pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Bethany Brown & Ashley Kane Wild Angels (pdf)
- berengaria brown three_for_the_road
- Townsend Sue 1 Sekretny dziennik Adriana Mole'a lat 13 i trzy czwarte
- 1070. James Melissa Sekrety pana młodego
- Metcalfe_Josie_Wedrowcy
- James Axler Deathlands 022 R
- Child Maureen Skandale w wyśźszych sferach 01 Rok z Julić…
- Dale_Ruth_Jane_Zrzadzenie_losu
- William Shatner Tek War 02 Tek Lords
- The Barker Triplets 2 Coll
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kuchennym oknie. W domu, w Chicago, było ponuro i szaro,
tutaj jest tak pogodnie, że aż trudno wytrzymać.
Kolejne spojrzenie w okno. Wierzchołki palm kołysały się na
wietrze. Po lewej stronie rozciągała się błękitna Zatoka
Meksykańska. Zdecydowanie za ładna, stwierdziła z goryczą. A
cholerna kawa chyba nigdy siÄ™ nie zaparzy.
W tym momencie do kuchni wszedł Jack. Nie był tak rześki
jak zwykle. Cienie pod oczami świadczyły, że spał jeszcze
gorzej od niej.
59
- Cześć - burknęła.
Dzień dobry nie przeszło by jej przez gardło, to na pewno nie
był dobry dzień.
- Gazeta? mruknÄ…Å‚ pytajÄ…co.
- Nie ma. Chyba odwołali przed wyjazdem.
- Aha.
- Pójdę do kiosku.
Pokręcił głową.
- Kawa?
Zerknęła na ekspres.
- Za pięć minut.
- Aha.
Podrapał się w nieogolony policzek i wyszedł z kuchni. Po
chwili zamknęły się za nim drzwi wejściowe. Pewnie poszedł po
gazetÄ™.
Kiedy wrócił, cisnął gazetę na stół, tak że Tess wyraznie
widziała olbrzymi nagłówek: UCIEKAJCIE! Przyjrzała się
dokładniej i przeczytała: zarządzono ewakuację w rejonie zatoki
w zwiÄ…zku z nadciÄ…gajÄ…cym huraganem Gaspar .
Podniosła głowę i napotkała posępny wzrok Jacka. Trzymał
kubek kawy dwoma rękami.
- To my - stwierdziła.
- Tak.
- Musimy się ewakuować?
- Jeszcze nie. Nie ta strefa. Ale musimy zabezpieczyć
okna. Ponownie pochyliła się nad gazetą.
- To nic strasznego, kategoria jeden.
- Wystarczy. Musimy zabezpieczyć dom ze względu na
rodziców.
- Wiem. Staram się tylko postrzegać to wszystko w
pozytywnym świetle.
Jezu. - Najchętniej załamałaby ręce i zalała się łzami. Nie
wiedzÄ…, gdzie siÄ™ podziali rodzice, ale zabijÄ… okna deskami? Co
tu jest nie tak?
Nagle podniosła wzrok na Jacka.
60
- Gdzie oni sÄ…?
- Sam chciałbym to wiedzieć. - Usiadł naprzeciwko niej. -
Szczerze mówiąc, Mała, zaczyna mnie to wszystko wkurzać.
- Wkurzać?
- Owszem. Co im odbiło, żeby wyjechać tak bez słowa?
Skinęła głową.
- Zazwyczaj tego nie robiÄ….
- No właśnie. Nie martwiłbym się, gdyby zawsze byli
tacy, ale oni przesadzali raczej w drugÄ… stronÄ™. Do licha,
przesyłali mi kserokopie planu podróży z numerami telefonów!
- Mnie też.
- No właśnie. Dziwne to wszystko. Dlatego wczoraj
przycisnąłem Ernesto. Bo nie mieści mi się w głowie, że
wyruszyli w zaplanowaną podróż, nie mówiąc nikomu ani
słowa.
Głośno zaczerpnęła tchu.
- Myślisz, że Ernesto ich porwał?
- Mało prawdopodobne. Ernesto to nikt. To nie jego liga.
