pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Chmielewska_Joanna_ _Babski_motyw
- Ferrarella Marie Nieoszlifowany diament
- Henry Kuttner The best of Henry Kuttner 1
- Davis Justine Prawo do miśÂ‚ośÂ›ci
- 11. May Karol Smierc Judasza
- Tolkien J.R.R. NiedokośÂ„czone OpowieśÂ›ci tom 1
- PS39 Pan Samochodzik i Wynalazek Inśźyniera Rychnowskiego Olszakowski Tomasz
- 0109. Wilson Patricia śÂšpiew deszczowego ptaka
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (19) Zć™by smoka
- malenkow_referat_na_zjezdzie_partii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
List nie ułatwił zrozumienia także Krzysztofowi. On z kolei miał ochotę zadać
żonie miliony pytań, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że Małgorzata nie odpowie
już na żadne i nie wyjaśnią sobie niczego.
Wszystko, co obaj znali, zniknęło. Ich życie uległo destrukcji, wydawało się obce
i straszne. Tomek pod wieczór zbierał resztki sił i wychodził, by zgarnąć ojca z ulicy.
Jak tak dalej pójdzie, gotów jeszcze trafić do czubków, myślał, i tyle będę miał
z rodziców! Zaganiał Krzysztofa do domu, zupełnie jak ociągającego się, niezbyt
rozumnego kundla.
Wszystko się popieprzyło! klął w myślach, gdy wracali ramię w ramię,
w milczeniu. Borowiak natomiast był stoicko spokojny. Od dnia śmierci żony zmienił
się o sto osiemdziesiąt stopni. Gdzie się podziała jego buta? Gdzie hardość? Gdzie
tupet? Został mały zagubiony człowiek, miotający się w bólu i niedowierzaniu. To
przez ciebie to wszystko! oskarżał go Tomek w duchu, podtykając jednocześnie
ojcu pod nos kanapki z żółtym serem. Nie musiał mu niczego wykrzykiwać w twarz.
To było zbędne.
Paulina naradziła się z panią Stasią i zaczęły dostarczać Borowiakom obiady.
Zaskoczona gosposia nie dostała od swej chlebodawczyni żadnych zaleceń
odnośnie do menu, gotowała zatem dla Krzysztofa i Tomka jak dla siebie. Stawska
obiecała wynagrodzić jej dodatkową fatygę, ale pani Stasia robiłaby to nawet bez
bonusu. Przed tragedią zdarzało się, że zamieniała kilka słów z panią Małgosią; lubiła
ją za serdeczność i życzliwość dla ludzi, choć uważała za nieco wycofaną. Dlatego
nie zdziwiła się zbytnio, kiedy okazało się, że pani Borowiakowa targnęła się
na życie, a jednocześnie uświadomiła sobie, że oczy samobójczyni wypełniało
ostatnio morze rezygnacji. A kiedy człowiek już zrezygnuje... Trudno go uratować,
westchnęła.
Drzwi otworzył Tomek. Robił to od śmierci Małgosi, bo Krzysztof ignorował
wszelkie dzwonki i próby kontaktu. Paulina szybko oceniła sytuację. Twarz ogolona.
Włosy uczesane. Dżinsy i czysta koszulka. Wyglądało, że chłopak daje sobie radę.
Cześć, Tomek. Dzisiaj gulasz z indyka, kluski i surówka z pomidorów. Podała
pojemniki.
Dziękuję bardzo odparł. Naprawdę nie musi pani tego robić.
Nie muszę, ale chcę. Przynajmniej dopóki... Dopóki będzie taka potrzeba.
Może pani wejdzie?
Paulina pokręciła przecząco głową.
Nie chcę wam przeszkadzać. Jak ojciec?
U siebie. Całe szczęście, dzisiaj nie poszedł przesiadywać przy drodze. Nie
wiem, co go tam tak pędzi. Zmieszany chłopak potarł brodę.
Ma prawo do nietypowych reakcji. A może... Spojrzała bacznie. Może daj
mu coś ziołowego na wyciszenie.
O nie. Wściekłby się.
Paulina nie była zaskoczona. Sama zareagowałaby podobnie.
A ty? Jak siÄ™ trzymasz?
