pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Werfrand
- Brian Haig Sean Drummond 01 Tajna sankcja
- Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 58 Pustynne namić™tnośÂ›ci
- Fred Saberhagen Berserker 1967
- James C. Glass Empress of Light
- Drelich i diamenty Wilkins Gina
- B1_Wortschatz
- Banks, Iain Culture 03 State of the Art
- Child_Maureen_Razem_przez_zycie_01
- R540. Steward Sally Nastć™pca tronu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tematu, bo i tak nie powiedziałabym nic więcej.
- Jak myślisz, zatrzymasz ten dom?
- Nie mam pojęcia.
Prawie spytałam, czy miałaby coś przeciwko, gdybym to zrobiła, ale potem dotarło
do mnie, że nie chcę znać odpowiedzi.
- Idziesz na to przyjęcie? - spytała Lynn po chwili.
- Tak.
- My pewnie też, chociaż nie jestem za bardzo w kondycji imprezowej. Ta Marcia
Rideout, gdy przyszła się przywitać i zostawić zaproszenie, spojrzała na mnie tak, jakby
nigdy nie widziała kobiety w ciąży. Sprawiła, że poczułam się jak ludzik Michelina, tylko że
bardziej niechlujny.
Mogłam to sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę agresywnie doskonały wygląd Marcii.
- Lepiej pójdę zajrzeć do kociaków - powiedziałam Lynn.
Na ulicy chwilowo nic się nie działo. Policjanci opierali się o samochód i wyraznie na
kogoś czekali. Macon stał na końcu chodnika i gapił się na kości. Robotnicy palili i pili colę.
- Och, masz kociaki? Mogę je obejrzeć?
Po raz pierwszy Lynn wyglądała na pobudzoną.
- Jasne - odparłam z lekkim zaskoczeniem. Potem uświadomiłam sobie, że Lynn była
w takim nastroju, że interesowały ją wszelkie dzieci.
Kociaki dziś były bardziej aktywne. Pełzały po sobie, oczy wciąż miały zamknięte, a
Madeleine przyglądała im się z królewską dumą. Jeden był czarny jak węgiel, pozostałe rudo-
białe jak ich matka. Ich energia szybko się wyczerpała i zaczęły ssać, zaraz potem zapadając
w sen. Lynn ostrożnie przysiadła na podłodze i patrzyła na nie z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Poszłam do kuchni przygotować jedzenie i wodę dla Madeleine, a przy okazji
posprzątałam kuwetę. Gdy umyłam ręce, napiłam się i zjadłam większą część hamburgera,
wróciłam do sypialni. Lynn nadal przyglądała się kociakom.
- Widziałaś, jak się rodziły? - zapytała. - Tak. -- Czy to wyglądało na bolesne? -
Wyglądało to tak, jakby to była ciężka praca - odrzekłam ostrożnie.
Westchnęła ciężko.
- Cóż, tego się spodziewam - powiedziała, starając się brzmieć filozoficznie.
- Byliście w szkole rodzenia?
- Och, tak. Co noc robimy te ćwiczenia oddechowe - powiedziała bez entuzjazmu.
- Jak myślisz, pomagają w czymś?
- Nie mam pojęcia. Wiesz, co jest naprawdę przerażające?
- Co?
- Nikt ci nic nie powie.
- Kto?
- Ktokolwiek. To mnie naprawdę wkurza. Naprawdę chciałabym wiedzieć, co mnie
czeka. Zapytałam więc przyjaciółkę, która ma dwójkę. A ona mówi Och, gdy zobaczysz
dziecko, będziesz wiedziała, że było warto . To nie jest odpowiedz, nie? Więc zapytałam
dziewczyny, która nie skorzystała ze znieczulenia. Powiedziała Och, gdy zobaczysz dziecko,
o wszystkim zapomnisz . To też nie jest odpowiedz. A moja matka dostała narkozę, w starym
stylu, gdy mnie rodziła. Więc nie może mi powiedzieć, zresztą, pewnie też by nie
powiedziała. To jakaś konspiracja pośród matek. Przemyślałam to.
- Cóż, ja na pewno nie odpowiem na te pytania, ale gdybym mogła, powiedziałabym
ci prawdÄ™.
- Spodziewam się - dumała Lynn - że to ja ci ją powiem, i to niedługo.
f& f& f&
Gdy wyszłam z domu, żeby wrócić do biblioteki, zobaczyłam, że na podjezdzie
Mącona Turnera parkują dwa radiowozy, a ciężarówka firmy porządkowej zniknęła.
