pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 22. Hooper Kay Namiętności 22 Miłość pod specjalnym nadzorem
- 104. Rolofson Kristine Miłość jak z bajki... 10 Na pewno wrócę
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 58 Pustynne namiętności
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Arnold Judith Miłosc na całe życie
- 0187. Taylor Jennifer Lekcja miłości
- DeNosky Kathie Podniebna miłość
- Cartland Barbara Pieśń miłości
- Lindsay Yvonne Miłość w korporacji
- 1998 Qigong Zhuan Falun
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A co to znaczy, jeśli się je ma albo nie?
- Im więcej spiral, tym lepiej - wyjaśniła Jiayin. - Ręka bez spiral
nie utrzyma pieniędzy, inne rzeczy też lubią z niej wypadać.
- No to nic dziwnego, że stłukłaś flakon z perfumami! - zaśmiał
siÄ™ Zongyu.
Jiayin nie zdążyła odpowiedzieć; jej twarz zastygła. W otwartych
nagle drzwiach pokoju stanął pan Yu. Staruszek zakasłał.
- O, Jiayin! - rzekł na powitanie. - A ten pan to...
- To pan Xia. A oto mój ojciec - przedstawiła ich sobie.
Zongyu wstał pośpiesznie.
- Ach! Twój ojciec! Bardzo mi miło. Panie Yu, czy długo bawi
pan w Szanghaju?
Pan Yu giął się w ukłonach.
- Jestem tu już od wielu dni. Odwiedziłem pański dom, ale wciąż
nie miałem okazji pana poznać.
Zongyu był coraz bardziej zdezorientowany.
- Ach! Bardzo mi przykro, że nie przyjąłem pana osobiście! Nic
mi nie wspominałaś - zwrócił się cicho do Jiayin.
- Kiedy przyszedł, akurat zachorowała Xiaoman, byłam taka
zajęta, że zapomniałam - wyjaśniła.
Już w pierwszej chwili od wejścia pan Yu poczuł, że mieszkanie
córki jest stanowczo zbyt małe jak na jego popisy krasomówcze. Miał
w repertuarze tyle gestów - każde skinięcie ręką czy tupnięcie nogą
miało swój rytm i swoje znaczenie.
- To wielkie szczęście dla naszej córki, że ktoś taki jak pan, panie
Xia, wziął ją pod swoje skrzydła. Młody, przystojny i z dobrą pozycją
- dziś to prawdziwa rzadkość! - oświadczył.
- Ależ... nie zasłużyłem na tyle pochwał - odparł Zongyu
sztywno. - ProszÄ™, niech pan spocznie...
- Pan pierwszy - nalegał pan Yu.
Usiadł dopiero wtedy, gdy Zongyu opadł na krzesło.
- Tacy jak ja - podjął staruszek - starzy i bezużyteczni, w tych
niespokojnych czasach muszą ściągać z prowincji tu, do Szanghaju,
po codzienną miskę ryżu... Mam prośbę do pana, panie Xia. Przez
wzgląd na tę dziewczynę... Jeśli znajdzie się dla mnie u pana jakieś
maleńkie zajęcie, moja wdzięczność nie będzie miała granic!
Zongyu był kompletnie zaskoczony.
- Eee... - wyjąkał - ...oczywiście, panie Yu... To nie stanowi
problemu...
- Obawiam się, że nie przydam się na wiele... Naczytałem się w
życiu mnóstwo starych książek... Jak dotąd nie miałem jednak
sposobności, by wykorzystać swoje talenty.
Jiayin, która wciąż nie kwapiła się, by usiąść, podniosła z łóżka
robótkę i zaczęła dziergać.
- W dzisiejszych czasach ludzi ze staroświeckim
wykształceniem, takich jak mój ojciec, nikt już nie potrzebuje -
zauważyła obojętnym tonem.
- Wcale niekoniecznie - zaprotestował Zongyu. - Od czasu do
czasu wysyłamy różne okolicznościowe pisma czy zaproszenia, a nie
mamy nikogo, kto potrafiłby pisać literackim, kurtuazyjnym stylem.
Taki ktoÅ› na pewno siÄ™ przyda w firmie.
- Ach! Listy kondolencyjne, życzenia urodzinowe - to dla mnie
żaden kłopot! - ucieszył się pan Yu.
- Znakomicie. Jeśli jest pan gotów przyjąć takie stanowisko,
panie Yu...
Wzburzona Jiayin odwróciła się plecami i starała się całkowicie
ignorować ojca.
- Już jutro chętnie się zjawię w pańskim biurze - zapowiedział
staruszek. - Czy mogę spytać o adres?
- Bardzo proszę przyjść rano - odparł Zongyu, wręczając mu
wizytówkę. - Będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
- Oczywiście, oczywiście - zgodził się pan Yu.
- Zapali pan? - spytał Zongyu, wyjmując papierośnicę.
Pan Yu podniósł się i przyjął poczęstunek, po czym usłużnie
podał Zongyu ogień.
- W dzisiejszych czasach pali się papierosy, kiedyś zażywano
tabakę. Wszystko się zmienia! - rzekł. - Istnieje całe mnóstwo
gatunków tabaki, dawniej znano się na tym... Ach, pokażę panu coś
ciekawego - dziedzictwo naszych przodków! - Z tymi słowy wyjął
tabakierkę i podał swojemu rozmówcy.
- Proszę wybaczyć, ale zupełnie się na tym nie znam - zastrzegł
się Zongyu. - Widzę jednak, że to doskonała robota - pochwalił,
obracając flakonik (Chińczycy przechowywali tabakę we flakonikach,
często wykonanych z drogocennych materiałów i kunsztownie
zdobionych (przyp. tłum.).) w ręku.
- Ten jadeitowy koreczek jest bardzo cenny - wyjaśnił pan Yu,
pokazując mu szczegóły zdobienia. - Ciężko będzie mi się z nim
rozstać, ale... cóż zrobić? Panie Xia, ma pan wielu przyjaciół... Może
dałoby się pożyczyć trochę pod zastaw tego drobiazgu?
Usłyszawszy te słowa, Jiayin odwróciła się gwałtownie i spojrzała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]