pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Colley Jan Gorący Romans Duo 919 Magiczna godzina
- Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 01 Pamiętnik Księżniczki
- Cabot Meg 05 Szukając siebie
- Sw Zahn T W
- Moore Sean U Conan i szalony Bóg
- Charlotte Lamb Heat of the Night [HP 971, MB 2641] (pdf)
- Anne Perry [Pitt 24] Long Spoon Lane (pdf)
- Dick_Philip_K_ _Trzy_stygmaty_Palmera_Eldritcha
- 03 COMMUNITY ang
- MQXLITE_RM
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie.
- Nic mi nie zrobił. To zupełnie nie tak. Ale właśnie o to mi chodzi. Ona może
próbować wymyślać... sama nie wiem, co. Chodzi o to, Zach, że Tory ma problemy. -
Pomyślałam o zdjęciu Petry na dnie kociej kuwety. - Poważne problemy.
- Wiem, że ona ma problemy - powiedział Zach. - Mój Boże, Maggie, powiesiła
szczura bez głowy na twojej szafce. To nie jest postępowanie osoby, która ma równo pod
sufitem. Tym bardziej trzeba, żeby ktoś zawiadomił jej rodziców.
- Zach, to nic nie da. Ona tylko wszystkiemu zaprzeczy. A nie ma żadnego dowodu, że
to zrobiła...
Ostry dzwięk gwizdka przerwał nam. Trener Winthrop ryknął:
- Rosen! Honeychurch! Wstawać! To nie jest szkolna świetlica!
Szybko podniosłam się na nogi.
- Proszę cię, Zach - jęknęłam błagalnym tonem, czując, że mnie mdli. - Pozwól mi się
tym zająć, dobrze? Wiem, że wszystko będzie dobrze.
Pokręcił głową.
- Wiesz? A co, zajrzałaś w przyszłość i to zobaczyłaś? Skrzywiłam się.
- No cóż... niezupełnie. Ale gorzej już być przecież nie może, prawda?
13
I przez resztę tygodnia tak właśnie było - to znaczy, nie robiło się gorzej. Nic się nie
działo. Tory dość zajęć dostarczali rodzice, którym wreszcie uświadomiono, że zawala
większość przedmiotów, głównie, dlatego, że przez cały semestr prawie nie raczyła zaglądać
do lekcji. Kiedy miała to robić? Prawie co wieczór wychodziła gdzieś z Gretchen i Lindsey i
bawiła się w czarownicę.
Ale ciotka i wujek wreszcie położyli temu kres, odwołując wszystkie swoje
towarzyskie zobowiązania i zostając w domu, żeby nadzorować jej poczynania. Zatrudnili też
dla Tory korepetytora, z którym musiała spotykać się sześć dni w tygodniu, włączając w to
sobotnie przedpołudnia. Tory broniła się rękami i nogami, ale rodzice nie ustąpili.
Osobiście uznałam, że to dobry znak, skoro wszystko tak przycichło.
Zach jednak miał pewne wątpliwości.
- Już to kiedyś widziałem - stwierdził, wzruszając ramionami, kiedy mu o tym
wspomniałam. - Twoja ciocia i wujek przez jakiś czas suszą jej głowę o stopnie: pilnują, żeby
regularnie widywała się z terapeutą, cuda wianki, a potem ona robi coś dramatycznego, a oni
wpadają w poczucie winy i dają jej święty spokój.
Trudno mi było w to wszystko uwierzyć, ale Zach, który nadal zamierzał powiedzieć
rodzicom Tory o szczurze - tyle że ja mu nie chciałam pozwolić - dodał jedynie:
- Zaczekaj tylko. Sama zobaczysz.
Czekałam z nadzieją, że nie będzie miał racji. Ciocia Evelyn do końca tygodnia
codziennie dowiadywała się u nauczycieli Tory, co zostało zadane do domu, a wujek Ted co
wieczór z nią to przerabiał, mimo że przedtem miała już korepetycje. Pomijając paskudne
spojrzenia, jakie mi rzucała, Tory nie czepiała się mnie... A ja wcale przy tym nie uważałam,
że to dzięki pentagramowi, który nosiłam dla ochrony. Petrze też zresztą dała spokój. Czy to
przez tamto wiążące zaklęcie.
A może moja szalona kuzynka faktycznie zaczęła wszystko od nowa?
- Moim zdaniem opamiętała się - powiedziałam Zachowi w hałaśliwej włoskiej
knajpce w ten wieczór, kiedy poszliśmy na Nigela Kennedy'ego. - Nie ma czasu wymyślać
sposobów na dokuczanie innym ludziom. Za bardzo jest zajęta nadrabianiem geometrii.
- No cóż, może i nie wiesza już martwych zwierząt na twojej szafce - odrzekł Zach. -
Ale to nie znaczy, że nie planuje czegoś jeszcze gorszego. Ta dziewczyna uwzięła się na
ciebie, Maggie.
Ale, podekscytowana wycieczką na miasto z Zachem - nawet, jeśli większą część
posiłku spędziliśmy, dyskutując o zbliżającej się wizycie Willema i jej wpływie na plany
zdobycia serca kobiety marzeń Zacha - raczej nie podzielałam jego ponurej opinii na temat
Tory.
