pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- KrĂłlowie Kalifornii 06. Child Maureen W wirze emocji (2010) Jericho&Daisy
- Mossberg Muzzleloader
- Crusie Jennifer KśÂ‚am mi, kśÂ‚am
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Skrytka Tryzuba
- Konwicki Tadeusz MaćąĂ˘Â€Âša apokalipsa
- Lara Adrian M
- 0109. Wilson Patricia śÂšpiew deszczowego ptaka
- Kurtz, Katherine Camber 2 Saint Camber
- Boris Akunin Ahilova smrt [croatian] (pdf)
- Anna Weale Kwiat pomaraśÂ„czy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkiego innego? Czy zdoła to wszystko szczęśliwie wytrzymać? I jakże miał to
___________________________________________________________________________
Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 60
eBook Elektroniczna Księgarnia
przeprowadzić wśród zajęć bankowych? Przecież nie chodziło tylko o napisanie podania, na
co wystarczyłby może urlop, choć prośba o urlop w tej właśnie chwili była niemałym
ryzykiem - chodziło o cały proces, którego czasu trwania nie dało się przewidzieć. Jakaż
przeszkoda stanęła nagle na jego drodze do kariery! I w takiej chwili miał załatwiać sprawy
bankowe? Spojrzał na biurko. W takiej chwili miał przyjmować i pertraktować z klientami?
Podczas gdy jego proces się toczył, podczas gdy na strychu urzędnicy sądowi siedzieli nad
jego aktami - miał przeprowadzać interesa bankowe? Czy nie wyglądało to na torturę, która
zatwierdzona przez sąd, związana była z procesem i towarzyszyła mu? A czy w ocenie jego
pracy w banku uwzględnią w ogóle to jego szczególne położenie? %7ładną miarą. Tu i ówdzie
wiedziano już coś niecoś o procesie, choć nie było pewne, komu i ile jest wiadome. Aż do
wicedyrektora pogłoski te nie mogły chyba dotrzeć, gdyż w przeciwnym razie jawnie i bez
skrupułów wykorzystałby to przeciw K. zupełnie nie licząc się z koleżeństwem ani poczuciem
ludzkości. A sam dyrektor- Niewątpliwie, był on dla K. dobrze usposobiony i dowiedziawszy
się o procesie prawdopodobnie pomyślałby o ileby to od niego zależało, o pewnych
ułatwieniach dla K., ale czy potrafiłby przeprzeć swą wolę, gdy w miarę jak przeciwwaga,
jaką stanowił K., słabła, coraz bardziej ulegał wpływowi wicedyrektora, ten zaś na dobitek
wykorzystywał zły stan zdrowia dyrektora dla powiększenia własnej władzy. Czegóż więc
mógł K. się spodziewać- Może przez takie rozważania osłabiał swą odporność, ale trzeba też
było koniecznie otrząsnąć się ze złudzeń i widzieć wszystko możliwie jak najjaśniej. Bez
szczególnej przyczyny, byle tylko nie wracać jeszcze do biurka, otworzył okno. Otwierało się
trudno, aby przekręcić klamkę, musiał użyć obu rąk. Mgła zmieszana z dymem wtargnęła na
całą szerokość i wysokość okna do pokoju i napełniła go lekkim zapachem spalenizny. Kilka
płatków śniegu zabłąkało się z mgłą do pokoju.
- Ohydna jesień - odezwał się za plecami K. fabrykant, który powróciwszy od
wicedyrektora wszedł niepostrzeżenie do pokoju. K. przytaknął i spojrzał niespokojnie na
teczkę fabrykanta oczekując, że wyciągnie z niej papiery, ażeby zakomunikować mu wynik
pertraktacji z wicedyrektorem. Fabrykant jednak idąc za spojrzeniem K. Poklepał teczkę i
rzekł nie otwierając jej:
- Chce pan posłyszeć, jaki był wynik? Mam już prawie w teczce gotową umowę. Czarujący
człowiek z pańskiego wicedyrektora, i jako przeciwnik wcale nie niebezpieczny.
Zaśmiał się, uścisnął rękę K. chcąc i jego pobudzić do śmiechu. Ale K. wydawało się z
kolei podejrzane, że fabrykant nie chciał mu pokazać papierów, a zresztą nie dostrzegł w
uwadze fabrykanta nic śmiesznego.
- Panie prokurencie - rzekł fabrykant - pana pewnie przygnębia niepogoda. Wygląda pan
dziÅ› jakby przybity.
- Tak jest - rzekł K. sięgając ręką do skroni. - Ból głowy, troski rodzinne...
- Tak, tak - rzekł fabrykant, który jako człowiek prędki nie umiał nikogo spokojnie słuchać
- każdy ma swój krzyż.
K. zrobił mimo woli krok ku drzwiom, jak gdyby chciał fabrykanta odprowadzić, ale ten
powiedział:
- Mam jeszcze zakomunikować panu, panie prokurencie, drobną wiadomość. Boję się, że
naprzykrzam się może panu, zwłaszcza dziś, ale byłem już w ostatnich czasach dwa razy u
pana i za każdym razem zapominałem o tym. Jeśli to i dziś odłożę, rzecz może się zupełnie
zdezaktualizować. A szkoda by było, gdyż w gruncie rzeczy moja wiadomość jest może nie
bez wartości. Nim K. miał czas odpowiedzieć, fabrykant podszedł do niego całkiem blisko i
lekko pukając palcem w jego pierś, rzekł cicho:
- Pan ma proces, prawda?
K. cofnął się i zawołał natychmiast:
- Wicedyrektor to panu powiedział!
- Ależ nie - rzekł fabrykant. - Skądżeby wicedyrektor miał o tym wiedzieć?
___________________________________________________________________________
Pobrano z http://www.ebook.zap.only.pl Strona 61
eBook Elektroniczna Księgarnia
- A pan? - spytał K. już bardziej opanowany.
- Tu i ówdzie dochodzą mnie czasem wiadomości z sądu - odpowiedział fabrykant. - Tyczy
się to również sprawy, o której chcę panu donieść.
- Tylu ludzi ma stosunki z sądem! - rzekł K. opuściwszy głowę i poprowadził fabrykanta
do biurka. Usiedli znowu jak przedtem i fabrykant odezwał się:
- Niestety niewiele tylko mogę panu donieść. Ale w tych sprawach nie należy nawet
najmniejszej drobnostki zaniedbać. Ponadto czułem potrzebę- przyjść panu z jakąś pomocą,
choćby najskromniejszą. Przecież doskonale zgadzaliśmy się dotychczas w interesach,
nieprawdaż? No, właśnie.
K. chciał się usprawiedliwić z powodu swego zachowania w ciągu dzisiejszej konferencji, ale
fabrykant nie dał sobie przerwać, przycisnął silniej teczkę pod pachą na znak, że się śpieszy, i
ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- O pańskim procesie wiem od niejakiego Titorellego. Jest to malarz, Titorelli to tylko jego
pseudonim, jego prawdziwego nazwiska nie znam nawet. Już od lat zachodzi on od czasu do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]