Jakoś. Nic nie rozumiem. Skoro... Skoro czuła się aż tak zle, dlaczego nic z tym
nie zrobiła? Czy śmierć była jedynym wyjściem?
Paulina miaÅ‚a wrażenie déjà vu. CaÅ‚kiem niedawno padaÅ‚y podobne pytania. Po
śmierci Wioletty stawiała je przecież sama Małgorzata...
Myślałam, że jest szczęśliwa. Na swój sposób, ale jednak powiedziała cicho.
Na swój sposób... powtórzył Tomek, kręcąc głową. No nic. Dziękuję,
zabieram się do jedzenia. Może ojciec też się w końcu zdecyduje.
Gdybyś czegoś potrzebował, daj znać. Stawska zrobiła krok do tyłu.
Od śmierci przyjaciółki nie była sobą. Czuła się zupełnie jak pozbawiona jakiegoś
ważnego organu. Niby się dawało bez niego egzystować, ale to już nie było to samo.
Wreszcie dokonała szokującego odkrycia i zrozumiała, że paradoksalnie
Małgorzata dzieliła się z nią własną siłą. Zawsze wydawała się bardziej krucha,
słabsza, mało pewna siebie. A patrzenie na słabości innych tylko utwierdzało Paulinę
w poczuciu, że ona sama świetnie daje sobie radę, że jest lepsza, doskonalsza niż
w rzeczywistości. Wywoływało pokrzepiający kontrast. Swego czasu Paulina myślała
nawet, że to Gosia czerpie z jej energii, aż okazało się, że było wręcz przeciwnie.
Małgorzata była przy mnie zawsze, pomyślała. Jak... przyjaciółka. Niczego nie
żądała, od nikogo. Do Pauliny dotarło, że oto utraciła oparcie, i poczuła, że traci grunt
pod nogami.
Wróciła od Borowiaków i położyła się na kanapie w salonie. Trudno jej przyszło
pogodzić się zarówno z niedawną tragedię, jak i z jej nieodwracalnością. Znowu. Jak
to możliwe?
Jak to możliwe? wyszeptała.
Już kolejny tydzień z rzędu odwoływała wszystkie swoje wizyty i plany.
Analizowała. Zastanawiała się, czy nie przeoczyła jakiegoś sygnału. Czy tak jak
w przypadku Wioletty nie zbagatelizowała wołania o pomoc. Ale nie potrafiła sobie
przypomnieć niczego takiego. I całe szczęście! westchnęła w duchu. A może nie
pamiętam, bo tak bardzo byłam skupiona na sobie? przestraszyła się. Dopadły ją
wyrzuty sumienia, że ostatnio poświęcała więcej uwagi Marcie, że dopuściła, aby
Małgorzata poczuła się zepchnięta na boczny tor, mniej interesująca. Paulina
pożałowała napaści na sąsiadkę po spotkaniu z Markiem i traktowania jej trochę jak
maskotki, jak pociesznej szarej myszki. Szkoda, że dopiero kiedy jej zabrakło,
okazało się, jak bardzo była ważna. I że wcale... Małgosia wcale nie była szara!
W oczach Pauliny zaszkliły się łzy. Zamknęła powieki.
Nie pozwolić im spłynąć! Kontrola! Aby odzyskać panowanie nad sobą, Paulina
zacisnęła dłonie w pięści. Paznokcie pozostawiły w ich wnętrzu półksiężycowate
czerwone ślady.
Sabina nie wychodziła z łóżka. Była kłębkiem nieokiełznanych emocji
na przemian to płakała, to obojętniała. Była zła, przerażona i zalękniona. Zawsze była
uczuciowa, ale czegoś podobnego Marcin jeszcze nie widział. Plany wakacyjne
zostały odłożone na bliżej nieokreślony termin, bo Sabina nie była w stanie zrobić
samodzielnie kilku kroków. Taka reakcja nie byłaby niczym nadzwyczajnym
u Tomka czy Krzysztofa, a tymczasem to jego żona zachowywała się tak, jakby
chciała przejąć od Borowiaków wszystkie złe emocje.
Marcin zjawił się w sypialni z kubkiem kawy i croissantem.
Coś na poprawę nastroju zagaił, siadając obok.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]