pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Willow Springs Ranch 5 Park's Lot
- Hohlbein, Wolfgang Die Saga Von Garth Und Torian 04 Die Strasse Der Ungeheuer
- 20 Jude Watson UcześÂ„ Jedi 8 DzieśÂ„ Rozpoznania
- Orwell George Folwark Zwierzć™cy
- Dean Ing Soft Targets
- Iacopone Laude
- 06. Roberts Nora Druga miśÂ‚ośÂ›ć‡ 01 Druga miśÂ‚ośÂ›ć‡ Nataszy
- Linz Cathie Niebezpieczne flirty
- Cindy Spencer Pape [Urban Arcana 01] Motor City Fae (pdf)
- Kube McDowell Mc Dowell FN3 (SW), La Prueba del Tirano
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, że to nie do końca prawda, gdyż Schuhmeier, o ile
mi wiadomo, nie został w 1911 roku zastrzelony przez
duchownego, lecz przez chorego psychicznie, bezrobot-
nego zwolennika Partii Chrześcijańsko-Społecznej, któ-
ry zgorszył się jego płomienną mową, wygłoszoną kilka
dni wcześniej w Reichsracie przeciw jezuityzmowi, kle-
chom i zabobonom . Pogrzeb Schuhmeiera przerodził
70
się w największą masową demonstrację, jaką Wiedeń
przeżył do tej pory. Podobno pół miliona ludzi wyru-
szyło na Ottakringer Strasse, aby zgromadzić się wo-
kół cmentarza, po którego alejach suną teraz wytworne
czarne limuzyny.
Naprzeciw grobu Schuhmeiera stoi pomnik ofiar bun-
tu drożyznianego, który kilka miesięcy po jego śmier-
ci wybuchł w całym Wiedniu, a zwłaszcza w Ottakrin-
gu. W owym czasie mieszkała przy Ottakringer Strasse,
nie tutaj, na wsi koÅ‚o cmentarza, tylko w pobliżu Gürtel,
przybyła z Galicji rodzina Waldingerów z dwoma syna-
mi pózniejszymi poetą Ernstem i amerykańskim związ-
kowcem Theo. Starszy był wówczas chłopcem piętnasto-
letnim, a młodszy siedmioletnim. Jeszcze pięćdziesiąt
lat pózniej, na emigracji w Ameryce, gdzie obaj szukali
ocalenia, kiedy Austria stała się Ostmark, Ernst Waldin-
ger sławił dumnych robotników z Ottakringu, wiecznie
pogardzanych i walczÄ…cych wytrwale nie tylko o chleb,
lecz również o wykształcenie, a w jednym z tradycyjnych
wierszy wspominał jako starzec przez ostatnie, pełne
bólu lata przykuty do łóżka wystawienie trumny ze zmar-
łym trybunem ludowym, obok której przeprowadzono
go jako chłopca.
Leżałeś w trumnie: woskowo blada
Proletariacka twarz ukochana,
Wąs podkręcony; pamiętam jeszcze,
Jak twoje zwłoki, przechodząc, mijam.
Lecz czemu ciÄ…gle, po latach grozy,
Ty, zmarły, stajesz mi przed oczami?
71
Theo Waldinger zaś, który przyjeżdżał do Austrii do-
piero na starość, ale wtedy już gościł tu co roku przez
kilka tygodni, obrazowo opowiadał mi, jak wówczas,
17 września 1911 roku, kiedy trzymany przez brata za rękę
znalazł się w samym środku powstania, widział, jak do
Ottakringu wjeżdżają konno Bośniacy, aby z wyciągnię-
tymi szablami szerzyć strach. Wiedeńskich robotników
wyrzynali w pień nie okoliczni żołnierze, tylko muzuł-
mańscy żołdacy z Bośni i Hercegowiny, którzy w Wied-
niu nie znali nikogo i, zamiast w zwykłych czapkach
żołnierskich, posłusznie, w fezach na głowach, urządzali
obławę na robotników. W ponadnarodowym państwie
Habsburgów do bicia demonstrantów i strzelania do nich
odkomenderowywano na ogół oddziały wojsk sprowa-
dzane z odległych prowincji monarchii. I tak to nienawiść
ludu do władzy zwierzchniej przeradzała się w nienawiść
do obcych przybyszów, stanowiąc zgubne dziedzictwo
monarchii, kultywowane jeszcze przez współczesnych
i wskutek tego bardziej niegodziwe.
