pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 100. Matthews Jessica Miasto nadziei
- Anne McCaffrey Pern 03 Dragon Song
- Armstrong, Mechele Nothing to Lose
- GR0836.Bevarly_Elizabeth_Zakochany_biznesmen_6_wsp5
- Fiedler Arkady Rio de Oro Na śÂ›cieśźkach indian brazylijskich
- Hammond_Rosemary_Bariera_na_drodze_milosci
- Andrew Sylvia Nie przyniosć™ ci pecha
- White James Szpital Kosmiczny 03 Trudna Operacja
- henryk sienkiewicz szkiceweglem
- Werfrand
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- botus.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oznakami nieuchronnej otyłości, gwałtownie potrząsał dłonią gospodarza.
- Dzięki za przewspaniały obiad! Było naprawdę wprost bajecznie przyjemnie!
- O, to żadna sztuka w twoim towarzystwie, Herbercie - głośno zaśmiał się gospodarz. - Czy
to nie fantastycznie mieć takiego wesołego człowieka za męża? - zwrócił się do żony
Herberta. - Co za dowcip! Wprost tryska humorem. Założę się, że żaden dzień nie upływa ci
z nim nudno.
%7łona Herberta w odpowiedzi tylko blado się uśmiechnęła.
Ależ on ma nudną żonę, pomyślał gospodarz. Nie potrafi się nawet śmiać z tych jego
szalonych dowcipów.
Herbert z przesadną galanterią ucałował dłoń rozchichotanej gospodyni.
- %7łegnam, łaskawa pani! Obiad był wyśmienity! A wino! Oh, la, la!
Zamaszystym gestem podkreślił swoje słowa. Jego żona sprawiała wrażenie
zaniepokojonej.
- Herbercie, czy naprawdę uważasz, że możesz prowadzić po tylu kieliszkach? Czy nie
będzie lepiej, jeżeli...
- Głupstwa! - zarżał Herbert. - Nigdy nie byłem w tak świetnej formie.
Dziewięcioletnia dziewczynka, która do tej pory nie odezwała się ani słowem, przerwała mu
zniecierpliwiona:
- Tatusiu, kiedy wreszcie pojedziemy? Musimy zdążyć na bajkę dla dzieci w radiu!
20
- Nic się nie bój, moja kochana - odparł Herbert. - Tatuś chce się tylko pożegnać.
- Przecież już długo się żegnasz - powiedziała dziewczynka z przyganą.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę drogi, kiedy nadszedł nią Willy Matteus.
- Przepraszam - powiedział. - Czy mogą mi państwo powiedzieć, jak dojść do dworca?
Herbert natychmiast wykorzystał okazję, jaką było pojawienie się nowego widza.
- Do dworca? Do tego wielkiego, paskudnego domiszcza, koło którego pędzą wszystkie tut-
tut ? Oczywiście...
W długich wywodach przeplatanych niemądrymi dowcipami objaśnił drogę. Gospodarze
zataczali się ze śmiechu, ale na twarzy żony Herberta malował się wyraz udręki.
- Dziękuję - powiedział uprzejmie Matteus. - Nie wiedzą państwo przypadkiem, kiedy
odjeżdża najbliższy pociąg do Sarpsborg?
- Właśnie odjechał - stwierdziła gospodyni. - A następny będzie dopiero za cztery godziny.
- To się dopiero nazywa, że coś komuś przeleciało koło nosa - zarechotał Herbert.
Willy Matteus przygryzł wargę.
- Szkoda, bo bardzo mi się spieszy. No cóż...
Herbert, po tylu kieliszkach życzliwie nastawiony do całego świata, wyciągnął rękę.
- Może się pan zabrać z nami. Jedziemy w tę samą stronę.
Matteus, nieco zaskoczony propozycją, podziękował i po kolejnej długiej porcji pożegnań
samochód ruszył wreszcie drogą na północ.
Herbert, w doskonałym nastroju, wyśpiewywał i opowiadał wątpliwej jakości dowcipy,
zaśmiewając się przy tym do łez. Jego żona Gun i obcy pasażer siedzieli w milczeniu,
uśmiechając się wymuszenie tylko w chwilach, gdy wydawało im się to konieczne.
- Siedz spokojnie tam z tyłu, Wenche - Herbert zwrócił uwagę córce. - Jak będziesz tak
kopała w siedzenie, nic nie dostaniemy za samochód.
- Macie państwo zamiar go sprzedać? - spytał grzecznie Willy Matteus.
- Nie, na razie jeszcze nie, ale prędzej czy pózniej przyjdzie wymienić go na nowszy typ.
Matteus zastanowił się przez chwilę nad takim rozumowaniem. To znaczy, że człowiek nigdy
nie jest prawdziwym właścicielem swojego samochodu. Jeśli w pamięci stale należy mieć
21
jego wartość sprzedażną, to faktycznie jezdzi się przez krótką chwilę za darmo
samochodem przyszłego właściciela.
Wyjrzał przez okno i zapatrzył się na Norwegię, o której marzył przez tak wiele lat. Zbliżali
się do Sarpsborg, ale nie było to już to samo miasto, którego obraz nosił w pamięci. Jak
daleko mógł sięgnąć wzrokiem, okolica pełna była brzydkich, czworokątnych piętrowych
domów w funkcjonalnym stylu, z małymi stereotypowymi ogródkami.
Jako dziecko biegał tu po polach i bawił się w zagajniku, teraz gruntownie wyciętym. Stały tu
też rozpadające się szopy i zaniedbane gospodarstwo. Przypomniał sobie, jak myślał, że
należałoby to uzdrowić. Ale z takim rezultatem...?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]