pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 04 Minas Tirith
- just married ebook
- HÄ‚Ä„lfdanarson, Thingvellir
- Foster, Alan Dean Catechist 3 A Triumph of Souls
- Dziedzic fortuny
- Exploring The World Of Luc
- Diana Palmer Denim and Lace as Diana Blayne
- Karen Kendall Krok po kroku
- Barton Beverly Cherokee Point 01 Pić…ta ofiara
- Nok konyve Osho
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stomatologicznych, utrzymywał go właściwie bez
szemrania zadowolony, że jego jedynak w ogóle ma
jakieś pomysły na siebie. Marek też powtarzał, że niczego
mi przy nim nie zabraknie i jemu również bardzo chciałam
wierzyć. Chyba już wtedy bałam się panicznie, że nie
poradzę sobie w życiu, a każdy mój partner tylko mnie
w tym strachu utwierdzał, wyręczając na każdym kroku,
samodzielnie płacąc rachunki, załatwiając za mnie
urzędowe sprawy, telefony, pisma i upomnienia. Z Igorem
było przecież tak samo to on załatwiał większość
naszych wspólnych spraw od rezerwacji hotelowych
pokoi po kupno lotniczych biletów, opłaty i inne codzienne
czynności. A teraz siedziałam wciśnięta w przybrudzone
siedzenie busa, zastanawiając się, jak w ogóle zrobię
pierwszy krok w świecie, przez który od lat prowadzili
mnie za rączkę moi faceci. Wjechaliśmy na rondo Barei,
kiedy zaczęłam się porównywać do swoich przyjaciółek.
Aśka radziła sobie w pracy i była świetną matką. Zuza
prowadziła własny biznes i była pod każdym względem
przebojowa. Renata zarabiała w miesiąc kasę, jakiej ja nie
widywałam przez pół roku, a Hanka zawsze imponowała
mi wiarą we własne siły. Dla Hanki nic nie było
niemożliwe, podczas gdy dla mnie cała masa rzeczy.
Dołujące! Szukałam w torebce miętówek. Byłam głodna,
bolał mnie brzuch i chciało mi się pić. Nie licząc kawy,
którą wypiliśmy z Igorem w położonym przy lesie
zajezdzie, i kilku łyków soku, od rana nie miałam niczego
w ustach. Kierowca zwolnił i wjechał na parking przy
McDonaldzie na Poznańskiej tam, gdzie od lat była pętla
busów. Ruszyłam w stronę przednich drzwi, przeciskając
się pomiędzy siedzeniami, kiedy busiarz odwrócił się
w moją stronę i pokiwał głową.
Taka Å‚adna z pani dziewczyna i na takiego drania
trafiła! Moją córkę też jeden taki przez jakiś czas tłukł,
zanim się z dupkiem na dobre nie rozprawiłem. %7łenić się
niby chciał, ale przywalić tak jej umiał, że przez miesiąc
z sińcem pod okiem chodziła powiedział.
Płonąc ze wstydu, stanęłam na pierwszym stopniu.
Powodzenia! dodał kierowca.
Posłałam mu blady uśmiech.
Dziękuję. I przykro mi z powodu pana córki.
Niepotrzebnie. Za mąż właśnie wyszła. Za innego,
rzecz jasna uśmiechnął się kierowca, z cichym sykiem
zamykajÄ…c za mnÄ… drzwi.
Ruszyłam przez parking, mając nieprzyjemne wrażenie,
że część osób, która wysiadła tuż przede mną, otwarcie mi
się przygląda. Wyjęłam z torebki ciemne okulary i znacznie
przyspieszyłam, prawie biegnąc w stronę tramwajowego
przystanku. Mijając McDonalda, zamarzyłam o dużych
frytkach z colą, jednak nie miałam większej ochoty na
towarzystwo roześmianych, stołujących się tam rodzin.
43
Kawalerka na Zlicznej, którą wynajęłam parę dni
pózniej, do ślicznych niestety nie należała. Podniszczone
meble. Ohydnie poplamione wykładziny. Obicia krzeseł
wypalone papierosami. Pościel sprana tak bardzo, że
przypomniała używane szmaty, którymi w domu myłam
podłogi, i wiszące w przedpokoju pęknięte, upstrzone
ciemnymi plamami lustro. Najgorsza była łazienka.
Popękane, ukruszone, tworzące miejscami dziwne wzory
kafelki wyglądały wręcz surrealistycznie; pokryta
żółtawoszarym osadem wanna z całą pewnością nie
zachęcała do kąpieli. Kabiny prysznicowej nie było&
Ktoś mógłby to wszystko chociaż odrobinę ogarnąć
powiedziałam z przekąsem, oglądając skandalicznie
zapuszczone mieszkanie.
Niby kto? Mój ojciec jest po operacji stawu
biodrowego, ja na stałe mieszkam w Warszawie
żachnęła się córka właściciela, która w drodze wyjątku
oprowadzała mnie po lokum.
Tu zwyczajnie jest brudno! Pani tego nie widzi?
Przykro mi. Odwróciła się do mnie plecami.
Wyszłam na balkon jedyne miejsce, które przypadło
mi do gustu. Widok był ładny na pobliski park
i brzozowy lasek. Szkoda, że idzie zima, pomyślałam ze
smutkiem. Z całą pewnością byłoby przyjemniej spędzać
wieczory na balkonie niż w zaniedbanym mieszkaniu.
To jak? Bierze pani? zainteresowała się córka
właściciela, pojawiając się za moimi plecami.
Na imię miała Florentyna, co dziwnie nie pasowało mi
do jej prosto brzmiÄ…cego nazwiska Ziemniak. Florentyna
Ziemniak& Chyba lepiej brzmiałaby chociażby swojska
Anna czy Magdalena. No, ale nazwisko w końcu mało kto
sobie wybiera. Tylko nieliczni jak moja przyjaciółka
Marta. Z domu nazywała się Głąb i po traumie, jaką
przeszła w szkolnych latach, pobiegła do urzędu stanu
cywilnego z zamiarem oficjalnego zarejestrowania
życiowych zmian. Niestety na drodze do wymarzonej
rewolucji stanęła jej zasuszona i skrzywiona
czterdziestokilkuletnia pani kierownik, z którą Marta ostro
się wtedy pokłóciła. Ponoć tej biurwie nie spodobało się
wybrane przez moją przyjaciółkę nazwisko, co w niezbyt
profesjonalny sposób bez ogródek wyraziła. %7łe niby
niemiecko brzmiało& Co babie do tego? na to nigdy nie
wpadłyśmy. Trzydzieści siedem złotych biorą w kasie
urzędu i jeszcze robią jakieś problemy! piekliła się
Marta chyba z pół roku. Koniec końców, wciąż nazywa się
Głąb, chociaż los chyba niebawem się do niej uśmiechnie.
Jakieś trzy miesiące temu zaręczyła się z facetem
o hrabiowsko brzmiÄ…cym nazwisku Czartoryski i wszystko
wskazuje na to, że niedługo się pobiorą.
Florentyna Ziemniak zapaliła papierosa.
Obserwowałam, jak się zaciąga, usiłując zrozumieć,
czemu niektórzy ludzie tak beztrosko rujnują własne
zdrowie. Przez chwilę paliła w milczeniu oparta
o barierkę, w końcu odezwała się jej komórka.
Co?& Nie, jeszcze na Zlicznej& Nie, tato, posłuchaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]