pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Antologia Strefa mroku. Jedenastu apostołów grozy
- Antologia Wielka ksiega science fiction. Tom 1
- Rychlewski Marcin Antologia absurdĂłw PRL
- Antologia SF Kryształowy sześcian Wenus
- Antologia Gra półsłówek (pdf)
- Antologia Upiorny narzeczony
- antologia wirtemberskiej
- Nigel Cawthorne Ĺťycie erotyczne wielkich dyktatorĂłw
- Clancy Tom Zwiadowcy 5 Wielki wyścig
- 08. Erica Spindler Ukarać zbrodnię
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierć, zamknąłem ich w pracowni wiecznego życia, takiej samej, jaką stworzyłem dla pary
zakochanych, którą oglądałeś. To pozwoliło mi na jeszcze szersze zastosowanie przyśpiesze-
nia. Przecież nie grozi im śmierć. Mogliby w ten sposób przetrwać tysiące lat... gdyby...
Przerwało mu nagłe rozkołysanie korytarza. I zaraz nadszedł huk i silny podmuch. A
potem cisza, aż dzwięcząca w uszach. Sygnał alarmowy przerwał swą piskliwą melodię.
Green stał chwilę oniemiały, rozglądał się na wszystkie strony. Wreszcie pędem runął w kory-
tarz. Lipka szybko stracił go z oczu.
XIV
Na pomoc, na pomoc! wołał Kinsley, uciekając w panice z sali, w której leżał
Malone, zastrzelony przez Greena. Za otworem, wychodzÄ…cym na korytarz willi, natknÄ…Å‚ siÄ™
na czarną lufę automatu. Zza drzwi na werandę biło już światło poranka.
Przed nim wyrósł komisarz Little i atletyczny policjant. Ten właśnie celował mu w sam
brzuch.
Komisarzu Kinsley z trudem hamował zadyszkę dlaczego nikt nie idzie na
pomoc? Tam... tam przecież leży zabity Malone! Dlaczego? nie mógł dalej mówić, tak był
zmęczony. Ale mimo woli poprawiał krawat i otrzepywał ubranie. Wracała mu przytomność.
Pan wybaczy odparł grzecznie ale pułkownik, wychodząc stąd to w y-
c h o d z ą c zabrzmiało kpiąco nie wydał żadnych rozkazów. Widocznie...
To ja panu rozkazuję, słyszysz pan? krzyknął Kinsley w samą twarz Little'a.
Bardzo przepraszam, ale ja najpierw muszę się porozumieć z pułkownikiem. Bardzo
przepraszam, ja wiem, że pan tu odgrywa jakąś ważną rolę, ale moim bezpośrednim
zwierzchnikiem jest pułkownik odparł kłaniając się komisarz. Ucieszył się, że może ode-
grać się na tym facecie, choćby przez chwilę, za jego nonszalanckie zachowanie podczas
nocnej wizyty.
A gdzie pułkownik? Musiał tędy prze... przechodzić Kinsley stonował głos.
Pułkownik, jak zdążyłem zauważyć, udał się do pańskiej willi.
O! zawołał Kinsley.
Little tymczasem nie czekając na dalsze pytania, wydał rozkaz policjantowi, aby pilno-
wał przejścia, a sam szybko wyszedł na werandę i skierował się do willi.
Kinsley dwoma susami wysforował się przed niego. To tak? Więc to tak? Pułkownik
zamiast się zupełnie wycofać, oczekuje w willi na rozwój wypadków. Nagle prezes firmy
Atlanta pojął wszystko. Toż w schowku jego własnego gabinetu tkwi rewelacyjny doku-
ment: pamiętnik profesora Greena, przyniesiony przez Zuzannę i umyślnie przez pułkownika
zlekceważony.
Minął biegiem Little'a, spokojnie idącego ulicą, która wydawała się zupełnie pusta,
choć po różnych kątach kryli się policjanci i agenci, i wpadł do swojej bramy.
Zwolnił kroku i obejrzał się. Zauważył, że Little zatrzymał się przed wejściem, potem
zawrócił. Jasne, nie chciał być obecny przy rozprawie dwóch szefów jednego oficjalnego,
a drugiego uzurpatora. Lepiej zobaczyć co z tego wyniknie... Dobra pomyślał Kinsley.
Skradał się teraz cicho do swego gabinetu. Dywan kokosowy głuszył kroki.
Zaglądnął przez szparę. Rzeczywiście pułkownik manipulował przy schowku.
Wyjmował teczką z pamiętnikiem Greena. Człowiek, który tę stertę papieru posiądzie, stanie
się bezcenny. Zdobędzie zapewne naukowe wyjaśnienie wszystkich poczynań i wynalazków
uczonego. Nawet w razie wysadzenia laboratorium w powietrze odnajdzie tu wskazówki, jak
odtworzyć genialne pomysły, jak je wykorzystać.
Kinsley nawet nie marzył o sterroryzowaniu pułkownika pistoletem. Pułkownik wie-
dział przecież dobrze, że prezes strzelać nie może, bo zostałby natychmiast nakryty. Pamię-
tniki znalazłyby się wówczas w trzecich rękach. A tego obaj najbardziej się obawiali. Dlatego
pułkownikowi musiało zależeć na jak najcichszym porwaniu dokumentu. Trzeba działać pod-
stępem i zaskoczeniem.
Kinsley zwinnie wcisnął się do pokoju i ujął pistolet za lufę, pragnąc się nim posłużyć
jak maczugą. Walnie w łeb pułkownika, oszołomi go, wydrze pamiętnik, a potem ukryje
dokument i będzie dyktował swoje warunki pełnomocnikowi rządu. To jedyny sposób ocale-
nia z tej całej paskudnej historii. Pełnomocnik nie będzie się targował. Sam zagrożony na
swej posadzie, złagodnieje prędko. Kinsley znał dobrze drabinkę systemu władzy.
