pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Anderson Poul StraĹź Czasu Tom 1 StraĹźnicy Czasu
- Felix, Net i Nika Tom 13 Klątwa Domu McKillianów
- Św. Tomasz z Akwinu 14. Suma Teologiczna Tom XIV
- Carranza Maite Wojna Czarownic Tom 1 Klan Wilczycy
- Anderson Poul Liga Polezotechniczna Tom 1 Wojna Skrzydlatych
- Korman Gordon 39 wskazówek tom 2 Fałszywa nuta
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 4 Walkiria
- Herbert Frank Tom 4 God Emporer of Dune
- Crownover Jay NIEPOKORNY Tom 1 Jego Walka
- Arthur Conan Doyle Sherlock Holmes 03 Pies Baskerville'ów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samą operację (dzielenia i wyrzucania) wykonujemy na dwóch pozostałych częściach. W kroku tym operację
wykonujemy na wszystkich otrzymanych do tej pory częściach. Po wykonaniu nieskończonej liczby kroków
otrzymamy klasyczny zbiór Georga Cantora. Zbiór Cantora jest najprostszym przykładem fraktala
- Dlaczego chronisz tÄ™ mutantkÄ™? Ona nigdy nie dostanie tego, czego pragnie. Zniszczy
miasto, a nigdy nawet nie zbliży się do celu.
- Zapewne nie tutaj.
- Nie tutaj? Ta kobieta przechodzi przez wszystkie światy równoległe, na jakich żyje,
gdzie jeszcze jest to tutaj?
Niebieskowłosa potrząsa głową.
- A co tworzy te światy? Alternatywy, różne możliwości w ramach prostych procesów
fizycznych. Ale na tym nie koniec. Możliwość przenoszenia się między światami daje te same
rezultaty w większej skali. Nadprzestrzeń sama rozgałęzia się w różne wersje siebie, wersje
zawierające wszystkie wiry między tymi wersjami nadprzestrzeni, gdzie wystąpił wir, i cały
układ rozgałęzia się ponownie. I tak w nieskończoność.
Zamykam oczy, czując zawrót głowy. Jeżeli to prawda, że nadprzestrzeń rozgałęzia się w
nowe wersje nadprzestrzeni nieskończoną ilość razy...
- Jest miejsce, gdzie śniący zawsze wygrywają? Nieważne, co zrobię?
- Tak.
- I jest miejsce, gdzie ja zawsze wygrywam? Miejsce, gdzie tobie nie udało się mnie
powstrzymać?
- Tak.
Kim jestem? Jestem z tych, którym się udaje. A zatem kim jestem? Tak naprawdę -
nikim. Odsetkiem równym zeru.
Opuszczam broń i robię trzy kroki w stronę śniącej. Moje ubranie, już wcześniej
poszarpane przeskokami między światami, opada.
Robię kolejny krok, a potem przystaję, zaskoczony nagłym uderzeniem gorąca. Moje
włosy i naskórek zniknęły, okrywa mnie tylko cienka warstewka krwi. Dopiero teraz
zauważam uśmiech, który zamarł na wargach śniącej.
I zastanawiam się: w jak wielu z nieskończonej liczby światów zrobię kolejny krok? I jak
wiele z nieskończonej liczby wersji mnie odwróci się i wyjdzie z pokoju 522? Kim właściwie
jestem, pomijając poczucie winy i wstydu, jeżeli mogę przeżyć i umrzeć w każdy możliwy
sposób?
SobÄ….
Damon Knight
(ur. 1911) jest jednym z architektów współczesnej fantastyki naukowej. Nie chodzi tylko
o jego liczne antologie, szczególnie długotrwałą serię Orbit (1966-80) czy jego pracę
współzałożyciela Milford Science Fiction Writers Conference lub zasługi przy tworzeniu
Science Fiction Writers of America, ani też wkład w krytykę, w tym nagradzane In Search of
Wonder (1956, ostatnia wersja z 1966). Chodzi również o twórczość Damona Knighta.
Publikuje od 1940 roku, ale popularność zdobył w latach pięćdziesiątych takimi
opowiadaniami, jak: Babel II, To Serve Man, The Country of the Kind czy Special Delivery.
Najlepsze z jego wczesnych utworów zebrano w Far Out (1961), a potem nadeszły kolejne -
warto zajrzeć do One Side Laughing (1991). Spośród powieści najciekawszy chyba jest cykl o
obcych pasożytach, które próbują nauczyć ludzkość racjonalizmu: cr (1985), The Observers
(1988) i A Resonable World (1991). Prezentowane opowiadanie należy do wcześniejszych
utworów Damona Knighta i opisuje jedno z moich ulubionych zagadnień - paradoks czasu.
