pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- Albrecht Joanna Gdzie jesteś, Jeane
- M176. Neil Joanna Lojalność jest cnotą
- Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 04 Minas Tirith
- Chmielewska Joanna 06 Romans wszechczasĂłw
- Chmielewska Joanna M 02 Sukienka z mgieł
- Chmielewska_Joanna_ _Najstarsza_prawnuczka
- D017. Greene Jennifer Slub po latach
- Jeffrey A. Carver Starstream 2 Down the Stream of Stars
- Alain Fournier Il grande Meaulnes
- Baniecka Ewa JośÂ›ka. Pamić™tnik maturzystki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go brata! A tym bardziej rodziców! Ja żyję, nie zauważył pan?! Jeśli łupnę pana tą pustą
flachą w ciemię, może pan dostrzeże moją aktywność...?! O, cholera, najmocniej prze-
praszam...
Zreflektowałam się. Walenie flachą w ciemię to już płaszczyzna nie bardzo zawodo-
wa.
Z lekkim wysiłkiem weszłam z powrotem w skórę prokuratora.
Oparł pan się wyłącznie na dowodzie osobistym i pieczątce zameldowania? Bez
rozpoznania ofiary?
Istotnie, błąd. W dodatku istnieje silne prawdopodobieństwo, że Barbara
Borkowska, dziennikarka, była umówiona w miejscu przestępstwa na zbliżoną godzinę,
przybyła tam i została zabita.
Jak?
Jednym strzałem, prosto w serce, od tyłu.
Tam jacyÅ› ludzie mieszkajÄ…...?
Teren i okoliczności sprzyjają popełnieniu tego rodzaju zabójstwa. Pistoletu nie
znaleziono, mógł mieć tłumik.
33
Z kim była umówiona?
Z JoannÄ… ChmielewskÄ…, pisarkÄ….
I co ona mówi?
%7łe dziennikarka była nachalna i natrętna, umówiła się na wywiad wbrew jej woli,
w dodatku spózniła się...
No i teraz wreszcie zrobiło mi się niedobrze...
* * *
Zaczęło się to mniej więcej ze cztery lata temu, a możliwe, że nawet wcześniej, ale ni-
czego nie dostrzegałam i o niczym nie miałam pojęcia.
Co miałaś wczoraj po południu na sobie? spytał znienacka mój mąż pewnego
wrześniowego wieczoru, kiedy już upchnęliśmy dzieci do łóżek i siedzieliśmy przy her-
bacie.
To samo, co i rano odparłam, zdumiona. Także to samo, co i dzisiaj. Nie
mam zbyt wielu strojów, nie zauważyłeś tego?
Przemilczał moje pytanie, siedział jakiś stropiony i nieswój, łypał na mnie okiem
albo wpatrywał się w durszlak, wiszący na ścianie za moimi plecami, bo oczywiście, pi-
liśmy tę herbatę w kuchni. Nie chciało mi się latać z kolacją do pokoju, rozkładanego
stołu jadalnego używaliśmy tylko wtedy, kiedy jedliśmy razem z dziećmi. Od czasu do
czasu należało sprawdzić, czy potrafią posługiwać się nożem i widelcem.
Kolację dzieci jadły wcześniej, my pózniej, i były to zazwyczaj krótkie chwile relaksu.
Tym razem relaks wychodził mu jakoś nie najlepiej.
Zaniepokoiłam się.
Bo co się stało? yle wyglądałam?
Wiem, że po drodze do domu wstąpiłaś na Mokotowską rzekł opornie, ale
z wyrzutem, znów omijając pytanie. Musiałaś...?
Na żadną Mokotowską w drodze do domu nie wstępowałam, nie miałam tam naj-
mniejszego interesu, ponadto na ogół wcale to nie było po drodze. Wyjątkowo tym ra-
zem jechałam z Krakowskiego Przedmieścia, z prokuratury okręgowej, gdzie musia-
łam obgadać parę drobiazgów, potrwało to trochę, śpieszyłam się, przebiłam się do
Marszałkowskiej i jechałam prosto, nigdzie nie zbaczając. Skąd mu ten pomysł wpadł
do głowy?!
Wcale mnie tam nie było. Dlaczego miałam być? Kto to wymyślił?
Patrzył potępiająco to na mnie, to na durszlak.
Widziano cię. Dlatego spytałem, co miałaś na sobie. Ponadto... Mogłabyś zacho-
wywać się trochę taktowniej...
Nic z tego nie mogłam zrozumieć, ale nie przejęłam się wcale. Jakiś idiotyzm, ktoś
się pomylił, kretyn albo kretynka. Nie, raczej kretyn, płci męskiej, facet przeoczy roz-
34
maite szczegóły garderoby, baba zauważy wszystko. Ubrana byłam w zwykły, prosty ko-
stium, ciemnoszary, spódnica, żakiet, beżowa koszulowa bluzka, mój normalny, służbo-
wy strój, na jesienne dni doskonały. Zaraz, czy nie miałam apaszki...? Miałam, cienka,
dobrana kolorystycznie, czarno-szaro-beżowo-oranżowa. Kupiona na jakimś straganie,
żaden unikat.
Zaciekawiło mnie to nagle.
A jak się zachowywałam? spytałam z zainteresowaniem.
To chyba sama wiesz najlepiej odparł z niesmakiem, całą uwagę poświęcając
już teraz durszlakowi. Najwidoczniej nie zasługiwałam nawet na spojrzenie.
Właśnie nie wiem. Może nie pamiętam? Jesteś pewien, że to byłam ja?
Całkowicie. Opisano cię dokładnie, tak jak wyglądałaś. Pomijam już fakt, że byłaś
uprzejma przedstawiać się głośno, prokurator Barbara Borkowska. Myślę, że tego mo-
głaś już nam zaoszczędzić.
Musiałam, wobec tego, upaść na głowę stwierdziłam beztrosko. Nie pojmu-
ję, skąd masz te osobliwe informacje, naprawdę jesteś w stanie uwierzyć, że to byłam ja?
Szczyt nonsensu!
Mąż oderwał wreszcie wzrok od durszlaka, łypnął na mnie ponuro jeden raz i dla
odmiany wpatrzył się w szklankę z herbatą. No owszem, wiedziałam, że zawsze uważał
mnie za istotę zdolną do wszystkiego, ale nawet to moje wszystko powinno mieć ja-
kieś granice. Publiczne wykrzykiwanie na ulicy, że jestem prokuratorem, daleko poza
nie wykraczało. Wzruszyłam ramionami, pewna, że doznał jakiegoś zaćmienia umysłu,
które wkrótce mu przejdzie, i porzuciłam temat. Miałam na głowie kilka trudnych i nie-
przyjemnych spraw, konferencja w okręgowej nieco mnie zirytowała i w ogóle byłam
zmęczona. A musiałam jeszcze przejrzeć akta.
Jakiś czas pózniej, może to były dwa tygodnie, może trzy, nieco wcześniejszym wie-
czorem, zadzwonił telefon i damski głos powiedział:
A pani to nic, że ten pani mąż to tak się z tą Urszulką prowadza, romans na dwa-
dzieścia cztery fajerki, ślepa pani czy co?
Po czym dzwięki zrobiły takie wrażenie, jakby ktoś w tle coś gwałtownie zaszep-
tał, owej babie wyrwano z ręki słuchawkę i rozłączyło się. Zajęta byłam, równocze-
śnie pilnowałam posiłku dzieci, sprzątałam kuchnię i przyrządzałam obiad na jutro.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]