pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Child_Maureen_Razem_przez_zycie_01
- Życie i cierpienie młodego W
- Gra O Zycie E book
- Kroniki Drugiego Kregu 2 Piolun i Miod
- Green_Grace_ _Gdy_wybiśÂa_dwunasta
- Around_the_World_in_80_Days
- Aleksander Krawczuk Ostatnia olimpiada
- Soup Recipes 1
- Antologia ZśÂota podkowa 45 Hollanek Adam Zbrodnia wielkiego czśÂowieka
- Dalton Tymber Triple Trouble 01 Trouble comes in threes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
76/84
drugiego kąta komnaty, zwracając co chwila z
wysiłkiem głowę ku rozmawiającej grupie.
Bernard czegos sobie życzy? rzekł Bywal-
ski.
Nie! odparła Irena.
Wciąż tu spogląda.
Taki ma zwyczaj, gdy bawi razem zemną w
jednym pokoju.
Ciekawe! To potężne, niezmierne uczucie
dla pani, zdaje się być jedynem uczuciem, które w
nim jakie takie się utrzymało, które nie uległo par-
aliżowi.
Irena ruszyła ramionami. Cóż ją to uczucie dz-
iś obchodziło? Wdzięczną mu zapewne nie była w
swej dobroci, nie zdającej sobie sprawy, że na nie,
ofiarą zupełną życia aż nadto zasłużyła. Ją dziś nic
nie interesowało, nic nie cieszyło, nic tylko to, co
dotyczyło Lulu i hrabiego, tego wonnego kwiatu
uczucia, które się przy niej budziło, rosło, kształ-
ciło, rozwijało w dwu sercach.
Bywalski odgadując tę myśl, a widząc, że
służący z tacą do gabinetu zmierza, rzezwiej pod-
jął:
Bardzo mi się podoba ten Porycki.
77/84
Nieprawdaż ? podchwyciła z radością,
o ile tę rozprószyć mogło ogarniające ją nagle
przygnębienie tak silne, że nie uchodziło uwagi
przyjaciela.
Jakaś niemoc zdawała się opanowywać jej
ciało, zginać jej prostą figurę, ściągać jej rysy,
czynić niemiłym jej dzwięczny organ mowy,
przysłaniać blask oczu podnieconych światłem,
winem, rozmową.
Typowy ciągnął, biorąc z tacy filiżankę
najmocniejszej herbaty, bo tę zawsze jako lekarst-
wo na omdlewające nerwy lubił inny, jak
wszyscy. W przyszłości zapewne więcej spotykać
będziemy takich ludzi w salonie. Salon przyszłości
będzie może mniej elegancki, ale bardziej intere-
sujący. Poznikają te nasze typy znudzone sobą i
czczem chorobliwem życiem. %7łałuję, żem stary.
Pomyśl, pani Ireno, jaki świat będzie zajmujący,
gdy w salonie się zbierze taka oto młodzież, jeden
z okrętu, drugi z armii, trzeci wyjdzie z jakiego
tunelu... Gdy się skończy ta wielka sinecura sa-
lonowa dla młodzieży utytułowanej, czerpiąca dziś
resztki swych sił w próżności panien i uroku trady-
cyi. Poznikają z kretesem tu nasze obrzydliwe typy
Korońskich i Lewiczów, tych Nemrodów na Diany
Judei. Poznikają i tacy, jak ja, droga pani Ireno,
co się już około dziesiątej zaczynają nudzić w sa-
78/84
lonie. Ja z Poryckim już bym się zejść nie potrafił,
ja, który z kilkoma pokoleniami stante pede się za-
przyjazniłem. Jak się ot teraz wściekle zmęczyłem,
usiłując uchwycić, pojąć ten mi nowy typ, dziś
może jeszcze rzadki, jutro częsty !
Westchnął i kończył smutnie.
