeżości. Niektóre korytarze były
najwyrazniej używane jako odpływniki - pokonywaliśmy je biegnąc. Mijaliśmy magazyny, fabryki i
lokale, których zastosowania nie podejmowałem się zgadnąć. W jednej z fabryk pracowały stwory
przypominające rozkładające się aligatory - coś z tysiąc tych przyjemniaczków zajmowało się
nitowaniem blach. Wszędzie, ilekroć się pojawiliśmy, potwory pozdrawiały nas w esperanto i za
każdym razem witały wielką owacją. Pięknie - kląłem pod nosem odmachując pozdrowienia.
- Zaczyna mnie to męczyć - zwierzyłem się Angelinie.
- Odwagi, już prawie jesteśmy. Jeszcze z trzy mile.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]