pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Christina Dodd Wybrańcy Ciemności 2 Dotyk Ciemności
- Christian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)
- Christenberry_Judy_ _WyjdĹş_za_mnie,_Kate
- Christine Price Soul Bond (pdf)
- William Lilly Christian Astrology Volume 1
- Agatha Christie Śmierć w chmurach
- Christie Agatha Pora przypływu
- Christie Agatha Morderstwo na plebanii
- Christie Agatha Niedziela na wsi
- Heggan_Christiane_ _Zdradzeni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, jestem pilotem. Wynajmują niezależnych pilotów śmigłowców, żeby przewozili
agentów tam, gdzie uprawia się maryśkę, na przykład w Big Sur. Agenci wypatrują w
podczerwieni poletek ukrytych w lesie. Będę tu dla nich pracował raptem parę miesięcy.
- A po paru miesiącach? - Lena nie mogła uwierzyć, że martwi się o zaangażowanie
tego faceta.
- Spróbuję znalezć inną prace.
- Czyli wyjedziesz.
- Niekoniecznie. Mógłbym zostać.
Przysunęła się do niego z powrotem i przyjrzała jego twarzy, szukając cienia
uśmiechu. Kłopot w tym, że od kiedy go poznała, na jego twarzy zawsze błąkał się cień
uśmiechu. Była to jego najlepsza cecha.
- Dlaczego miałbyś zostać? - spytała. - Nawet mnie nie znasz.
- Może nie chodzi o ciebie. - Uśmiechnął się.
Odpowiedziała uśmiechem. Chodziło o nią.
- Chodzi o mnie.
- Tak.
Pochylił się nad nią i zaraz nastąpiłby pocałunek, co byłoby całkiem w porządku,
uznała, gdyby nie ta potworna noc. Byłoby w porządku, gdyby nie przeżyli razem aż tyle w
tak krótkim czasie. Byłoby w porządku, gdyby... gdyby...
Pocałował ją.
Dobra, myliła się. To było w porządku. Objęła go i też pocałowała.
Dziesięć minut pózniej została tylko w swetrze i majtkach, wciągnęła Tuckera Case a
tak głęboko w kąt kanapy, że uszy miał zatkane poduszkami i nie słyszał, gdy, odepchnąwszy
go, powiedziała:
- To nie znaczy, że pójdziemy ze sobą do łóżka.
- Ja też - odparł Tucker i przyciągnął ją bliżej.
Znowu go odepchnęła.
- Nie możesz zakładać, że tak się stanie.
- Chyba mam jedną w portfelu - powiedział, próbując ściągnąć jej sweter przez głowę.
- Nie robię takich rzeczy - stwierdziła, zmagając się ze sprzączką jego paska.
- Miesiąc temu miałem badania u lekarza lotniczego - oznajmił, uwalniając jej piersi z
bawełnianego jarzma. - Jestem czysty jak łza.
- Nie słuchasz mnie!
- Wyglądasz pięknie w tym świetle.
- Czy zrobienie tego tak krótko po, no wiesz... czy to znaczy, że jestem wredną suką?
- Jasne, możesz nazywać go borsukiem, jeśli chcesz.
A zatem, w atmosferze czułej otwartości i szczerej więzi, dwoje konspiratorów
odegnało swoją samotność. W pomieszczeniu rozeszła się romantyczna, tracąca grobem woń
potu, gdy siÄ™ w sobie zakochali. TroszeczkÄ™.
Wbrew obawom Theo, Molly nie było w kaplicy. Odwiedził ją stary przyjaciel. No,
niezupełnie przyjaciel, tylko głos z przeszłości.
- To było zupełne szaleństwo - powiedział. - Nie możesz czuć się dobrze po czymś
takim.
- Zamknij się - rzuciła Molly. - Staram się prowadzićsamochód.
Według PDiSZP, czyli Podręcznika diagnostycznego i statystycznego zaburzeń
psychicznych , musiały wystąpić przynajmniej dwa z wymienionych objawów, by zdarzenie
można było uznać za epizod psychotyczny, czy też, jak sama Molly lubiła o tym myśleć,
artystyczny moment. Istniał jednak wyjątek, pojedynczy symptom, który pozwalał trafić na
listę świrów, a konkretnie głos lub głosy, komentujące codzienne wydarzenia . Molly
nazywała go Narratorem . Nie słyszała go od ponad pięciu lat - od czasu, kiedy regularnie
przyjmowała leki, tak jak obiecała Theo. Taka była umowa: ona bierze swoje lekarstwo, a
Theo nie tyka swojego, a konkretnie nie bierze do ręki swojego ulubionego narkotyku,
marihuany. Był to dość silny nałóg, który trwał przez dwadzieścia lat, zanim się poznali.