Staruszek odszedł kilka metrów, ale czekał przy po-
mniku ofiar buntu drożyznianego, jakby chciał umożliwić
mi zadanie mu jakiegoÅ› pytania. Niezbyt dobrze wiedzia-
łem, jak to rozegrać, powtórzyłem więc, niewiele myśląc
i naiwnie: Ach tak, mnisi! . Zdało mi się, że to, co było
z mojej strony zakłopotaniem, wziął za drwinę, bo spoj-
rzał na mnie tak intensywnie, jak tylko potrafią patrzeć
starcze oczy połyskujące wodnistym błękitem. Właśnie
tak, upierał się przy swoim, mnisi! Szliśmy razem w stro-
nę wyjścia, a on z posępną ironią, skierowaną do mnie,
człowieka współczesnego niemającego o niczym pojęcia,
72
i z wyraznie słyszalną pogardą, przeznaczoną dla niegdy-
siejszych władców, wyjaśniał mi, o co chodzi z tą historią
Austrii i pułkiem mnichów. Pouczał mnie gruntownie,
stanowczo i, co było irytujące, z rezygnacją i niecierpli-
wością zarazem. Opuściliśmy cmentarz i poszliśmy koło
niewielkiego parku, który, jak się dowiedziałem, otrzymał
nazwę na cześć kapitana straży pożarnej, a kiedy lekko
się na te słowa uśmiechnąłem, mój towarzysz, stawiający
chwiejnie krok za krokiem, wyjaśnił mi, jakie to niesto-
sowne: co w tym śmiesznego, że mieszkańcy Ottakringu
poświęcili park swojemu zasłużonemu kapitanowi straży
pożarnej Karlowi Kantnerowi?! W końcu pożary były dla
nich wszystkich powracajÄ…cym co pewien czas katakli-
zmem, w 1835 roku na przykład w ciągu zaledwie dwóch
godzin ogień doszczętnie zniszczył pięćdziesiąt dwa domy.
Starzec nie miał zamiaru opuścić mnie bez uzasad-
nionego usprawiedliwienia, tak że przy lekkim skręcie,
wykonywanym tutaj przez ulicę, starałem się poprowa-
dzić go ukradkiem obok kościoła Altottakring, którego
masywna budowa rzeczywiście miała w sobie coś trium-
fujÄ…co mniszego, klerykalnie twierdzowatego. Prawdo-
podobnie staruszek przejrzał mój zamiar, bo spojrzał na
mnie z uznaniem, kiedy swoje, a tym samym również jego
kroki skierowałem na drugą stronę ulicy. Było tam kilka
winiarni, gdyż w starym Ottakringu uprawiano prze-
cież winorośle, a pewien legendarny winogrodnik i były
właściciel lokalu, któryśmy zostawili już za sobą, mówił
o sobie: Człowiek pije, zwierzę żłopie, u Noibingera jest
odwrotnie , aż już sam nie mógł doczłapać się do pijalni
i padł martwy ze skamieniałą wątrobą. Po tym, jak mój
73
towarzysz skomentował ten wiersz, który zapamiętałem
z lektury jakiejś książki o Ottakringu, nietrudno było się
domyślić, że nie dość, iż picie alkoholu uważa za nieroz-
tropne, to jeszcze przedwcześnie nadchodzącą z tego
powodu śmierć za sprawiedliwą.
Przeszliśmy już ponad pół kilometra, a ja dziwiłem się,
jaka spokojna jest ulica, która nadal sprawiała wrażenie
sielskiej i bez życia, gdy starzec nagle się zatrzymał, wska-
zał bramę pięciopiętrowego domu i powiedział, że tu musi
się pożegnać. Podaliśmy sobie ręce, po raz ostatni spojrzał
mi w oczy i rzekł, jakby wysyłał ucznia samego w daleki
świat: Nie jest pan głupi. Ale niech pan nie ulega panu-
jącym opiniom! . Nie wymienił swojego nazwiska ani nie
odpowiedział na pytanie o zawód, zastanawiałem się więc,
czy był to Svitak, Jarosch czy dr Kappl, których nazwiska
można było odszyfrować na starej tabliczce z dzwonkami.
Z postanowieniem, że nie będę ulegał panującym opi-
niom, powędrowałem ku początkowi Ottakringer Strasse,
czując jednak rosnące zniechęcenie, ponieważ w ogóle
nie chciała stać się tą ulicą, o której od kilku lat tyle się
czytało i słyszało, ulicą, na której dawni wiedeńczycy,
jeszcze dwa pokolenia wstecz będący nowymi wiedeń-
czykami, stali się już zalęknioną albo gniewną mniejszoś-
cią, a władzę brutalnie przejęła obecna ludność napływo-
wa. Chociaż bardzo się starałem, chcąc dowiedzieć się
czegoś o blasku lub nędzy wielokulturowej Ottakringer
Strasse, niczego takiego nie udawało mi się tu odkryć, ani
niczego zachwycającego, ani też strasznego. Wyróżniała
ją właśnie jej zwyczajność, te już to barwnie pomalowane,
już to bladozielone fasady domów, sklepy, przedszkola,
74
bloki mieszkalne, kawiarnie, ruch, głośny, ale nie piekiel-
ny, i wszyscy ci ludzie wieśniacy zamieszkujący inne
znane mi miasta.
W Café Ritter siedziaÅ‚o dwóch facetów koÅ‚o czter-
dziestki, jeden z płowymi, wyblakłymi włosami w strą-
kach, drugi gÄ…bczasty, z mocno zaczerwienionÄ… twarzÄ…,
obaj wydawali się dość sfatygowani przez życie. Znajdo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]