pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- James Fenimore Cooper Autobiography Of A Pocket Handkerchief (PG) (v1.0) [txt]
- Kochanie, zabilam nasze koty Dorota Maslowska
- Swiadek na czterech łapach
- Anderson Poul Straśź Czasu Tom 1 Straśźnicy Czasu
- Sw Zahn T W
- Brenden Laila Hannah 19 Gra
- 4.POWIETRZE
- Felicitas_Ivey_ _Back_to_the_Dream
- Sala Sharon śąycie po śźyciu
- Jan Himilsbach_Lzy Soltysa i inne opowiadania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciekali.
Jakiś czas wędrowali razem i kobieta opowiedziała Buddzie o swoim problemie. On poprosił,
aby zdjęła chustę i dalej szła z odkrytą twarzą. Mijali ich ró\ni ludzie, a on trzymał ją za rękę
jak ukochaną. Gdy wspólna droga dobiegła końca, Budda ucałował twarz kobiety i
powiedział: Kochana, gdybym nie musiał iść dalej, zostałbym z tobą i kochał a\ do śmierci".
Nie wiem, co potem stało się z kobietą Buddy, ale wiem, \e kobiety Stasia, kimkolwiek były,
czuły się paniami świata. Choć przez chwilę. 112
Kiedy miałam kilkanaście lat, zobaczyłam w Londynie mopsa. Pies spodobał mi się tak
bardzo, \e koniecznie zapragnęłam takiego mieć. Staś przejął się bardzo moim pragnieniem i
obiecał, \e kupi mi mopsika i przy następnej wizycie zabiorę go do Warszawy. Zaraz po
moim wyjezdzie do Polski poszedł do Harrodsa i w dziale zoologicznym zakupił
szczeniaczka z krótką mordką. Był tak przekonany o jego mopsim pochodzeniu, \e nawet nie
zapytał o rasę. Piesek, którego nazwał Kubusiem, niewiele miał z mopsem wspólnego i
okazał się shitzu. Na dodatek obaj panowie tak przypadli sobie do gustu, \e o rozstaniu nie
było mowy.
Kubuś zawładnął Stasiem bez reszty. Aó\ko stało się psim królestwem. Pod poduszką Kubuś
chował niedojedzone kostki, a gdy pan się kładł, piesek mościł się na jego pokaznym brzuchu.
Staś nie był zwolennikiem pieszych wycieczek i Kubuś niezbyt często miał sposobność
wybiegać się w parku. Podczas jednej z wizyt u brata moja mama orzekła, \e tak dalej być nie
mo\e i psu nale\y zapewniać długie spacery. Panowie ubrali się i wyszli. Nie było ich dość
Obaj panowie tali
przypadli sobie
do gustu,
\e o rozstaniu
nie było mowy
wuj StaÅ›
z Kubusiem, 1975.
długo. Po powrocie spotkali się z pochwałami i pytaniem, gdzie byli. Wszędzie byliśmy,
przecie\ przez całe dwie godzinyjezdziliśmy taksówką po Londynie" odpowiedział pan
Kubusia.
Staś miał bardzo trudne \ycie. Stracił matkę, gdy miał rok. Nawet jej nie pamiętał. Przez
pierwsze lata wychowywał go ordynans ojca. Krótko cieszył się przybraną mamą, moją
babcią, Bebunią. Przeszedł najgorsze sowieckie tiurmy i zsyłkę na Sybir, gdy był jeszcze
dzieckiem. Walczył pod Monte Cassino. Po wojnie trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie nie miał
nikogo. Poradził sobie, skończył studia architekturę wnętrz, ale nigdy nie pracował w
swoim zawodzie. Nie dorobił się niczego, nie dlatego, \e grał z upodobaniem w karty, ale
dlatego, \e wszystko oddawał tym, którzy prosili go o pomoc. Nigdy nie usłyszałam z jego
ust jednego słowa skargi. Nigdy w jego wspomnieniach nie było niechęci do ludzi. Staś
wszystkich umiał usprawiedliwić, nawet własnych oprawców. yle jest \yć bez niego.
Jastrzębiec
Nie miałam jeszcze pięciu lat, kiedy mój ojciec został pracownikiem Polskiej Akademii
Nauk. Najbardziej cieszyła się mama, 114 bo mogliśmy wreszcie zamieszkać we własnym
domu. Co prawda nie był do końca własny, tylko słu\bowy, ale wydawał się ogromny w
porównaniu z małym mieszkankiem na Wspólnej. Instytut Genetyki, gdzie pracował ojciec,
do dziś mieści się w Jastrzębcu pod Warszawą i do dziś stoją tam niewielkie blizniaki" z
ogródkami, a pośród nich nasz były dom.
W tamtych czasach Jastrzębiec był wsią zabitą dechami i jedyną jaskółkę cywilizacji
stanowiły zabudowania PAN-u. Mój Jastrzębiec to przede wszystkim kaczeńce, od których
wiosną było złoto\ółto, zale\nie od słońca, to jabłoniowy sad za naszym domem, sroka
Kasiek, barany i krowy rasy jersey, dające śmietanę zamiast mleka. Jednak najwspanialszym
zapamiętanym prze\yciem związanym z Jastrzębcem był pewien letni wieczór i koń, a raczej
klaczka. Ojciec opiekował się uratowaną od śmierci kobyłką, angielką o imieniu Fajka. Fajka
do\yła póznej starości i po wielu latach została moją jedyną końską przyjaciółką. Tamtego
wieczoru była całkiem świe\ym ozdrowieńcem po ochwacie i ojciec zaczynał dopierają
obje\d\ać. Było bardzo ciepło, rozło\yliśmy się na łące.
Ojciec prowadził Fajkę, z drugiej Mój jastrzębiec to przede
strony szła mama. Miałam przed wszystkim kaczeńce, to jabłoniowy
sad za naszym domem.
i pod sobą trzy głowy, siedziałam wysoko i lekko kołysząc się w takt końskiego stępa,
patrzyłam na wszystkich z góry. Mijani ludzie oglądali się za nami, a mnie ogarniało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]