pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Konwicki Tadeusz Mała apokalipsa
- Jerzy Kijewski Ateista
- Mandalian_Andrzej_ _Czerwona_orkiestra
- Dick_Philip_K_ _Trzy_stygmaty_Palmera_Eldritcha
- Angel Martinez A Different Breed [AQ] (pdf)
- 122. Maguire Margo Dla Ciebie wszystko
- Wszelki wypadek_POL
- Sullivan Vernon [Vian Boris] I wykośÂ„czymy wszystkich obrzydliwców
- Glen Cook Black Company 01 Black Company
- Vicente Blasco Ibać„ez Cać„as y barro
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boże, To znów kwaśny, nie w humorze, Jedna myśl go ściga wszędzie: Będzie. . . z
tego czy nie będzie. Nigdym pojąć nie był w stanie, Jak to może bawić Panie.
Słowem, nie przesadzę wcale: W podróży czy w kryminale, Przy pracy czy przy zabawie,
W każdej sytuacji prawie, Czy przy politycznej misji, Czy w teatralnej komisji, Wiek
dojrzały ma, bez blagi, Tak oczywiste przewagi, %7łe życzę wam, bracia mili, Byście
go rychło dożyli.
81 ZDARZENIE PRAWDZIWE
Siedząc żałośnie nad bakiem Dumałem o życiu takiem: %7łeby to tak było można, By każda
chęć płocha, zdrożna Była ode mnie odległa, By myśl moja zawsze biegła Ku zacności,
ku dobremu I służyła tylko jemu. I wciąż bym się doskonalił, Tak żeby mnie każdy
chwalił. Ale, jak to zwykle bywa, %7łe krótko trwa chęć poczciwa, Jakoś mi to potem
przeszło I, co gorsza, się obeszło.
Pisane w r. 1911
82 W KARLSBADZIE
Marzyło mi się we śnie, %7łe byłem ptaszkiem małym: Wstawałem bardzo wcześnie, Zarówno
z dzionkiem białym;
W czyściutkim, jasnym zdroju Pluskałem dzióbek potem I w adamowym stroju Grzałem
się w słonku złotem.
Robaczków drobnych kilka, To było me śniadanko, A potem szczęścia chwilka Z samiczką,
mÄ… kochankÄ….
I żyłem rad ogromnie Wśród lubych tych igraszek, I każdy mówił o mnie: Cóż to za
miły ptaszek!
Tak mi się w nocy śniło, Nim sen mi umknął z powiek, I bardzo mi niemiło Zbudzić
się jako człowiek. . .
* * * Jeszcze na dworze szaro, A już jak dobra wróżka Dziewczę niemiecką gwarą Za
łeb mnie ciągnie z łóżka.
Herr Doktor! schon ist sechse
Mówi ściągając koce;
Hol' Teuf' l dich, alte Hexe
Z wdzięczności jej mamrocę. O, biedne moje kości, Zgiąć was się próżno silę; O, biedna
ty, ludzkości, I za cóż cierpisz tyle!
Gdzieżeś jest, gdzieś, niebogo, Młodości ma kochana, Gdym władał każdą nogą Już od
samego rana!
83 Gdym stąpał lewą, prawą
I myślał w mym obłędzie, %7łe to me święte prawo, %7łe to tak zawsze będzie! . . .
* * * Słoneczko pierwsze cienie Ledwie na ziemi kładzie, A ja już me cierpienie Wlokę
po promenadzie.
Cóż tu za masa ludzi! Cóż za zgiełk! Boże święty! Jak tu się nikt nie nudzi, Jak
każdy jest zajęty!
Mężczyzni w sile wieku Z minami tęgich zuchów: Ach, pociesz się, człowieku, Patrząc
na tylu druhów!
Ten, ów, na lasce wsparty, Każdy przy swoim kubku, I kroczą w ciżbie zwartej Półdupek
przy półdupku. . .
Jak wszystkim jedno w głowie, Jedną myśl każden pieści: I niechże mi kto powie, %7łe
życiu braknie treści!
Jak tutaj się ocenia, Jak tu się staje jasne, Ze celem wszechstworzenia Jest chronić
zdrowie własne!
I z łezką rzewną w oku Pokornie staję w rzędzie, Zlubując, iż co roku Odtąd tak zawsze
będzie. . .
* * * O, czysty, jasny zdroju, Aagodnie alkaliczny, O, zródło ty pokoju, Nektarze
ty mistyczny,
84 O, boski darze nieba,
Co wabisz nas rokrocznie, Ileż nabłądzić trzeba, Nim się przy tobie spocznie!
Kto w tobie usta zmacza, Ten czuje w tym momencie, Jak mu siÄ™ przeinacza Wszechziemskich
spraw objęcie;
Wraz w piersi jego wzbiera Zaświatów jakieś tchnienie I życia rytm zamiera Na jedno
oka mgnienie. . .
Kształt bliski w dal ucieka, Kolorów tęcze bledną, Opuszcza duch człowieka Ziemi
skorupÄ™ biednÄ….
Na mgławej płynąc fali W obrazy senne patrzy, Co gdzieś się topią w dali, W cień
jakiÅ› coraz bladszy. . .
