pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Antologia Złota podkowa 45 Hollanek Adam Zbrodnia wielkiego człowieka
- Antologia Strefa mroku. Jedenastu apostołów grozy
- Antologia Wielka ksiega science fiction. Tom 1
- Rychlewski Marcin Antologia absurdĂłw PRL
- Antologia Gra półsłówek (pdf)
- Antologia Upiorny narzeczony
- antologia wirtemberskiej
- Cosway L.H. Sześć serc 01
- Coughlin William Kara śÂ›mierci
- Fiona Brand Cullen's Br
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotychczasowych stworów: było obłe w kształcie, zadartonose, długości mniej więcej połowy
policyjnej pałki, miało sześć kółek i było z przodu podwójnie ząbkowane; przejechało niemal
przez cały pokój, pozwalając nam napaść oczy swoim widokiem. Dziwne wyrostki poruszały się
i falowały, kiedy stwór wpełzał do robota jak do ula przez najniżej umieszczone drzwiczki.
Ale Burman miał już tego dosyć. Był zdecydowany. Zcisnął mocno w dłoni stalowy pręt i
podszedł do znienawidzonej skrzyni, która zdawała się łypać złośliwie w jego stronę. Dwanaście
lat pracy zniszczyć za jednym uderzeniem! Tyle dni i nocy ogromnego wysiłku za jednym
zamachem obrócić wniwecz! Ale Burmanowi już nie zależało. Wściekłym ciosem rozbił w
drobny mak szybę, a następnie znajdujący się za nią system zębatych kółek i sprężynek.
Pod coraz silniejszymi uderzeniami pudło dygotało i przesuwało się z miejsca na miejsce.
Wszystkie klapki stały otworem, a z wnętrza robota wysypywał się jego martwy miot. Burman
nie ustawał w swym niszczycielskim dziele, któremu towarzyszyły zgrzyty i trzaski. Wreszcie -
wszystko umilkło. Z robota pozostała kupa bezużytecznego szmelcu.
Podniosłem jedno z czółenek, które przed chwilą skryło się w głębi macierzystego pudła;
było zastanawiające ciężkie, ale mimo nawet znacznego stopnia zniszczenia mogłem podziwiać
precyzję konstrukcji. Z przodu miało ledwie dostrzegalne oczko, ale miniaturowa soczewka była
stłuczona. Czyżby wróciło do remontu?
- No - powiedział Burman niemal bez tchu - już po wszystkim!
Otworzyłem drzwi, żeby sprawdzić, czy hałas nie wzbudził zainteresowania sąsiadów.
Ale nie. Za drzwiami leżało martwe czółenko, o krok od niego drugie. Pierwsze miało
przyczepiony do wystającego z tyłu haczyka kawałek delikatnego miedzianego łańcuszka. Aebek
drugiego ział otworem przypominającym wentylatorek, z głębi wyzierały dwa ramiona, w
których uchwycie tkwił średniej wielkości brylant. Wyglądało na to, że właśnie wracały z jakiejś
wycieczki, kiedy Burman rozprawił się z robotem. Podniosłem je. Nie zdradzały najmniejszych
śladów zniszczenia, ale ich kompletny bezruch świadczył o tym, że były sterowane przez
macierzystą machinę, z której czerpały siłę napędową. Załatwiliśmy więc sprawę radykalnie:
niszcząc robota-matkę, zniszczyliśmy całe potomstwo. Burman odzyskał w końcu głos.
- Robot-matka! Oto, co zbudowałem! Zupełnie nieświadomie skonstruowałem jedno z
najbardziej niebezpiecznych urządzeń na świecie: twór grozny przez swoją zdolność
rozmnażania, którą dzieli z rodzajem ludzkim! Bogu dzięki, żeśmy ją w porę zahamowali.
- Wobec tego - zauważyłem - mieliśmy do czynienia z potencjalnym gospodarzem ziemi.
Miła perspektywa dla ludzkości, nie ma co!
- Niekoniecznie. Nie wiem, jak daleko zaszedłem w swojej wędrówce w przyszłość, ale
odnoszę wrażenie, że to sprawy bardzo odległe: prawdopodobnie do tego czasu Ziemia - z
punktu widzenia ludzkości - będzie już sterylna. Być może ludzie osiedlą się w jakimś innym
miejscu Kosmosu, pozostawiając kulę ziemską na wpół rozumnym robotom, by na własną rękę
walczyły o byt. I może właśnie w walce tej wygrały...
- Po to, by zafałszować przeszłość na swoją korzyść - zasugerowałem.
- Nie sądzę. - Burman był już prawie spokojny. - Należy to raczej traktować jako
interesujący eksperyment niż jakąś rzeczywistą grozbę. Cała ta historia musi być w sferze bardzo
odległej przyszłości - inaczej byłby to nieprawdopodobny wprost paradoks. W przyszłym wieku
nie istnieją roboty, a nauka milczy na ich temat. Ten intruz musiał więc w naszej rzeczywistości
ulec zniszczeniu, a nawet więcej - zapomnieniu.
- Co się sprowadza do tego - pozwoliłem sobie spuentować - że musisz zniszczyć nie
tylko robota, nie tylko wszystkie rysunki i plany, ale także psychofon, pozostawiając jedynie w
naszej pamięci ten niezwykły epizod - jako ciekawy materiał do wykorzystania dla mnie w
felietonie.
- Naturalnie, że wszystko zniszczę. Myślałem już o tym, ale dopiero teraz zrozumiałem
ponad wszelką wątpliwość, że nigdy nie będę miał z psychofonu najmniejszej korzyści. Pozwala
mi on bowiem jedynie dokonywać wynalazków przewidzianych dla mnie przez historię, a więc
takich, których prawdopodobnie i tak bym dokonał, bez pomocy tego piekielnego urządzenia.
Tak, nie można jednak igrać z historią, czy to przeszłą, czy przyszłą.
Ha! Trudno mu było odmówić słuszności!
- Zauważyłeś pewne cechy pszczelej psychologii w tych stworach? Zbudowałeś ul, w
którym były i robotnice, i żołnierze, i nawet - tu wskazałem na największy okaz - jeden truteń.
- Taaak... - powiedział Burman ponuro. - Tylko ten miód... Osiemdziesiąt zegarków! Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]