Damon Knight
Paradoks
Ciało nie zostało nigdy znalezione. Z tego choćby powodu, że nie było ciała, które można
by znalezć.
To stwierdzenie wydaje się odwrócone logicznie - i w pewnym sensie tak jest - ale nie
chodzi o żaden paradoks. Zdarzenie to można dokładnie wyjaśnić, nie ma w nim nic
nienaturalnego, nawet jeżeli przytrafić się mogło tylko Castellareom.
Dziwni bracia Castellare. Synowie brytyjskiej Szkotki i urodzonego na wyspie, ale
studiującego na kontynencie włoskiego emigranta. Wszędzie na świecie bracia Castellare
czuli siÄ™ jak w domu, ale domu nie mieli nigdzie.
Pomimo to ustatkowali się i osiedli, gdy wkroczyli w wiek średni. Emigranci, jak ich
ojciec, zamieszkali na wyspie Ischia, nieopodal wybrzeży Neapolu. Mieli pałac -
wczesnorenesansowy, solidny budynek z płaskorzezbami kupidynów na ścianach i tysiącami
szczurów oraz brakiem centralnego ogrzewania. I nie mieli żadnych sąsiadów.
Ani żadnych spraw - agenci lub prawnicy nie musieli nic dla nich załatwiać. %7ładen z
braci nawet się nie ożenił. Obaj, kiedy skończyli trzydziestkę, postanowili porzucić świat
zewnętrzny na rzecz świata wewnętrznego, a dokładniej - na rzecz bardziej trwałych
przyjemności. Obaj byli amatorami - fanatykami, nałogowcami, ale amatorami.
Urodzili siÄ™ w nieodpowiednich czasach.
Pasją Petera były dzieła sztuki, ich doskonałość i osobliwości. Kolekcjonował je
niezmordowanie, by nie powiedzieć: szaleńczo - kolekcjonerstwo było dla niego tym, czym
dla innego mężczyzny polowanie. Gustował w dziełach sztuki katolickiej, jego zbiory
wypełniały ogromne komnaty pałacu i połowę piwnic - obrazy, statuetki, szkło, porcelana,
kryształy, metaloplastyka. Gdy dobił pięćdziesiątki, Peter Castellare był niskim, pulchnym
mężczyzną z małymi, przymrużonymi oczami i niedbałą jasną kozią bródką.
Harold Castellare, utalentowany brat Petera, był natomiast naukowcem. Naukowcem
amatorem. Tak naprawdę powinien się urodzić w dziewiętnastym wieku, podobnie jak Peter,
któremu duchem bliżej było do jeszcze wcześniejszych epok. Współczesna nauka obejmuje
ogromną liczbę zagadnień i najczęściej postęp jest rezultatem pracy zespołowej, nie mówiąc
już o harówce poszczególnych członków zespołu badawczego - idee poza zasięgiem
zrozumienia dla Harolda. Jednak nie znaczyło to, że Harold Castellare nie był inteligentny -
na swój sposób był równie błyskotliwy i pomysłowy jak Newton lub Franklin. Miał niezłe
osiągnięcia na polu fizyki i elektroniki i za namową prawnika zarejestrował nawet kilka
patentów. Dochód, jaki przyniosły, spożytkował na instrumenty i wyposażenie pracowni, a
wszystko, co pozostało, oddał bratu, który przyjął pieniądze bez podziękowań, a zarazem bez
oporów.
Harold miał pięćdziesiąt trzy lata, był szczupły i przygarbiony, o włosach jak pieprz z
solą i melancholijnie bladej, piegowatej cerze. Nad górną wargą nosił eleganckie wąsy -
uzupełnienie i przeciwieństwo koziej bródki młodszego brata.
Pewnego majowego ranka Haroldowi zdarzył się wypadek.
Goodyear upuścił kawałek gumy na gorącą płytę piekarnika, Archimedes brał kąpiel,
Becquerel zostawił kawałek rudy uranu w szufladzie z kliszą fotograficzną.
Harold Castellare zaś, cierpliwie pracujący nad maszyną, która jak dotąd pochłaniała
tylko olbrzymie ilości prądu, w zamian produkując niezbyt spektakularny efekt aureoli,
potknął się i upuścił zwykły magnes między dwa włączone układy.
Ponad aparaturą pojawiła się duża zamglona sfera. Harold instynktownie zerwał się na
równe nogi i zamrugał w kompletnym zdumieniu. Kiedy patrzył na zjawisko, mglistość nagle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]