Tak u mühlbruÅ„skich zdroi, Wmieszany w ciżbÄ™ gwarnÄ…, ZgÅ‚Ä™biam tajÅ„ duszy mojej WiecznoÅ›ci
tchem ciężarną;
I choć dzieweczka młoda Dłoń mi podsuwa z kubkiem, Dziwno mi, że ta woda Mocno smakuje
trupkiem. . .
W Karlsbadzie, we wrześniu 1911 r.
85 POLAAY SI AZY ME CZYSTE, RZSISTE . . .
Chce mi się pisać wiersze, Jak psipsi dziecku chce się; Słóweczko rzucam pierwsze,
Może mi coś przyniesie.
Może i inne, liczne Popłyną za nim ciurkiem, Floresy kreśląc śliczne Pod skrzętnym
moim piórkiem.
Może wytrysną ze mnie W obrazków dziwnych rządek, Po które bym daremnie Wysyłał mój
rozsÄ…dek. . .
Zawszeć to duszy zdrowiej I choć nań szemrzą różni, Lżej iść jest pielgrzymowi,
Gdy w drodze się wypróżni. . .
Ach, tak, pielgrzymem jestem, Co smętną podróż kończy I utrudzonym gestem Kuli się
w swej opończy;
Wśród ulic pokręcenia Błądzę po mieście obcem, Brnę poprzez mgły wspomnienia, Gdym
żył tu młodym chłopcem;
Patrzę w niknące szlaki, Uśmiecham się do środka, A każdy uśmiech taki To jakby jedna
zwrotka.
Patrzę z mych lat dojrzałych W p r z e s z ł o ś ć s p o w i t ą m g ł a m i I z
oczu posmutniałych, Ach, psipsi robię łzami. . .
W Paryżu w marcu 1912 r.
86 SPOWIEDy POETY
Kiedy za oknem śnieg prószy Lub szemrzą jesienne deszcze, Naówczas w głąb własnej
duszy Chmurni wpatrujÄ… siÄ™ wieszcze.
Myśl ich szybuje skrzydlata Hen, nad wszechbytu gdzieś progiem, A duch wyniosły się
brata Z sobÄ… jedynie i z Bogiem.
Rozwiej się jakaś otwiera Nad niebios błękity szersza A skutek: u Gebethnera, Po
kop. pięćdziesiąt od wiersza.
I mnie, choć biorę mniej słono, Zdarza się w nocy czy za dnia, %7łe lica żarem mi spłoną,
Gdy duch sam siebie zapładnia;
%7łe lecę w nieziemskie kraje Ze skrzydeł dwojgiem u ramion, I krótko mówiąc, doznaję
Natchnienia klasycznych znamion.
Lecz, ach, gdy pruję powietrze, W sferyczną wsłuchany ciszę, I duch mój z wolna na
wietrze Nad jaznią mą się kołysze;
Gdy spojrzę z kresów wieczności Na moją nędzę przyziemną, Gorzki żal w piersi mej
gości I w oczach od łez mi ciemno.
87 Im bliżej mi już do granic
Przelotnej ziemskiej pielgrzymki, Tym bardziej w sercu mam za nic Te moje mizerne
rymki;
Młodości rozmach bezczelny W chłodną rozwagę się zmienia I w duszy, przedtem tak
dzielnej, Lęgną się hydry zwątpienia;
Myśli w pytajnik się pletą I w głowie zamęt mi czynią, Czy jestem bożym poetą, Czy
tylko zwyczajną świnią? . . .
Czy jestem tańczącym faunem Na gaju świętego zrębie, Czy tylko cyrkowym klaunem,
Co sam się pierze po gębie? . . .
Czym owoc duszy mej rodził W żywota pobożnych mękach, Czym tylko figlarnie chodził
Po jasnym świecie na rękach? . . .
Czy, jak mi radził pan Galle, Byłem jak Byron i Dante, Czy tylko w pustoty szale
Składałem śpiwki galante? . . .
I duch mój sztywne ramiona Pręży w mrok szary i mglisty, I w piersiach łka coś i
kona, I chwytam za papier czysty.
Po głowie mi się coś roi, W sercu coś kwili, coś gęga, I śnię już w tęsknocie mojej,
%7łe się coś serio wylęga.
. Ale na próżno się silę, Czas trawię na wzlotów próbę, Na papier płyną co chwilę
SÅ‚owa niechlujne i grube.
Wdzięczą się do mnie tak świeże, Jak piersi młodych dziewczątek, I chęć obłędna mnie
bierze
88 W mych natchnień wcielić je wątek.
Szeregiem mienią się długim Niby błyszczące klejnoty I chciałbym, jedno po drugim,
Na łańcuch nizać je złoty.
Kuszą mnie czarem niezdrowym: Im które z nich jest plugawsze, Tym bardziej w kształcie
spiżowym Chciałbym je zakuć na zawsze.
I patrzę na swoje płody, I żądzą przewrotną płonę, I ryczę jak Orang młody, Gdy gwałci
polskÄ… matronÄ™.
Próżno się kajam i bronię, Dręczony pokus torturą, Próżno w dróg mlecznych ogonie
Oczyścić chciałbym me pióro.
Archanioł, co z mieczem stoi Przy świętym poezji chramie, Nie wpuszcza piosenki mojej
I mówi: Pójdziesz, ty chamie!
I tak się tułam po świecie, I żal, i smutek mnie dła
ią, %7łem jest jak nieślubne dziecię,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]