pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 03] DragonKnight (pdf)
- Michele Bardsley Diary of a Demon Hunter 03 Death Unsung CAĹ OĹšÄ_
- Lyn Hamilton [Archeological Mystery 03] Moche Warrior (v1.0) [lit]
- Angelia Whiting [The Trigon Rituals 03] Dominance Fury (pdf)
- Wil McCarthy The Queendom of Sol 03 Lost in Transmission (Bantam)
- Backup of Alastair J Archibald Grimm Dragonblaster 03 Questor (v5.0)
- Arthur Conan Doyle Sherlock Holmes 03 Pies Baskerville'Ä‚Å‚w
- Christian Jacq [Ramses 03] The Battle of Kadesh (pdf)
- McCabe Amanda Muzy z Mayfair 03 Poślubić hrabiego
- HT173. Ross JoAnn Fala przypśÂ‚ywu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- elau66wr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krążyć nad miejscem pierwszego lądowania.
Był to po prostu płytki krater z guzowatym dnem. Wcale nie przypominał
paszczy. Harrison spytał, czy mają ochotę wylądować, ale jego ton wskazywał, że
oczekuje sprzeciwu.
Tak powiedział Conway.
Przyziemili w samym centrum krateru. Lekarze włożyli ciężkie kombinezony,
by chronić się przed miejscowymi roślinami, które zarówno na lądzie, jak i w mo-
rzu smagały kolczastymi wiciami lub strzelały zatrutymi kolcami do każdego, kto
zanadto się do nich zbliżył. Nic nie wskazywało na to, by podłoże miało się rozstą-
pić, wyszli zatem z pojazdu. Harrison został jednak przy sterach gotów do startu,
gdyby coś się nagle zmieniło.
Gdy obchodzili krater i jego bezpośrednie otoczenie, nic się nie zdarzyło, wy-
ciągnęli więc narzędzia do pobierania próbek skóry i tkanki podskórnej. Wszyst-
kie ekipy zwiadowcze woziły podobne wyposażenie i dzięki temu na krążownik
trafiały nieustannie setki próbek z całej planety. Jednak tutaj trafili na coś dziw-
nego. Musieli się przewiercić przez prawie piętnaście metrów suchej, włóknistej
63
skóry, zanim dotarli do różowej i gąbczastej tkanki. Przenieśli sprzęt poza krater
i spróbowali raz jeszcze. W nowym miejscu skóra miała tylko sześć metrów, czyli
przeciętną grubość.
To mi nie daje spokoju mruknął Conway. Brak otworu gębowego,
ani śladu muskulatury, która by nim poruszała, żadnej gardzieli. To nie mogą być
usta!
A jednak się otworzyło powiedział Harrison na częstotliwości radiosta-
cji skafandrów. Byłem tam. . . to znaczy tutaj.
Dno przypomina tkankę blizny, ale jest ona za gruba, aby powstała wy-
łącznie po oparzeniu strumieniem głównego ciągu Descartes a. Poza tym, jakim
cudem miejsce lądowania pokryłoby się z położeniem tej hipotetycznej gęby?
Prawdopodobieństwo podobnego zbiegu okoliczności to przynajmniej jeden do
miliona. I dlaczego nie znalezliśmy niczego takiego w żadnym innym miejscu,
chociaż przebadaliśmy już tę planetę? Jedyny otwór pojawił się tutaj, i to kilka
minut po lÄ…dowaniu Descartes a. Dlaczego?
Dywan zobaczył, że nadlatujemy. . . zaczął Harrison.
Czym? spytał Edwards.
Albo wyczuł, że lądujemy, a potem postanowił uformować otwór gębo-
wy. . .
Otwór gębowy z mięśniami, które by go otwierały i zamykały, z zębiskami,
śliną i gardzielą, która łączyłaby te usta z odległym o całe kilometry żołądkiem. . . I
wszystko w ciągu kilku minut? Z tego, co wiemy o metabolizmie dywanów, to nie
miałoby prawa zdarzyć się równie szybko. Chyba się z tym zgodzicie?
Edwards i Harrison milczeli.
Dzięki badaniom dywanów zamieszkujących małą wyspę na północy wie-
my o nich całkiem sporo przypomniał Conway.
Od drugiego dnia po przybyciu ekipa nieustannie obserwowała wyspę i dy-
wany, które charakteryzował powolny, niemal roślinny metabolizm. Ich górna po-
wierzchnia zdawała się nie poruszać, chociaż w rzeczywistości falowała tak, aby
zbierać wodę deszczową potrzebną roślinom, które odświeżały powietrze, prze-
twarzały odpadki albo służyły za dodatkowe zródło pokarmu. Niemniej naprawdę
aktywny był tylko skraj olbrzymiej istoty, gdzie mieściły się usta. Jednak i tu-
taj nie tyle dywan się poruszał, ile całe hordy drapieżców, które próbowały go
podgryzać, podczas gdy on powoli i zdradziecko wsysał je razem z gęstą, bo-
gatą w składniki odżywcze morską wodą. Inne wielkie dywany, które nie miały
szczęścia przylegać którymś bokiem do morza, zjadały albo rośliny, albo siebie
nawzajem.