Naprzód więc. %7łeby tylko pułkownik...
Ale pułkownik czuwał. Odwrócił się ku drzwiom, zanim Kinsleyowi udało się wyminąć
fotel dzielący go od przyszłej ofiary. Błyskawicznie ukrył lewą rękę z kartami pamiętnika za
plecami, a prawą zagłębił w marynarce, w poszukiwaniu broni. Stali naprzeciw siebie i
uśmiechali się uprzejmie.
Kinsley drobnymi kroczkami przysuwał się coraz bliżej. Pułkownik, wściekły, że ma
jedną rękę zajętą, nie wiedział jak postąpić. Wypuścił pamiętnik z ręki karty rozłożyły się
w wachlarz na dywanie. Czekał teraz, aż przeciwnik się schyli i wtedy zada cios kolbą rewo-
lweru. I po wszystkim. Ale Kinsley udawał, że nie widzi pamiętnika. Znowu posunął się o
kroczek, patrząc kumplowi prosto w oczy. Ten już nie wytrzymał.
Słuchaj powiedział ten pamiętnik dałby nam obu wielką szansę. Jeszcze
wygralibyśmy wszystko, co straciliśmy przez własne niedołęstwo.
Chyba myślisz o swoim niedołęstwie. Kinsley zatrzymał się. Bał się ataku pułko-
wnika. Jego podkute buty były zbyt blisko. A co do pamiętnika, to ja przede wszystkim
powinienem go doręczyć pełnomocnikowi.
ProszÄ™ bardzo, wez go. I natychmiast porozumiemy siÄ™ z szefuniem.
Sam go podnieÅ›.
Ani mi się śni.
Słuchaj, nie doprowadzaj mnie do ostateczności. Ty stara świnio. Lada chwila ktoś
może wejść i wtedy wszystko szlag trafi. Idioto!
Schylaj siÄ™ sam, durniu.
Kinsley cofnął się gwałtownie, spodziewając się, że pułkownik skoczy na niego. Pochy-
lił się i z całej siły szarpnął róg dywanu. Pułkownik, straciwszy oparcie pod nogami, zakręcił
się w miejscu na czubkach palców i runął jak długi na podnoszącego się właśnie Kinsleya.
Milcząco objęli się i poczęli szamotać. Pułkownik zdołał zębami uchwycić ucho Kinsleya.
Kinsley po omacku szukał butem kostki przeciwnika. Wreszcie się udało. Chwyt policjanta
zelżał, ale zęby na uchu zacisnęły się mocniej. Pułkownik starał się dłonią ominąć nos i prze-
dostać do jego oczu
Dasz pamiętnik? mruczał Kinsley, skręcając głowę z bólu. Nie mógł odepchnąć
przeciwnika przez to przeklęte ucho. Zamiast do oczu, udało mu się z trudem wsadzić dwa
palce do wilgotnego nosa pułkownika, szarpał je paznokciami. Pułkownik rzucił się do tyłu,
pociągając nieszczęsne ucho. Upadli na dywan.
Zwinia jęczał Kinsley.
Bydlę mruczał pułkownik.
Co za ubogi repertuar! Panowie, proszę głośniej, nie krępujcie się wołał niski
kobiecy głos.
Puścili się natychmiast i z trudem gramolili z ziemi. Kinsley trzymał się lewą ręką za
krwawiące ucho. Pułkownik obmacywał opuchnięty nos. Wybałuszyli półprzytomne oczy. Na
drogocennych pamiętnikach stała młoda szczupła szatynka. Lufę pistoletu kierowała to na
jednego, to na drugiego i śmiała się cicho.
Ki czort zastanawiał się Kinsley nie znam tej ł, ale zęby na uchu zacisnęły się mocniej. Pułkownik starał się dłonią ominąć nos i prze-
dostać do jego oczu
Dasz pamiętnik? mruczał Kinsley, skręcając głowę z bólu. Nie mógł odepchnąć
przeciwnika przez to przeklęte ucho. Zamiast do oczu, udało mu się z trudem wsadzić dwa
palce do wilgotnego nosa pułkownika, szarpał je paznokciami. Pułkownik rzucił się do tyłu,
pociągając nieszczęsne ucho. Upadli na dywan.
Zwinia jęczał Kinsley.
Bydlę mruczał pułkownik.
Co za ubogi repertuar! Panowie, proszę głośniej, nie krępujcie się wołał niski
kobiecy głos.
Puścili się natychmiast i z trudem gramolili z ziemi. Kinsley trzymał się lewą ręką za
krwawiące ucho. Pułkownik obmacywał opuchnięty nos. Wybałuszyli półprzytomne oczy. Na
drogocennych pamiętnikach stała młoda szczupła szatynka. Lufę pistoletu kierowała to na
jednego, to na drugiego i śmiała się cicho.
Ki czort zastanawiał się Kinsley nie znam tej agentki. Tak czy owak wszystko
diabli wzięli. Posłusznie, czując jak nogi łamią mu się w kolanach, podszedł do ściany i stanął
tyłem do kobiety, wyciągając w górę ramiona.
Ty koło niego powiedziała kobieta do pułkownika.
Zawahał się na moment. Wymierzyła pistolet i zbladła. Zastrzeli, cholera pomyślał
pułkownik. Nos bolał go coraz bardziej, oczy zachodziły mgłą. Słaniając się stanął koło
Kinsleya. Nie mógł się powstrzymać od kopnięcia go w kostkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]