pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- James White SG 03 Major Operation
- D193. Major Ann Szaleństwo Lacy
- McKinney Meagan Lodowa panna
- LondyśÂ„skie intrygi Baird Jacqueline
- Cosway L.H. SześÂ›ć‡ serc 01
- Nora roberts Dziedzitwo Donavanów 01 Zniewolenie
- Game for It 2 Game for Trouble
- James Patterson Club 01 First to Die
- Baniecka Ewa JośÂ›ka. Pamić™tnik maturzystki
- Matematyka w liceum Wzory i rozwiazane zadania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. - Uśmiech zniknął.
Rick stał w milczeniu, z twarzą pozbawioną wyrazu.
- Zginął? - Pytanie zabrzmiało spokojnie i pewnie, choć Julia czuła dławienie w
gardle i przebiegł ją lodowaty dreszcz.
- Nie. %7łył jeszcze, kiedy go znalezliśmy. Ulokowaliśmy go w stodole w Mont St
Jean. Trzeba było trzech ludzi, żeby go zabrać od tego jego cholernego konia. Wzięliśmy
jego i jednego z dragonów, z którym był dosłownie spleciony. Koń biegł za nami i pró-
bował nas gryzć, wredne stworzenie. Nie było tam jeszcze wtedy żadnej pomocy lekar-
skiej. Napisaliśmy jego nazwisko kredą na drzwiach. Ale, szczerze mówiąc, nie sądzę,
żeby przeżył noc. Piekielnie mi przykro.
- Szukałam, ale... nigdzie nie znalazłam... jego nazwiska. - Julia mówiła z trudem,
bo miała problemy z oddychaniem.
- Pewnie sprawdzała pani przy drodze. Proszę poszukać w głębi, po prawej stronie.
- Wskazał kierunek i złapał za uzdę konia. - Powinna się pani przygotować. Nawet jeśli
jeszcze żyje, to długo nie pociągnie.
- Nie spodziewam się tego - szepnęła Julia, przełykając łzy. - Dziękuję, Rick. Mam
nadzieję, że wkrótce wróci pan bezpiecznie do domu.
Hal zastanawiał się z pewnym zniecierpliwieniem, jak długo jeszcze potrwa to
umieranie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że może istnieć tak potworny ból. Nie chciał
go odczuwać, ale ciało nie zamierzało się poddać. Nie mógł nawet stracić przytomności,
co w tej sytuacji byłoby prawdziwym dobrodziejstwem.
Odwrócił głowę i spojrzał wprost w oczy dragona Harrisa. Może ten człowiek do-
kończy to, co rozpoczął na polu bitwy, zanim spadł na nich pocisk artyleryjski?
- Dlaczego? - wychrypiał Hal.
Dragon rozciÄ…gnÄ…Å‚ wargi w upiornym grymasie.
- Dla pieniędzy.
- Ten przeklęty Cygan. - Halowi zrobiło się ciemno przed oczami, ale nie stracił
przytomności.
R
L
T
- Nie.
Harris musiał bardziej ucierpieć od wybuchu pocisku niż Hal. Zapewne wziął na
siebie cały impet eksplozji, jak na ironię własnym ciałem osłonił swą ofiarę. Twarz dra-
gona pod smugami zastygłej krwi była szara, a wargi niemal białe.
- Nie znam żadnego Cygana. To był dżentelmen. Sto gwinei: pięćdziesiąt od razu,
a pięćdziesiąt po pana śmierci. Miałem tylko wsadzić panu nóż między żebra i owinąć
pana jakimÅ› cholernym sznurem.
Parsknął śmiechem, ale przypłacił to potwornym bólem. Jego oczy wywróciły się
białkami do góry. Stracił przytomność.
- Ocknij się, draniu! - Hal klął go dopóty, dopóki Harris nie spojrzał na niego przy-
tomnie. - Co to za dżentelmen?
- Prawdziwy. Mówił z takim akcentem jak pan. Starszy gość. Wyniosły jak chole-
ra. Właściwie go nie widziałem, tylko przez moment światło odbiło się w jego oczach.
Miał oczy jak śmierć... - Głos Harrisa przeszedł w charkot.
Hal leżał, wpatrując się w zmarłego i zastanawiał się leniwie nad tym, co od niego
usłyszał. A więc to nie Hebden-Beshaley, półkrwi Cygan, handlarz biżuterią.
Hebden był tylko o dwa lata starszy od Hala i nawet kiedy starał się mówić staran-
nie, w jego głosie nie było tego specjalnego akcentu charakterystycznego dla angielskich
wyższych sfer. Ale ten sznur... To z pewnością kolejny jedwabny sznur, wizytówka
Hebdena, nawiązująca do jedwabnego stryczka, na którym wieszano parów Anglii.
Muszę się podnieść, pomyślał Hal z wysiłkiem. Muszę ostrzec Marcusa. Spróbo-
wał się poruszyć, ale ból był tak porażający, że Hal oblał się zimnym potem Czy stracił
nogę? Albo rękę? Próbował unieść głowę, żeby zobaczyć, ale nie dał rady. Nagle usły-
szał głośnie rżenie. Max? Nie, Max musiał zginąć. Zaczynało się ściemniać. Wyczuwał,
że ciemność zapadała w nim, nie w pomieszczeniu. %7łegnaj, Julio. A więc tak wygląda
umieranie...
- Hal! Otwórz oczy! Proszę, kochany! Hal!
Tak szybko znalazł się w raju? Hal zdumiał się, bo przecież sporo w życiu nagrze-
szył. Co robi tu Julia? A może wszystkie anioły miały głos Julii? Coś jednak było nie
tak...
R
L
T
- Dlaczego nadal mnie boli? - mruknÄ…Å‚.
- Bo jesteś ranny. Leż spokojnie.
A niby co miał robić? Siodłać konia na paradę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]