Naturalnie! Hahaha! konieczna kolej
rzeczy, konsekwencya życiowa. Gdy arcyksiąże
Rudolf nie chciał być cesarzem, gdy książe Walii
nie pragnie być królem, gdy Milan, Batenberg,
tylu, tylu... dlaczegóżby tylko polscy hrabiowie
dalej, chcieć mieli być tylko polskimi tradycyjnymi
hrabiami.
Przerwała mu Irena, rozkazując lokajowi
wydalającemu się, jakby słabym głosem:
Zawołaj panienkę.
Nastąpiła cisza. Bywalski łykał herbatę. Irena
jakby z największym wysiłkiem podjęła:
Rozum pana robi się głębszym, ale może
smutniejszym.
Jak starość...
Nadbiegła Lulu. Bywalskiemu się wydało, że
pomięszana, choć pokryta szkarłatem szczęścia.
Wzrokiem porozumiały się z matką. Ta wstała i
jakby wspierając się niedostrzegalnie na ramieniu
79/84
Lulu, wyglądającej z figury na jej młodszą siostrę,
zmierzała z nią razem ku bocznym drzwiom,
prowadzącym do prywatnych apartamentów.
Bywalski bezwiednie spoczął wzrokiem na
Bernardzie, który je odprowadzał oczami i głową,
bezmyślnym zdawałoby się, ale mimo to
bezmiernie kochającym i smutnym wzrokiem.
Gdy portjera za niemi się opuściła, Appelstein
spojrzał na przyjaciela i spotkał się z jego ob-
serwującem spojrzeniem. Skinął nań, jakby chciał
wstać, wyjść za niemi, czy przysiąść się do niego
na kanapę.
Bywalski wstał i podszedł. Bankier uchwycił
się jego ramienia i wskazując oczami na drzwi, za
któremi zniknęły jego żona i córka, otworzył usta,
rozszerzył zrenice już i tak rozszerzone i podniósł
się z fotelu z wysiłkiem.
Wstawszy, długo pracował ustami wydymając
policzki, poruszając wargami, aż wreszcie
wymówił wieczne:
Irena!
Urwał, zabełkotał i dodał:
Mor... fi! na!
Stali. Bernard wpatrzony i pytający, Bywalski
oniemiały, biedniejąc w miarę, jak rozumiał.
80/84
Ale uczuł, że go pociąga Appelstein i ruszył z
miejsca.
Paralityk go prowadził do salonów.
A więc był przytomny myślał Bywalski i
zdawał sobie siedząc jak mumja, sprawę ze
wszystkiego. Gdy żona jego i córka opuściła gości,
on czuł się w obowiązku niepłoszyć nieobecnością
gospodarstwa domu ich wesołości.
W swej niemocy, w swem zidyoceniu, po-
zostawał tym samym Appelsteinem, który miliony
stracił gwoli jedynej namiętności, jaką miał,
namiętności bycia uprzejmym amfitrionem domu
ubóstwianej Ireny.
Bywalskiego, obyłego z wszystkiemi kome-
dyami, jakie grane nieraz widział na wielkoświa-
towych salonach, przejmowało do szpiku kości to
położenie jego przyjaciół, względnie okropne,
straszne!
Ta matka wstrzykiwała sobie morfinę, aby się
utrzymać na nogach do końca konwencyonalnego
wieczorku, danego w celach szczęścia i przyszłoś-
ci dziecka, któremu ten bezwładnie opierający się
na Bywalskim manekin poczciwca, nie umiał z mil-
ionów ocalić niezbędnego dziś posagu.
81/84
Bywalski był jakby do ziemi gnieciony temi
myślami i wypływającym z nich morałem na tem-
at tej nieubłaganej konsekwencyi życiowej.
* BACK_DONE DONE DONE_OK
DONE_OK_DEMO DONE_OK_DEMO_FIX fonty
Klasyka literatury MobiDeDRM.py mobiperl po-
bierz_prc remove_DRM test *
Koniec wersji demonstracyjnej.
III.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
IV.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
V.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]