pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 06. Roberts Nora Druga miśÂ‚ośÂ›ć‡ 01 Druga miśÂ‚ośÂ›ć‡ Nataszy
- 0109. Wilson Patricia śÂšpiew deszczowego ptaka
- Nok konyve Osho
- Charles Martin W pogoni za śÂ›wietlikami
- Roszel Renee Czar jemiośÂ‚y
- Harris Charlaine Harper 3 Lodowaty grób
- Beast of the Heartland and Othe Lucius Shepard(1)
- 392. Sanderson Gill Warto byśÂ‚o czekać‡
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Jack McKinney Robotech Sentientals 4 World Killers
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zna nie jest zbyt skomplikowany. Jeśli jest z kobietą,
której pragnie, myśli zwykle tylko o jednym. W takiej
sytuacji nie musisz obawiać się, że zaskoczysz go
propozycją, ponieważ on na pewno myślał o tym już
od dawna.
Stacy spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Przeciętnie subtelnemu mężczyznie wystarczy
powiedzieć tylko: Pragnę cię. Natychmiast!" i nic go
już nie powstrzyma. - Pogładził ją po policzku. - Ale
w jednym masz racjÄ™. Wszystkie uczucia masz zawsze
wypisane na twarzy. Gdybyś była spojrzała na mnie,
nie musiałabyś mówić już ani słowa. Po prostu porwał
bym cię na górę i zdarł z ciebie ubranie, zanim zorien
towałabyś się, co się dzieje.
Sunął palcami wzdłuż jej twarzy, brody, szyi. Za-
JAK WDROWNY PTAK
118
grzmiało, nadciągnęły czarne chmury. Stacy objęła
mocno Maca i przyciągnęła do siebie. Muskając war
gami jego ucho, szepnęła:
- PragnÄ™ ciÄ™, kowboju. Teraz!
Chciał poderwać się z ławki, lecz powstrzymała go
gestem dłoni. Jej zielone oczy lśniły radością.
- Założę się - powiedziała - że nie dogonisz mnie,
jeśli pozwolisz mi wystartować od drzwi.
Z uśmiechem uwolnił ją z objęć. Zerwała się i po
biegła do drzwi. Zmiejąc się, głośno pędziła na pię
tro. Gdy znalazła się na górze, obejrzała się za sie
bie. W tym momencie potężne ramiona uniosły ją jak
piórko.
Mac miał rację. Nie zdążyła nawet zrozumieć, co
się dzieje, gdy już leżała całkiem naga na wielkim
łóżku. Na tle rozjaśnianego błyskawicami okna Mac
zdejmował ubranie. Stacy ułożyła się na brzuchu,
z brodą wspartą na zaciśniętych pięściach, i przyglą
dała mu się z zachwytem. Był piękny. Toporny i ciężki
na pierwszy rzut oka, a przecież taki delikatny.
Niecierpliwymi ruchami zdejmował poszczególne
fragmenty garderoby i rzucał je na podłogę. Po krót
kiej chwili pozbył się wszystkiego.
Uśmiechając się kusząco, obróciła się na plecy, ugi
nając kolano. Serce trzepotało w niej niecierpliwie.
Wiedziała, że jedno dotknięcie jego rąk rozpali ją do
białości. Czekała na to.
Mac pochylił się nad nią. Wsparty na łóżku zastygł
JAK WDROWNY PTAK 119
na chwilę w bezruchu. Zrozumiała, że była w błędzie.
Wcale nie musiał jej dotykać.
Coraz bliższe odgłosy burzy niemal do niej nie
docierały. Słyszała tylko łomotanie własnego serca,
dudnienie rozpalonej krwi.
Gwałtowny powiew wiatru przyniósł do pokoju za
pach mokrych od deszczu liści i trawy. Stacy zadygotała.
- Zimno ci? - Aagodny głos Maca sprawił, że
znów zadrżała.
- Nie wiem - wyznała. - Możliwe, że to przez cie
bie.
Uśmiechnął się do niej i wyprostował.
- Wyjątkowo mi odpowiadasz - rzekł. - Chodz,
ułóżmy się wygodnie. - Okrył ją starannie i ułożył się
obok niej. - Chciałaś burzy, więc proszę. Patrz i słu
chaj.
- I to wszystko? - spytała zdumiona.
- Przez moment.
To były niezapomniane chwile. Na zewnątrz, na
czerwonym niebie błyskawice kreśliły ogniste wzory.
