pdf | do ÂściÂągnięcia | ebook | pobieranie | download
Pokrewne
- Strona Główna
- 03 Anne Marie Winston Piknik nad stawem
- 35. Porterfield Marie Kwiat pustyni
- Marie Harte Rachel's Totem 01
- Lisa Marie Rice M
- Drelich i diamenty Wilkins Gina
- Roberts Nora Karuzela szcz晜›cia
- 0754. Fetzer Amy J. Wspomnienie pocałunku
- Crosby_Susan_ _Prawie_miodowy_miesiac
- Maisey Yates Milionerzy z Bostonu
- Kroniki brata Cadfaela 11 DoskonaśÂ‚a tajemnica Peters Ellis
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quendihouse.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawdziła.
Aagodzenie rodzinnych problemów absolutnie mi wystarcza. Kate
z uśmiechem popatrzyła na najstarszego syna. Rodzina była dla niej
41
R
L
T
wszystkim, a wszystkie dzieci traktowała jak swoje.
Mike zamknÄ…Å‚ komputer.
Pójdę pomóc Travisowi, niech już tak nie jęczy.
Kate uśmiechnęła się do niego.
Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
Miranda szła ostrożnie po trawie, starając się przenosić cały ciężar na
palce, bo wysokie obcasy zapadały się w miękkiej ziemi. Nie zdążyła poje-
chać po pracy do domu, żeby założyć bardziej odpowiednie obuwie.
Tilda nie kryła zdumienia, widząc przyjaciółkę zbierającą się do
wyjścia. Miranda zwykle przesiadywała po godzinach; praca ją wciągała,
miała świadomość, że robi coś pożytecznego, że jej wysiłki przełożą się na
konkretnÄ… pomoc dla ludzi zmagajÄ…cych siÄ™ z chorobÄ… i cierpieniem.
Kochała swoją pracę. Ale miłość do ojca była jeszcze silniejsza.
Już drugi raz w tym tygodniu kończysz o czasie odezwała się do
niej Tilda i dodała z uśmiechem: Jeszcze trochę, a ludzie zaczną
podejrzewać, że w twoim życiu jest coś poza pracą.
Miranda sprawdziła, czy wyłączyła komputer. Ostatnio coraz częściej
niechcący zostawiała go w stanie czuwania.
Dzisiaj mój tata ma pierwszy trening z dzieciakami. Wprawdzie
był dopiero koniec stycznia, lecz sezon, który kiedyś zaczynał się w marcu,
teraz ruszał wcześniej. Dzięki temu było więcej czasu na treningi. Cieszyła
się z tego. Ojciec wreszcie wyrwie się z odrętwienia i rozpamiętywania
przeszłości. Będzie miał jakieś zajęcie.
Chcesz się upewnić, czy się nie wycofał.
Nie dopuszczała do siebie tej myśli, jednak przyjaciółka się nie myliła.
Miranda wzruszyła ramionami.
CoÅ› w tym stylu.
42
R
L
T
Przyjechała prosto z laboratorium, przez całą drogę modląc się w
duchu, by ojciec nie zrejterował. Nie zawiódł jej i dzieci, które przyjadą na
pierwszy trening.
Zatrzymała się pod podstawówką i uważnie przesunęła wzrokiem po
zaparkowanych samochodach, szukając czarnego vana ojca. Uparł się, że
będzie sam prowadził, i postawił na swoim. Samochód został dostosowany
do jego możliwości. Rozumiała ojca. Walter, niegdyś zawodnik, a teraz jego
asystent, mógł go wozić, jednak samodzielne poruszanie się dawało ojcu
poczucie niezależności i podbudowywało jego pewność siebie.
Po wypadku ojciec był sparaliżowany od szyi w dół. Kolejne operacje
powoli przywracały mu czucie. Shaw odzyskiwał sprawność, lecz trwało to
latami. Przez cały ten czas Miranda podtrzymywała go na duchu, dodawała
wiary, przebijała się przez mur, jakim się otoczył. Wreszcie ojciec nieco do-
szedł do siebie, wyrwał się z marazmu i odrodził się w nim duch walki.
Gdyby nie ta determinacja, już dawno by się załamał. Tak się jednak
nie stało. Powoli zaczynał funkcjonować coraz sprawniej i na nowo odnaj-
dywać zadowolenie.
To dla niego najlepszy sposób, pomyślała, patrząc na grupkę
dziewięcio i dziesięcioletnich dzieciaków, niecierpliwie czekających na
pierwszy trening. Co rok każda drużyna wybierała sobie zawodowy zespół,
który stawał się ich wzorem. Przez cały sezon dzieci występowały w takich
samych strojach jak ich ulubieńcy.
Ta grupka wyglądała jak drużyna Cubs. Tata akurat nigdy za nimi nie
przepadał. Przed łaty odrzucili go, gdy dopiero zaczynał karierę. Cóż, jakoś
powinno się ułożyć, pomyślała Miranda, w duchu zaciskając kciuki.
Podeszła bliżej ojca.
Cześć, jak idzie? zawołała.
43
R
L
T
Steve Shaw odłożył swoje notatki, odwrócił się na wózku i popatrzył
na córkę. Widziała, że najchętniej by natychmiast uciekł.
W ogóle nie idzie. Nie umiem trenować dzieci wymamrotał,
zniżając głos, by dzieciaki go nie słyszały. Uporczywie patrzył na córkę.
Wiedział, że chciała dla niego dobrze, ale same intencje to mało.
To był kiepski pomysł, Randy.
Przynajmniej zwrócił się do niej nie tak formalnie. Wzięła to za dobry
znak.
Tato, będzie dobrze powiedziała z przekonaniem. Pamiętaj, że tu
chodzi tylko o zabawę, o nic więcej.
Nie dla niego. Wprawdzie nigdy nie należał do ludzi, dla których
najważniejsze jest, by wygrać, jednak na tym polegało jego życie; w każdym
razie kiedyś tak było.
I o zwycięstwo dodał.
To część zabawy odpowiedziała, uśmiechając się do niego
promiennie, w nadziei, że może zarazi go tym uśmiechem. Poklepała ojca po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]