pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Dorota Sumińska Autobiografia na czterech łapach
- Collett Dorothy Kocha, lubi, szanuje
- Herbert Frank Tom 4 God Emporer of Dune
- Cassie Miles Naturalny porzć…dek rzeczy
- Mandalian_Andrzej_ _Czerwona_orkiestra
- Hoppe_Hulsmann_Block_Przeciwko pieniadzowi f
- William Lilly Christian Astrology Volume 1
- d2538dtra
- Goethe, Johann Wolfgang von Wilhelm Meisters Lehrjahre
- Lorie O'Clare [Dead World 02] Shara's Challenge [pdf]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nie będę myśleć tego, co się rzuca w oczy. Ciągle podważa moją osobę, podważa to,
co mówię i robię. Twierdzi, że jestem zaburzona. JA zaburzona, chociaż ze cztery lata chodziłam
na terapię! Wystarczy jedna iskra i skaczemy sobie do gardeł. Ostatnio, jak się pokłóciliśmy,
wszystko mu wywrzeszczałam, co myślę o nim i jego sztuce, i wybiegłam. Kupiłam butelkę
whisky i wsiadłam w pierwsze metro, co przyjechało. Byłam ślepa ze złości, głucha! Ryczałam
na cały wagon, pijąc. Dlaczego skoro mój chłopak został nagle ni stąd, ni zowąd pedałem, to
musi być właśnie z kimś takim? Chromolone pedzie. Wreszcie weszłam do jakiegoś fryzjera
i kazałam oberżnąć sobie włosy do skóry. Byłam w jakimś amoku, nawet nie wiem, jak
zapłaciłam, bo nie miałam przy sobie ani grosza! I wtedy...
Hej, słuchasz mnie jeszcze w ogóle? Czy gadam tak do siebie?
Hej?
No nie mogę, Farah, te parę kieliszków kompletnie cię wykończyło. Myślałam,
że wpadniemy do tych moich znajomych, co mieszkają tam koło mallu. No, ale w końcu jest tak
jak zawsze pójdę sama. Nie, w porządku, przecież to nie twoja wina. Narka, miło poznać!
Tylko nie kwitnij na tej ławce zbyt długo, bo kręci się tu pełno podejrzanych typów.
Rozdział 14
To właśnie tego sobotniego ranka zobaczyłam ją w windzie.
Przyszliśmy tam rano; była może ósma; ósma rano w sobotę to jak minus trzecia rano
w normalny dzień, miasto jest jak po wybuchu bomby alkoholowej-płciowej. Nawet psom nie
chce się sikać, bo nie chcą w krzakach wdepnąć w zwłoki, zbite butelki i opakowania
po prevenie. Sobotnie poranki wpędzają mnie w czarne depresje. Tak samo jak niedzielne
wieczory, poniedziałkowe lunche i namolne wtorkowe popołudnia, pełne pogłosu piłki do kosza,
płaczu dzieci i dzwięku odsłuchiwania automatycznych sekretarek przez zagonionych singli .
Tak czy siak, agent nieruchomości, który się nami zajmował, twierdził, że pokazanie nam tego
mieszkania w dniach i porach mniej idiotycznych jest z jego strony niemożliwe. A by była
szkoda dodawał. To istna perełka; ledwie co dostaliśmy zgłoszenie .
Już mniejsza o jego nazwisko. Ale wiecie, jak to jest, gdy ktoś wam od razu nie
przypadnie do gustu.
Niby mówi się, by nie sądzić książki po okładce, z drugiej strony dlaczego czasem
wystarczy jedno na nią spojrzenie, no, może czasem trzeba dodać krótki rzut oka na stronę
tytułową czy ISBN, ale wiecie już z całą pewnością, że nie chcecie mieć tej książki nawet
na dnie piwnicy? Nawet na dnie CUDZEJ piwnicy? Nawet jako podstawki pod nogę półki?
Cała tolerancja, całe mentalne Food no bombs zamienia się nagle w jedno wielkie Bombs
bombs bombs i no fucking food. Wodzicie po gościu ostrzem kpiącego spojrzenia, a mózg
podsuwa wam drobinki niby-to-niewinnych skojarzeń i impresji, z których montujecie zgrabne
podzespoły lekko już perfidnych komentarzy. Ani się obejrzycie, a klecicie na jego temat
szalbiercze, przesycone jadem narracje, obfitujące w wymyślne okrucieństwa, spienione
metafory, plasujące jego istnienie w jednej linii z krewetkami, choć krewetki są czasem
przynajmniej smaczne...
Te panoramiczne okno jest zupełnie specjalne umizgiwał się ten niczego
nieświadomy biedak, otwierając nam drzwi od klatki, podczas gdy ja zastanawiałam się, jako
jakie zwierzę się odrodzi. Obstawiałam, że jako chytra mysz, i cieszyłam się na moment, gdy
podzielę się tą dedukcją z Ernestem. Już teraz widać było pierwsze przymiarki natury do tej
inkarnacji. Liliowa koszula, takiż szalik, brak trójki; reszta zębów również utrzymana w barwach
narodowych kawy i herbaty. Kruczą czerń ufarbowanych po latynosku włosów psuły jasne
prześwity niedopilnowanych odrostów. W dodatku każdym gestem usiłował zasugerować swoją
absolutną niewinność i przykładalność do rany. Tacy właśnie moim zdaniem są najgorsi.
W zasłonach dymnych uniżonych gestów, przymilnych wygibasów, niby dwa rentgeny
przewiercały wszystko jego znające się na rachunkach oczy. Zdawało się, że do wymiotów może
doprowadzić cię swoją usłużnością. Z drugiej strony mogłeś być pewny, że w chwili nieuwagi
wystawi cię na aukcji na E-bayu i zgarnie za twoją osobę całkiem niezłe pieniądze, lepsze, niż
sam jesteś w stanie zgarnąć za siebie!
Uwaga, bo może zakręcić się w głowie uśmiechnął się tajemniczo
i szczodrobliwie, wpuszczając nas do środka.
Mieszkanie jak mieszkanie pusta przestrzeń ze śladami po wyniesionych meblach.
Trochę kurzu, wytarta skórzana sofa. Względnie w porządku, w porównaniu z niektórymi, które
nam proponowano. Choć rzeczywiście, panorama rozciągająca się z okna była całkiem, całkiem.
W dole spora ulica, a dalej, skomplikowane jak wnętrze magnetowidu, panoszyło się całe Bath
z tym wielkim centrum handlowym czy multiplexem: o tej porze spowite poranną mgiełką,
bezbronne, zdezaktywowane. Mniej więcej do połowy zasłaniał je naprzeciwległy blok,
wybudowany jakoś dziwnie blisko; patrząc na te okna, już czuło się w wyobrazni ten
specyficzny smrodek oleju i trutki na szczury.
Z takim widokiem to będzie się pisać, co nie? mrugnął do mnie agent, zadowolony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]