Bestie nie miały rąk, macek czy manipulatorów, a jedynie usta i oczy, które
mogły śledzić nadlatujący pojazd kosmiczny.
Oczy? zdumiał się Edwards. To dlaczego nie widzi naszego statku
zwiadowczego?
64
Ostatnio przelatywały tu dziesiątki podobnych statków i śmigłowców
odparł Conway. Być może jest zdezorientowany. Ale chciałbym, poruczniku,
aby pan wystartował, wzniósł się, powiedzmy, na trzysta metrów i zaczął latać,
kreśląc jedną ósemkę za drugą. Najciaśniej i najszybciej, jak to możliwe, i ciągle
nad tą samą okolicą. Przecięcie tras powinno wypadać dokładnie nad nami. Da się
to zrobić?
Tak, ale. . .
Może dzięki temu dywan uzna nas za szczególne zjawisko, a nie tylko
jeszcze jeden przelatujący statek wyjaśnił Conway. Niech więc pan będzie
gotowy szybko nas zabrać, gdyby coś się działo.
Kilka minut pózniej Harrison wystartował, zostawiając obu lekarzy obok mo-
dułu wiertniczego.
Rozumiem, do czego pan zmierza, doktorze powiedział Edwards.
Chce pan ściągnąć na nas uwagę. Znaki kreślone na niebie przypominać będą
X, czyli oznaczenie punktu, ale i cyfrę osiem. Przy ciągłym powtarzaniu może
zadziałać.
Pojazd krążył po niebie w najciaśniejszych zakrętach, jakie Conway dotąd
widział. Nawet z nastawionym na pełną moc kompensatorem Harrison musiał
znosić przeciążenie rzędu czterech g. Cień statku przesuwał się błyskawicznie po
podłożu, zostawiając długi szlak zwiniętych, żółtych liści. Wszystko wkoło drżało
lekko od huku odrzutowych silników. Jednak w pewnej chwili zaczęło drżeć samo
z siebie. . .
Harrison!
Statek przerwał manewry i podszedł z rykiem do lądowania. Tymczasem grunt
zaczął się już zapadać.
I wtedy siÄ™ pojawili.
Z podłoża wyłoniły się dwa ustawione pionowo metalowe dyski, jeden sześć
metrów przed nimi, drugi w tej samej odległości z tyłu. Na ich oczach oba zmie-
niły się nagle w bezkształtne bryły, które odpełzły metr czy dwa na bok, po czym
znowu przybrały postać dysków, tym razem o ostrych jak brzytwy krawędziach.
Zaczęły się przesuwać, zostawiając za sobą głębokie nacięcie. Każdy przebył już
z górą ćwierć obwodu okręgu wokół obu mężczyzn, powodując coraz szybsze
osuwanie się gruntu, gdy Conway pojął wreszcie, co się właściwie dzieje.
Wyobrazcie je sobie jako sześciany! krzyknął. W każdym razie my-
ślcie o czymś tępym! Harrison!
Jednak nie mogli biec, patrząc nieustannie na dyski i o nich tylko myśląc. Gdy-
by zaś przestali zwracać na nie uwagę, nie zdążyliby ich wyprzedzić. Posuwali się
więc bokiem w stronę statku, co chwila powtarzając w duchu, aby dyski zmieniły
się w sześciany, kule lub zgoła podkowy w cokolwiek byle nie gigantyczne
skalpele, które ktoś tutaj przeciwko nim wysłał.
65
Conway widział w Szpitalu, jak jego przyjaciel Mannon czynił prawdziwe
cuda za pomocą takiego sterowanego myślą uniwersalnego narzędzia chirurgicz-
nego, które w jednej chwili potrafiło przekształcić się w to, co akurat było po-
trzebne. Teraz dwie takie machiny pełzły i wyginały się niczym metalowe zjawy
senne, gdy wraz z Edwardsem próbował zmusić je do przemiany, a coś innego
ich właściciel, i to znacznie bardziej doświadczony opierało się im. Była to
nierówna walka, lecz zdołali na tyle zbić z tropu przeciwnika, że dobiegli do po-
jazdu, zanim okrągły wycinek skóry z całym modułem wiertniczym zapadł się
i zniknÄ…Å‚ im z oczu.
Zareagowali?! krzyknął major Edwards, gdy zatrzasnęli już właz i Har-
rison wystartował. Od tygodni zbieraliśmy okazy i nic się nie działo. A teraz
daliśmy im do myślenia. Nagle jeszcze bardziej się ożywił. Gdy użyjemy
szybkich, zdalnie sterowanych pocisków, będziemy mogli wyrysować na rośli-
nach całkiem złożone wzory!
Myślałem raczej o użyciu wąskiej wiązki światła kierowanej na powierzch-
nię w nocy. Liście powinny się otworzyć, a promień światła można by przesuwać
o wiele szybciej, tak jak generowało się obraz w dawnych telewizorach. Będziemy
mogli wtedy rzutować nawet ruchome obrazy.
I to jest to! zawołał entuzjastycznie Edwards. A to, jak te stwory wiel-
kości powiatu, które nie mają rąk, nóg ani macek, odpowiedzą na nasze sygnały,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]