A kiedy koncert zbliżał się do końca, jemu uśmiech nie schodził z ust, tak jak mnie...
Chociaż pewnie, dlatego, że rozbawiło go moje zapamiętałe klaskanie, a nie z innych
powodów. Dopiero, kiedy wracaliśmy spacerem do domu, bo zdecydowaliśmy się przejść i
nacieszyć ciepłym wieczornym powietrzem, stało się coś, co zwarzyło mi humor.
- To nie był najnudniejszy koncert, na jaki w życiu poszedłem - próbował zapewniać
mnie Zach.
- No to dlaczego przez większość czasu miałeś zamknięte oczy?
- Chciałem, żeby odpoczęły - powiedział Zach. - Naprawdę. Nie ściemniam. Nie mam
nic przeciwko muzyce klasycznej. Ale jazz? Nawet mnie nie pytaj o jazz. A już zwłaszcza...
jak się to nazywa? Free jazz. Próbowałaś kiedyś przytupywać nogą w takt free jazzu? No
właśnie, nie da się. Tak naprawdę, to lubię bluesa. W śródmieściu jest fantastyczne miejsce,
gdzie grają bluesa. Może powinniśmy się tam wybrać w przyszły weekend. Muszę najpierw
wyrobić ci fałszywe prawo jazdy, bo nie wpuszczają tam ludzi poniżej dwudziestu jeden lat.
- Byłoby wspaniale - powiedziałam.
- W sumie - powiedział Zach - lepiej umówmy się na jeszcze następny weekend. W
następny jest wiosenny bal. No wiesz, ten szkolny. Nie wiem, czy chcesz iść... to takie trochę
głupie. Ale to moja maturalna klasa, a ja nigdy nie byłem na wiosennym balu w szkole, więc
pomyślałem sobie, no cóż... Chciałabyś pójść? Na bal? Wyłącznie jako moja przyjaciółka,
oczywiście.
Miałam wrażenie, że od uśmiechania się głowa mi się przepołowi. To prawda, że on
się kochał w innej. Ale na bal zaprosił mnie, nie ją.
To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. To się nie mogło zdarzyć mnie,
Maggie Honeychurch. Nie mogło chodzić o mnie.
- Dobrze - powiedziałam, czując, że serce za moment wyskoczy mi z piersi. - Może
będzie fajnie...
A potem skręciliśmy we Wschodnią Sześćdziesiątą Dziewiątą ulicę.
I zobaczyłam zaparkowaną pod domem Gardinerów karetkę, której migające
czerwone światła odbijały się w ciemnych oknach wszystkich okolicznych kamienic.
- To na pewno nic poważnego! - zawołał Zach za mną, bo rzuciłam się biegiem.
Ale to było coś poważnego. Dotarliśmy na miejsce właśnie wtedy, kiedy z domu
wyszli sanitariusze, na noszach niosąc Tory. Była przytomna. Od razu zobaczyłam, że jest
przytomna. I nawet się wkoło rozgląda. Kiedy jej spojrzenie padło na mnie i Zacha, jej oczy,
równie mocno umalowane co zawsze, groznie się zmrużyły. A potem wsadzili nosze na tył
karetki i już jej nie mogłam zobaczyć, bo zamknęli drzwi.
Wbiegłam pędem po schodkach i prawie zderzyłam się z Petrą, która w holu
przerzucała plik kart kredytowych. Obok niej stał jakiś funkcjonariusz policji.
- Och, Maggie! - zawołała. Jej ładna twarz była cała we łzach. - Och, Maggie, dzięki
Bogu, - że już w domu jesteś. Zostaniesz tu z dziećmi, kiedy pojadę z Torrance? Jej rodzice&
Wybrali się na imprezę charytatywną. Nie ma ich tu. Sprawowała się o tyle lepiej, że
uznali, że nic się nie stanie, jak wyjdą...
- Oczywiście - powiedziałam, a Zach, który wbiegł do domu moim śladem, zapytał:
- Co się stało?
- To moja wina - mamrotała Petra, wciąż grzebiąc w plastikowych kartach
kredytowych. - Miałam do niej zajrzeć o szóstej, ale tak się zajęłam, pomagając Maggie
przygotować się do wyjścia...
Rzuciłam w stronę Zacha spojrzenie pełne poczucia winy. Petra faktycznie poświęciła
prawie całą godzinę, pomagając mi się wyszykować na randkę z Zachem o szóstej, zamiast
zajrzeć do Tory, która miała siedzieć w swoim pokoju i się uczyć.
- Gdybym do niej wtedy zajrzała - mówiła Petra głosem pełnym łez, nad którymi z
trudem panowała - to bym ją wcześniej znalazła. Ale najpierw pomagałam tobie, a potem
przyszedł Zach, a potem trzeba było podać dzieciom kolację, a potem była kąpiel i bajka na
dobranoc... I zwyczajnie zapomniałam. Siedziała tak cicho, że zapomniałam, że jest w domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]