Molly dotrzymywała umowy. Cofnięto jej nawet świadectwo niepoczytalności i
pomoc finansową. Pomógł jej kolejny napływ honorariów za stare filmy, ostatnio jednak
znowu zaczęło brakować jej pieniędzy.
- To się nazywa wspomaganie - powiedział Narrator. - Zaćpany Aotr i Wojownicza
Laska ze Wspomaganiem, oto wasza dwójka.
- Zamknij się. Nie jest zaćpanym łotrem - zaprotestowała. - A ja nie jestem
WojowniczÄ… LaskÄ….
- Bzyknęłaś się z nim na cmentarzu - przypomniał Narrator. - To nie jest zachowanie
zdrowej kobiety, tytko Kendry, Wojowniczej Laski z Pustkowi.
Molly skuliła się na wzmiankę o granej przez siebie bohaterce. Czasami postać
Wojowniczej Laski spływała z ekranu i przedostawała się do rzeczywistości.
- Próbowałam przed nim ukryć, że może nie jestem w stu procentach sobą.
- Może nie jestem w stu procentach sobą? . Jechałaś ulicą z choinką wielkości wozu
kempingowego. Daleko ci do stu procent, skarbie.
- Zdziwisz się, ale czuję się świetnie.
- Rozmawiasz ze mnÄ…, prawda?
- No...
- Chyba wyraziłem się jasno.
Zapomniała, jaki z niego spryciarz. Dobra, może miała teraz więcej artystycznych
momentów niż zwykle, ale nie straciła kontaktu z rzeczywistością. I wszystko robiła w dobrej
wierze. Za pieniądze zaoszczędzone na lekach kupiła prezent gwiazdkowy dla Theo. Znalazła
go w galerii ze szkłem artystycznym: ręcznej roboty dwubarwna szklana fajka w stylu
Tiffany ego. Sześćset dolców, ale Theo będzie zachwycony. Kiedy się poznali, zniszczył
swoją kolekcję fifek i fajek wodnych, symbolicznie zrywając z nałogiem, ale wiedziała, że za
nią tęskni.
- Tak - powiedział Narrator. - Będzie potrzebował tej fajki, kiedy odkryje, że wracamy
do Wojowniczej Laski.
- Zamknij się. Theo i ja przeżyliśmy szaloną, romantyczną chwilę. To nie jest żaden
nawrót.
Skręciła do sklepu Przynęty, Sprzęt Wędkarski i Dobre Wina u Brine a , by kupić
sześciopak ciemnego piwa, które Theo lubił, oraz trochę mleka na rano. Ten niewielki sklep
stanowił istny cud, jeśli chodzi o różnorodność asortymentu, i należał do nielicznych miejsc
na Ziemi, w których można było kupić wyśmienite Sonoma Merlot, kawałek dojrzałego
francuskiego brie, beczkę oleju silnikowego 10W-30 i pudełko dżdżownic. Robert i Jenny
Mastersonowie byli właścicielami tego przybytku jeszcze zanim Molly przybyła do
miasteczka. Za ladą zobaczyła Roberta, wysokiego, z włosami przyprószonymi siwizną. Miał
trochę zakłopotany wyraz twarzy, gdy czytał czasopismo naukowe i popijał dietetyczną pepsi.
Molly lubiła Roberta. Zawsze miło się do niej odnosił, nawet wtedy gdy uważano ją za
miejscowÄ… wariatkÄ™.
- Cześć, Robercie - powiedziała, wchodząc do sklepu.
W środku pachniało naleśnikami z jajkiem. Sprzedawali je z tyłu, gdzie mieli
smażalnicę. Minęła ladę i ruszyła do lodówki z piwem.
- Cześć, Molly. - Podniósł wzrok, nieco zaskoczony. - Ee, Molly, dobrze się czujesz?
Cholera, pomyślała. Może zapomniała wyczesać sobie z włosów sosnowe igły? Na
pewno wyglądała okropnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]