pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Carolyn Faulkner The Unrequited Dom [Blushing] (pdf)
- 288DUO.Barker Margaret Spadająca gwiazda
- Hardy Kristin Gwiazdkowe niespodzianki
- Gretkowska Manuela Dom dzienny
- Linda Winstead Jones Raintree 02 Nawiedzony
- 0109. Wilson Patricia śÂšpiew deszczowego ptaka
- Crowley_A Magick_Without_Tears
- Dav
- FM Busby Long View 1 Star Rebel
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minÄ™.
- Chyba wstałeś lewą nogą.
- Jest za gorąco, żeby naprawiać dach. - Z ponurą satysfakcją wbił głęboko
S
R
jeszcze jeden gwózdz.
- To był twój pomysł - powiedziała zgryzliwie. - Najpierw stodoła, żebyśmy
mogli zająć się cielętami, a potem płot.
- Wiem. - Uśmiechnął się z przymusem, ale nie mógł zdobyć się na dowcipną
odpowiedz, dodał więc tylko: - Przepraszam.
Zdjął kawał zardzewiałej blachy i rzucił na ziemię. Rój os wypadł z powały.
John zamachał rękami i szybko zszedł z drabiny, ale zaczepił butem o najniższy
szczebel i przewrócił się.
Kara krzyknęła i także zeszła na dół, ale za pózno spostrzegła, że John leży na
ziemi. Upadła na niego, pachnąca słońcem i kwiatami. Wreszcie był tak blisko niej,
jak tego pragnął, tylko że nad ich głowami wirowało stado os.
John otoczył Karę ramionami i podniósł ją do góry. Osłaniając ją własnym
ciałem, szybko przeniósł na drugi koniec rozległej stodoły.
- Chyba uratowałeś mi życie - powiedziała, uśmiechając się z wdzięcznością.
- W niektórych plemionach osoba, której ktoś uratuje życie, jest dłużnikiem
zbawcy. Jak to było? - Udając, że nie może sobie przypomnieć, klepnął się w poli-
czek. - A, już wiem. Twoje ciało należy teraz do mnie, dopóki mi się nie odwdzię-
czysz. - Podszedł do niej z uśmiechem na twarzy. - Mam pomysł, jak mogłabyś się
zrewanżować.
Przy ścianie był kran z przymocowanym szlauchem. Kara chwyciła go, wy-
machujÄ…c nim jak broniÄ….
- Odsuń się, kowboju. Mogę ci wybić oko.
- Tchórz - skwitował, ale zatrzymał się.
Zmuszanie jej do czegokolwiek nie miało sensu.
Kara napiła się ze szlaucha i westchnęła z ulgą.
- Hej, zostaw trochę dla mnie - zażartował, podchodząc do kranu. Zaczekał,
aż spojrzy w drugą stronę, i odkręcił go do końca. Woda wytrysnęła jej z ust. Za-
chłysnęła się i piorunując Johna wzrokiem, odskoczyła w tył.
S
R
- Ty draniu! - zawołała wesoło. Potem skierowała szlauch w jego stronę i
strumieniem wody zmyła mu z głowy kapelusz.
Podszedł do niej.
- Nie pozwolę nikomu bawić się moim kapeluszem.
- Tak? - Ponownie skierowała strumień wody na kapelusz. - To go sobie wez!
John z udawaną furią pochylił głowę do przodu jak szarżujący byk i rzucił się
na Karę, zasłaniając się rękami i prychając. Oboje byli mokrzy. Chwycił szlauch,
ale Kara nie miała zamiaru poddać się bez walki.
Rzucił szlauch i woda lała się teraz na ich stopy.
- Wiesz, że doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Przycisnął ją do ściany i opasał rękami. Przestała się śmiać i patrzyła na niego
oczami okrągłymi z przerażenia, ale tym razem go nie odepchnęła. Pomyślał, że
więcej nie może od niej oczekiwać, i przylgnął do niej całym ciałem.
- Widziałem taką scenę w kinie - powiedział ochrypłym głosem, nie spusz-
czajÄ…c z niej wzroku.
Kara podskoczyła, gdy gorącym językiem dotknął jej chłodnego i mokrego
policzka. Od tylu dni pragnęła jego pieszczot. Ten jeden raz pozwoli mu się pieścić.
Chciała, żeby przytulił się do niej. Chciała dotknąć jego ramion i pleców, poczuć
gorący i słony smak jego ust.
John zlizał kroplę wody z jej ust i czekał na jej krok. Wydawało jej się, że to-
nie. Czuła bicie jego serca. Teraz, pomyślała, pocałuj mnie teraz.
Nagle całe pożądanie zamieniło się w piekący ból. Wrzasnęła i podskoczyła
do góry, uderzając się mocno w nogę. Osa krążyła wokół jej biodra.
- Użądliła mnie! - krzyknęła Kara do zaskoczonego Johna.
- Ojej! - Opadł na kolana.
Delikatnie obejrzał ukąszenie. Kiedy ucałował użądlone miejsce, Kara prawie
zapomniała o bólu.
- Zaczyna puchnąć - wymamrotał i pocałował ją jeszcze raz w miejscu, gdzie
S
R
kończyły się szorty. Kara zadygotała. Wziął ją na ręce, chcąc zanieść do domu. -
Trzeba zrobić okład z lodu. - W jego czarnych jak węgiel oczach widać było troskę.
Kara ukryła twarz na jego piersi. Pragnęła go i wiedziała, że on to zauważył.
Ale bez miłości nie było mowy o seksie.
Kara smażyła kurczaka - ulubione danie Johna - gdy otworzyły się nagle
drzwi.
- Czy my się znamy? - zażartowała, patrząc na jego zakurzoną twarz i ubranie.
Nie mówiąc ani słowa, podszedł do zlewu, włożył głowę pod kran i odkręcił
wodę. Wzdrygnął się z zimna. Pracował od wschodu słońca do póznej nocy. Cho-
ciaż Kara pomagała mu, bo Sally i Pete pilnowali Lane'a, większość pracy musiał
wykonać sam. Podziwiała jego poświęcenie... i jego muskularne ciało pochylone
nad zlewem. Podała mu ręcznik.
- Za dużo pracujesz. Dlaczego nie zostawisz trochę roboty na zimę?
- Nie mogę. - Potrząsnął głową, potem zdjął koszulę i wytarł pierś. - Trzeba
się szybko zająć cielętami. Będę musiał wynająć kogoś do pomocy.
- Czy nas na to stać? - Nas. Powiedziała nas", jakby naprawdę byli mężem i
żoną, którzy wspólnie budują nowe życie, snują plany na przyszłość.
John również zauważył to i uśmiechnął się.
- Dobrze mieć wspólnika, prawda?
Musiała mu przyznać rację. Patrzyła, jak z jego włosów spada kropla wody i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]