Grzmoty z potężnym, głębokim dudnieniem przeta
czały się przez dolinę. W pokoju powietrze było cięż
kie i wilgotne od padajÄ…cego za oknami deszczu.
A oni kryli się w zacisznym cieple ogromnego łoża.
Leżeli przytuleni ciasno, przyciśnięci do siebie ca
łymi ciałami. I choć Mac mówił tylko o patrzeniu
i słuchaniu, to przecież ani na chwilę nie przestawał
jej dotykać.
120 JAK WDROWNY PTAK
Ocierała się o niego jak kotka, wsunęła nogi między
jego uda, pojękując cichutko, gdy sunął dłonią wzdłuż
jej pleców, coraz niżej i niżej.
Przywarła do niego, napierała, tuliła się do twarde
go, muskularnego ciała. Ona także go dotykała. Gła
skała klatkę piersiową, płaski brzuch, silne uda.
- Podoba ci się? - spytała cichutko.
- Kochanie - jęknął - nie pytaj o to nigdy wię
cej.
Aagodnie chwycił ją za biodra i podniósł w górę.
Z uśmiechem posadził sobie na brzuchu i nakrył dłoń
mi pochylone nad nim piersi. Delikatnie drażnił pal
cami sterczące sutki. Stacy zamknęła oczy, oddając się
cała nowym odczuciom. Ciało Maca między jej uda
mi, magiczne działanie jego rąk zmieniały krew w jej
Po trzech dnia wydawało się jej, że wie, czego może
oczekiwać. Pomyliła się. Twardymi od ciężkiej pracy
rękami, lśniącymi oczami i ustami zaczarował ją. Do
tykał jej, pieścił, całował, mówił, że jest wspaniała, aż
rozszalała się w niej burza równie potężna jak tamta
na dworze.
Zniewolona i zwycięska zarazem szukała go gorą
czkowo. Pragnęła go. Jęknęła głośno, gdy uniósł ją
wysoko i opuścił wprost na siebie. Nagie ciała złączy
ły się we wspólnym rytmie, śpiewały odwieczny hymn
dzikiej radości. Coraz szybciej, coraz mocniej. Zbli
żali się do końca. Nieprzytomnie wołając jego imię,
JAK WDROWNY PTAK 121
opadła na niego, wpiła się weń, drżąc z rozkoszy, ja
kiej nigdy jeszcze nie zaznała.
Zastygli w bezruchu zmęczeni i szczęśliwi. Z twa
rzą wtuloną w policzek Maca Stacy zasnęła po chwili.
Wciąż na nim, wciąż obejmując go udami, sapała
cichutko.
Mac położył dłonie na krągłych pośladkach, rów
nież pragnąc zasnąć. Bezskutecznie. Leżał, gapiąc się
w sufit. Zrozumiał, że czas już przestać chować głowę
w piasek. Przez całe życie borykał się z problemami.
Zawsze sam decydował i dokonywał wyborów. Tak
było, dopóki w jego życiu nie pojawiła się Stacy. Od
tej chwili zatracił się bez reszty.
Ale już najwyższy czas wziąć się w garść.
Ze skruchą musiał przyznać, że istniał tylko jeden
powód dla którego nie potrafił rozmówić się z nią.
Bał się, że wcześniej czy pózniej będą musieli poroz
mawiać o przyszłości. A bardzo nie chciał usłyszeć,
że Stacy wyjeżdża. Pragnął, by została. Na zawsze.
Potrzebny mu był plan.
Znany był w okolicy z dobrych pomysłów, z tego,
że zawsze potrafił coś wymyślić. Ale tym razem nie
potrafił. Czuł jednak, że czasu zostało mu niewiele.
NaprawdÄ™ niewiele.
ROZDZIAA DZIESITY
- Już dobrze, dosyć! - wspierająca się pod boki Ma
jcie stała obok zlewu pełnego jarzyn. Złym wzrokiem
spojrzała na siedzącą w kącie Stacy. - Rzucasz się jak
ryba na patelni. Już trzeci ziemniak upuściłaś na podłogę.
Miałaś je obierać, a nie grać nimi w kręgle.
- Przepraszam, Maxie - bąknęła Stacy. - Zamyśli
łam się. Zaraz powycieram podłogę.
- Nie chodzi o podłogę. Wzdychasz tak okropnie,
że nie można tego słuchać. Masz jakiś kłopot? - spy
tała łagodnie. - Możesz mi p
wiedzieć, chętnie cię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]