pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Amber Carlton [Menage Amour 123 Tasty Treats 04] Three in Paradise (pdf)
- Brian Stableford Hooded Swan 4 The Paradise Game
- Janusz Szpotański Bania w Paryżu (1976 1979)
- Alex Beecroft Too Many Fairy Princes
- Ja
- Leslie Charteris The Saint 10 The Saint And Mr Teal
- 659. Weston Sophie Narzeczona dla dśźentelmena
- D017. Greene Jennifer Slub po latach
- Cornick Nicola 01 Kobieta z zasadami
- CADERNO DE CONSTITUCIONAL I
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Korytarz skręcił raptownie w lewo. Znacznie poprawiła się widoczność. Zciany tunelu
jakby łagodnie fosforyzowały. Na jednej z nich narysowana była twarz z wąsami.
Hospody pomyłuj przeczytał Włosiak. Jest coś jeszcze: Wymawiaj emeryt, a nie
emeryta.
Znów szliśmy pod górę.
To musiało się tak skończyć powiedziałem ze złością. Przez pana. Jeżeli ktoś pije
tyle co pan.
SkÄ…d pan wie, ile ja pijÄ™?
Po prostu widzÄ™. Chodzi pan stale pod moim domem, ciÄ…gnÄ…c siÄ™ do tej knajpy.
Pan nie zna życia.
Swoje znam. A może pan myślał o swoim?
A pewnie. Nocowaliśmy w komórce za szafą. W dzień robiliśmy, a majstrowa siedziała
w oknie i krzyczała co jakiś czas: Chłopaki, chować się, idzie urząd! Wtedy sypaliśmy w
gruzy, bo Zamojko nas nie ubezpieczył. Gruzów wtedy nie brakowało ani strzelaniny po
nocach. Myśmy wtedy nie tyle szyli, ile głównie reperowali, to znaczy oni, Zamojko i ci dwaj
23
wyżej kwalifikowani. Ja przez pierwszy rok spędzałem czas na kłuciu czystą igłą bez nitki
przydzielonego mi gałganka, aby nie zużywać bezcelowo materiału, jak również w celu
uzyskania prawidłowego zginu palca. Poza tym sprzątałem, chodziłem po drzewo i inne
rzeczy. Starszy z nich miał siedemnaście lat, ponury wygląd i zalecał się do niej, przynosił
prezenty, a ona za to pozwalała mu kłaść ręce na tych swoich ogromnych balonach. Jednego
dnia nie wrócił. Najpierw mówili, że uciekł, ale okazało się, że po prostu zginął podczas
napadu rabunkowego, od kuli milicyjnego oddziału. Wtedy to dopiero dużo ludzi ginęło.
Zamojko reperował, szył, pił, ale jak się upił, to pluł na Włosiaków, bo ja, jak mówiłem,
WÅ‚osiak siÄ™ nie nazywam, moje nazwisko brzmi inaczej.
Od dawna pan pije? Nie wiedzie się panu, co? Fach pan przecież zdobył. Wszystko pan
stracił i dlatego?
Dlaczego: stracił? Wódka nie jest znowu taka droga. Przeciwnie, zyskałem.
%7Å‚onÄ™ pan ma?
Nie, ale miałem.
Umarła?
Nie.
A ta dziewczyna, co u pana jest?
Nic z niÄ… nie mam.
Ee tam szturchnÄ…Å‚em go w bok.
Teraz obaj potknęliśmy się równocześnie. Z ziemi sterczał odprysk złamanej lancy.
To chyba ułańska powiedziałem. Z drugiej wojny.
Z takimi szliśmy na czołgi skrzywił się krawiec. Co za życie! A majster Włosiakom
wytykał wobec nas, że byli kolaborantami, a jako tacy zapłacą kiedyś za wszystko. I że on
sam, Zamojko, jak tu jest żywy, ich załatwi. Na co żona tylko poruszała ramionami, co
doprowadzało go do jeszcze większej wściekłości i nienawiści. A Włosiakowie panowali
wtedy niepodzielnie. Następnego dnia Zamojko wylatywał przed dom, zginał się w ukłonie,
wyglądało, że trzaśnie, kiedy oni przejeżdżali Jeepem z demobilu do kościoła albo raczej do
tego, co z kościoła ocalało. Z przodu jechał kierowca, były wojskowy, obok siedział Witek
Włosiak, upity zawsze najdroższymi wódkami i pięknie przylizany na gładko, potem stary
Włosiak, ogromny, z oczami jak stal, z żoną, oraz dwie Włosiakówny, obie wystrojone
pięknie, odrobione jak z pocztówek, z długimi czarnymi Warkoczami, w które powpinały
kokardy w kolorze niebieskim, wyglądające jak chabry. Tak dojeżdżali do kościoła, a my
przyłaziliśmy za nimi i słuchaliśmy, jak z przodu szeleszczą ukrochmalone halki
Włosiakówien. Czarny garnitur Włosiaka w piękny prążek, dwurzędowy, na trzy guziki,
rozszerzany, zaprasowany też na ostro, ustawiał się przy ołtarzu, my z tyłu, w bocznej nawie,
Zamojko patrzył na Włosiaków, spluwał, klął i żegnał się, a jego żona szybko zasypiała.
Tacy sÄ… ludzie, co pan chce!
Jezu, jak ja bym się chciał napić jęknął Włosiak.
Niech się pan nie martwi. Na pewno stąd wyjdziemy i jeszcze dzisiaj będzie pan miał
swoją setkę. Tu jest za porządnie. To miejsce jest wyraznie zadbane, tędy muszą chodzić
ludzie.
Może tu gdzieś jest jakieś muzeum zastanowił się Włosiak i kopnął ułańskie czako.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]