Ale myślałem, że może coś słyszał. Podejrzana wydawała mi się
sama jego obecność.
- Dlatego, że go znasz, tak?
- No, powiedzmy, że go znam. Nie powiedziałbym, że się
przyjaznimy. Właściwie Ernesto z przyjemnością poderżnąłby
mi gardło, gdyby nie był takim tchórzem.
- Wiesz - odezwała się Tess po chwili - łapię się na tym,
że zastanawiam się, czemu mieszkam z tobą pod jednym
dachem.
Skrzywił się z niesmakiem.
- Jeśli się obawiasz, że oddychanie tym samym
powietrzem wpłynie na twoje morale, przenieś się do motelu.
- Dlaczego ja? Może ty? Zwłaszcza jeśli nadal masz
zamiar obcować z takimi typami jak Ernesto.
- Nie obcowałem z nim, chciałem go wypytać. To ty
prowadziłaś z nim przyjacielską rozmowę o dzieciach. Czułem
siÄ™ jak na jakiejÅ› cholernej herbatce.
61
- Chciałam być uprzejma.
- Wobec niektórych ludzi nie ma co się silić na
uprzejmość. Na przykład wobec Ernesto.
- Właściwie dlaczego?
- To śmieć. Były więzień. Siedział za handel narkotykami.
- Och. - Wydęła wargi z dezaprobatą. - To mi dużo mówi.
Jack wzruszył ramionami.
- Nie o nim, o tobie.
- O mnie?
- Tak, o tobie. Skoro znasz kogoÅ› takiego...
Spochmurniał.
- A co o mnie mówi fakt, że znam nadętą wiktoriańską
damÄ™? Powtarzam ci, nic o mnie nie wiesz.
Wstał. Szedł do drzwi.
- A czyja to wina, pytam? - zawołała za nim. Nie pozwoli,
by ostatnie słowo należało do niego.
Zaskoczył ją, gdy się odwrócił i spojrzał na nią poważnie.
- Twoja - odparł.
A potem, niech go piekło pochłonie, odszedł, zanim zdążyła
się odciąć.
Deski do okien były w garażu. Nic dziwnego, stwierdził Jack.
Steve pewnie nieraz zabezpieczał dom przed huraganem w ciągu
minionych piętnastu lat. Szybko policzył deski - było akurat
tyle, ile okien.
Metodycznie je wynosił, jedna po drugiej, i przymierzał do
poszczególnych okien. Układał je na ziemi wokół domu, żeby
pózniej przymocować. Na niebie słońce zniknęło za niskimi
szarymi chmurami, zwiastunami burzy.
Huragan kategorii jeden to nic takiego. Trochę gorszy niż
tropikalna burza, spowoduje krótkie przerwy w dostawie prądu,
przewróci kilka drzew, zaleje niewielki obszar. Nie warto
panikować. Dom stał na wydmie, nad zatoką, więc nie muszą się
nawet obawiać, że woda dojdzie do nich.
62
Układał ostatnie deski wokół domu, gdy pojawiła się
sąsiadka, Maudeen Mason. Miała na sobie pomarańczowe
szorty, fioletową koszulkę i okulary słoneczne ozdobione
sztucznymi klejnotami. Jack starał się na nią nie patrzeć z
obawy, że oślepnie.
- Jack! - Zawołała radośnie. - Nie wiedziałam, że
przyjechałeś. Czy Steve i Brigitte już wrócili?
- Ee, nie, jeszcze nie. - Położył ostatnią deskę na ziemi i
otarł pot z czoła. - Nie wie pani przypadkiem, na kiedy
planowali powrót?
Pokręciła przecząco głową.
- Niestety nie. Nie powiedzieli. Ale wygląda na to, że
wyjechali już dawno temu.
- Mówili, dokąd się wybierają?
- Jak to? Nie powiedzieli ci? - Maudeen cmoknęła z
dezaprobatą. - Co to się dzieje na tym świecie?
Jack z trudem pohamował irytację.
- Szczerze mówiąc, w tej chwili mało mnie obchodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]