Znalezienie reszty szkieletu było dla mnie wielką ulgą. Teraz policja zajmie się ustalaniem,
kto to był. Może te kości, bez czaszki, wystarczą? Obiecałam Czaszce, że jeśli się tego
dowiedzą na podstawie kości, zapewnię jej godny pogrzeb.
Miałam poczucie winy związane ze świadomością, że nie zachowuję się moralnie.
Tego wieczoru dzwonek odezwał się w chwili, gdy zdjęłam buty i rajstopy.
Kopnęłam je gwałtownie, wpychając pod fotel, i wsunęłam buty na gołe stopy. Byłam
zgrzana, rozczochrana, bolała mnie głowa i nie myślałam zbyt szybko.
Moje drzwi wejściowe wypełniał sierżant Jack Burns, którego ubrania zawsze
zrobione były głównie z poliestru. Miał długie baki w stylu Ehdsa, ale nic nie mogło usunąć
poczucia zagrożenia, którym emanował. Był tak przyzwyczajony do roztaczania wokół siebie
takiej aury, że pewnie byłby zaskoczony, gdyby mu o tym powiedzieć.
- Mogę wejść? - spytał uprzejmie.
- Och, oczywiście - powiedziałam, przepuszczając go.
- Przyszedłem zapytać o te kości, które wczoraj znaleziono na Honor Street -
oświadczył oficjalnym tonem.
- Proszę usiąść.
- Dziękuję, chętnie, cały dzień byłem na nogach - powiedział grzecznie.
Usiadł na mojej kanapie, a ja usiadłam naprzeciwko, w swoim ulubionym fotelu.
- Właśnie wróciła pani z pracy?
- Tak, dokładnie.
- Ale wczoraj, gdy ekipa porządkowa znalazła ten szkielet, była pani w domu Jane
Engle na Honor Street?
- Tak, przyjechałam tam w przerwie na lunch, żeby nakarmić kota.
Patrzył na mnie i czekał. Był w tym lepszy niż ja.
- Kotkę Jane. Uciekła od Parnella i Leah Engle i wróciła do domu; w szafie urodziła
kociaki. W sypialni Jane.
- Panno Teagarden, trafiam na panią niespodziewanie często, jak na porządną
obywatelkę. W Lawrenceton nie zdarza się wiele zabójstw, chyba że pani pojawi się w
okolicy. To wydaje siÄ™ bardzo dziwne.
- Odziedziczenia domu na tej samej ulicy nie nazwałabym bardzo dziwnym ,
sierżancie Burns - powiedziałam odważnie.
- Cóż, gdy o tym pomyśleć - podsunął spokojnym głosem. - Gdy w zeszłym roku
mieliśmy te zgony, pani przy tym była. Gdy złapaliśmy winnych, pani przy tym była.
I prawie sama zginęłam, dodałam, ale tylko w głowie, bo Jackowi Burnsowi się nie
przerywa.
- Potem umiera panna Engle, a pani znajduje siÄ™ na ulicy ze szkieletem w krzakach,
na ulicy, którą dotyka podejrzanie dużo zgłoszonych włamań, łącznie z włamaniem do domu,
który pani odziedziczyła.
- Podejrzanie dużo zgłoszonych włamań? Chce pan powiedzieć, że do innych
mieszkańców Honor Street także się włamywano?
- Właśnie to powiedziałem, panno Teagarden.
- I nic nie zginęło?
- Nic, do czego przyznaliby się właściciele. Może złodziej zabrał książki
pornograficzne albo inne rzeczy, do których właściciel domu wstydziłby się przyznać.
- Jestem pewna, że w domu Jane nie było takich rzeczy - powiedziałam z oburzeniem.
Poza starą czaszką z dziurą. - Tylko że gdyby coś zginęło, to nawet bym o tym nie wiedziała.
Widziałam dom już po włamaniu. Acha, kto jeszcze zgłaszał włamanie?
Jack Burns wyglądał bardziej na zaskoczonego niż podejrzliwego.
- Wszyscy. Poza starszą parą z domu na końcu ulicy. Dobrze, czy wie pani coś o tych
kościach, które dziś znaleziono?
- Och, nie. Po prostu byłam w pobliżu, gdy je odkryto. Wie pan, byłam w tym domu
tylko kilka razy, i nigdy tam nie nocowałam. Przez ostatnich kilka lat odwiedzałam Jane.
Zanim poszła do szpitala.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]