pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- HT173. Ross JoAnn Fala przypśÂ‚ywu
- Jeffrey A. Carver Starstream 2 Down the Stream of Stars
- Civil Brown Sue UwodzÄ‌c pana W
- Lifting the Fog of Peace How Americans Learned to Fight Modern War
- Rick R. Reed The Blue Moon Cafe
- Soup Recipes 1
- Anne McCaffrey Planet Pirates 1 Sasslnak
- Anne McCaffrey Pern 03 Dragon Song
- Sward Anne Lato polarne
- Williams Cathy Zauroczeni sobć…
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie musiał wlec ze sobą dwu ludzi wcale nie związanych ze sprawą Drake'a.
Co mam z nimi począć? O co ich oskarżacie i gdzie są dowody?
Dostarczysz ich do fortu. To członkowie tej samej bandy Lessera. A poza
tym, oni musieli zabić Drake'a. Nikt inny. A więc to twoja sprawa.
Nie zabierałem już głosu, Colorado słusznie przypuszczał. Z tego, co nam
opowiadała pani Lucy, przecież wynikało, iż przed naszym przybyciem
wybuchła na farmie strzelanina. Prawdopodobnie Drake chciał się tu schronić
przed pościgiem. Zobaczywszy, że farma jest zamieszkała, zdecydował się
uciekać dalej. A może postanowił zamienić sobie konia? Czy chciał kupić
nowego, czy też po prostu ukraść, o tym mogli wiedzieć tylko nasi jeńcy. W
wyniku strzelaniny został ranny. Nikt go nie gonił. Ludzie Lessera mieli
obowiÄ…zek pilnowania pani O Brien.
Wreszcie ułożyliśmy się do snu. Ale bez Colorado. Ten spędził noc na
rozmowie z sierżantem.
Samotny trop
Jeszcze szary przedświt okrywał ziemię, gdy Colorado bezceremonialnie
ściągnął nas z legowisk. W godzinę pózniej dwa oddziałki opuszczały farmę
udając się w dwu przeciwnych kierunkach. Sierżant Dawsan, posuwając się po
naszych wczorajszych tropach, najpierw miał dotrzeć do grobu Drake'a i
wydobyć zakopane przy nim juki z kosztownościami, a pózniej odprowadzić
O Brienów do Santa Rosa. Co się tyczy naszych jeńców, Colorado rzekł mu
przed samym rozstaniem:
Rób sobie z nimi, co chcesz. Możesz ich nawet puścić wolno, ale nie
wcześniej, niż za tydzień. Pamiętaj jednak, że to najpewniej oni zastrzelili
Drake'a!
Po tej zwięzłej deklaracji sierżant i Colorado raz jeszcze uściskali się serdecznie.
Kiedy siÄ™ zobaczymy?
Któż to odgadnie, Francis?
Odwiedz mnie w Huachuca. Będę czekał.
ObiecujÄ™.
Przysłuchując się tej rozmowie nie przypuszczałem, że do tego spotkania nigdy
już nie dojdzie...
Kopyta wzbiły obłoczki brązowoceglastego pyłu. Znowu jechaliśmy przez
pustkowie. Wiódł nas Colorado, dziwnie jakoś milczący, prawie ponury.
Czyżby nań tak oddziałała nocna rozmowa z sierżantem?
Po godzinie jazdy traper zatrzymał konia czekając, aż się przybliżymy.
A to co? krzyknÄ…Å‚em spojrzawszy na ziemiÄ™.
Ano... drugi trop. Jak wam siÄ™ podoba?
W miejscu, w którym stanęliśmy, świeże odciski kopyt dołączały do szerokiego
pasa zdeptanej ziemi. Bez wielkiego wysiłku można było stwierdzić, iż nowy
podróżny zmierzał w tym samym kierunku, co ścigana przez nas grupa.
Jakoś zbyt często spotykamy samotnych jezdzców w tych stronach
stwierdził Karol.
Colorado nawet się nie uśmiechnął. Zauważyłem, że ile razy zahaczano w
rozmowie o Rogera Drake, tyle razy markotniał.
Ruszajmy powiedziałem. Im prędzej pojedziemy, tym szybciej
odkryjemy prawdę. Kto wie, może to jakiś uczciwy człowiek nieświadomie
zmierza prosto w łapy opryszków?
Stary traper przecząco potrząsnął głową.
O co chodzi?
O trochę cierpliwości, doktorze. Mnie również pilno widzieć Samuela na
wolności, ale niekiedy nadmierny pośpiech opóznia rozwiązanie sprawy.
Dlatego proponuję, abyście obaj jechali tropem Lessera, tylko nieco wolniej.
%7łebym was mógł dogonić.
Co pan zamierza, Colorado? zapytał Karol.
Sprawdzić, skąd biegnie ten nowy ślad.
Takie badanie może potrwać bardzo długo zauważyłem.
O, nie, nie. Tak daleko nie pojadÄ™. Przekonam siÄ™ tylko, czy tropy nie wiodÄ…
z opuszczonej farmy.
To niemożliwe! zawołałem.
Wszystko jest możliwe, doktorze. No, w drogę.
To rzekłszy zawrócił z miejsca i pognał galopem.
Co mu strzeliło do głowy? powiedziałem półgłosem.
Coś podejrzewa, ale co, jeszcze nie wiem. A w ogóle... to jakiś zbyt dla mnie
zagadkowy człowiek. Nie podoba mi się...
Co ci się nie podoba? zapytałem zaskoczony takim stwierdzeniem.
Widzisz... Wjechaliśmy na niebezpieczną ścieżkę. Lubię w takich wypadkach
coś niecoś wiedzieć o towarzyszach broni. Ciągle miałem nadzieję, że wreszcie
się rozgada, a tu nic. Kto to może być u licha?
Przecież nie zbrodniarz, nie oszust ani niebieski ptak spróbowałem w żart
obrócić całą sprawę.
Ale Karol zareagował na to z zupełnie ponurą powagą:
Jakbyś zgadł! Pewnego dnia przez chwilę zastanawiałem się nad tym.
Cooo?! SkÄ…d takie przypuszczenie?
Odrzuciłem je. Raczej to jakiś nawrócony" przestępca i stąd znajomość z
tamtym sierżantem.
Jeśli nawrócony", wszystko w porządku rzekłem swobodnym tonem.
Nic więcej cię nie gnębi?
PominÄ…Å‚ moje pytanie.
To nie jest typowy traper. Ja to czujÄ™.
Nie wiem, co u ciebie znaczy słowo: typowy. Dla mnie Colorado stanowi co
prawda również zagadkę, ale nie taką, jaką masz na myśli.
Mruknął coś i przez chwilę staliśmy w milczeniu. Ale że Karol poruszył bardzo
interesujący mnie temat, nie wytrzymałem długo.
Zauważyłeś, jak się zachował przy tym Drake'u?
Właśnie! To pewnie dawny kumpel. O coś się pożarli.
O nie, nie tak! zaprzeczyłem energicznie.
Błądzisz po mylnych tropach! Z zachowania się Colorado wysnułem inne
wnioski. Prędzej Drakę był kiedyś uczciwym człowiekiem, niż ten nietypowy"
traper przestępcą.
Jasnowidzenie? zapytał ironicznym tonem.
Nazwij to, jak chcesz, Karolu. Twoja podejrzliwość nie opiera się na żadnych
faktach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]